[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pierwszego dnia oświadczyła Youngmanowi, że sam sobie jest winien, gdyż wszedł do środka, zamiast czekać na zewnątrz.Odparł na to, że w szopie stały klatki z kurczakami i z królikami i kojot pozbawiłby rodzinę chłopca całorocznego zapasu jedzenia.A skoro ona miała lekarstwa na podorędziu, to co miał do stracenia? Nic oprócz bólu.Już po miesiącu często spotykała się z Youngmanem w różnych miejscach na mesie i na pustyni.Ich związek zaczął się nietypowo: najpierw wyzwolenie poprzez seks, a dopiero potem rozmowy i koniec samotności.Miłość - co do tego się zgadzali - przyszła niejako wbrew nim.Teraz, w chwili zakończenia pracy w Służbie Zdrowia, miłość stała się tylko ciężarem, kłopotliwą pamiątką.Przywarła do niego, trzymając go w swym wnętrzu.Ale burza słabła, ustępując gwałtownym szkwałom, a zimne, płynne cienie przesuwały się po jej ramionach.- Muszę już jechać.Poczekasz te cztery dni?- Dziewczęta Selwyna jeszcze mnie nie uwiodły - odparł.- Na pewno próbowały.Gdyby miały okazję, to by mnie zatłukły.- Uważaj wobec tego na spadające garnki.- Naprawdę muszę już lecieć - powiedziała Anne, pocałowała go i odepchnęła od siebie.Usiedli i odszukali ubrania.Deszcz wyraźnie słabł, prawie ustawał.- Co to za jeden, ten, którego wyrzuciłeś z biura?- Nikt.Wymyślił jakąś historyjkę o badaniach nad przeciwciałami we krwi.Anne w ciszy dopięła koszulę.- Skąd wiesz, że wymyślił? - Przeczesała palcami włosy.- Wiem.- Youngman, to właśnie o takich badaniach od dawna myśli Służba Zdrowia.I wyrzuciłeś go za drzwi? Czy nie wiesz, ilu Hopi cierpi na anemię i ma pasożyty we krwi?Czuła, jak wzbiera w niej gniew; nie była w stanie go opanować.- Kłamał.- A ilu co rok ślepnie z powodu chorób wenerycznych albo głuchnie od atrezji uszu? Dlaczego nie pozwoliłeś mi z nim pomówić? Czy nie miał żadnego zezwolenia?- List z Window Rock - przyznał Youngman.Nie wspomniał o tym, co Paine robił z ciałem Abnera.Nie chciał szukać usprawiedliwienia.- Aha, to o to poszło.Miał list od Nawahów, a to było dla ciebie za mało.Bardzo dziękuję.Być może ja miałabym na ten temat odmienne zdanie.Czuła, jak z każdym słowem odgradza się od niej i oddala.Czy to ma jakiś sens, pomyślała.We dwójkę stanowili świetny przykład sił odśrodkowych.Dlaczego walczyła przeciw tej sile?Youngman sięgnął do przedniego schowka po papierosy.- Pal swoje - powiedziała Anne.- Ale twoje są stęchłe.- To co?- Równie dobrze mogę je wypalić.Pomijając upór, drażniły ją również jego przyzwyczajenia biedaka.Tak naprawdę to palenie stęchłych papierosów zaczęło się jednak w więzieniu.- Nie ufasz Nawahom, nie ufasz białym.Czy jesteś paranoikiem? Jeżeli tak nienawidzisz pomocy z zewnątrz, to dlaczego znosisz mnie? - zapytała.- Kocham cię.- Tak po prostu?- A cóż mogłoby być bardziej proste?- Youngman, wyjeżdżam stąd za tydzień.Jedziesz ze mną?- Do Phoenix?- Niekoniecznie do Phoenix.Gdziekolwiek.Do Meksyku, jeżeli masz ochotę.- Co mam tam robić?- Jesteś jednym z niewielu Hopi, który może sobie dać radę poza rezerwatem.Znasz się na fotografii, malarstwie.A ja mam dość pieniędzy, żeby starczyło nam na rozruch.- Wiesz, że mogłabyś tutaj zostać.- Ja już zostałam.Przyglądałam się, jak toczysz bitwy z tymi wszystkimi urojonymi obelgami, których rzekomo doświadczałeś od ludzi, w rzeczywistości pragnących przyjść ci z pomocą.Podobnie postąpiłeś z Franklinem.- On też chce mi pomóc? - Youngman zaśmiał się.- Jego fundacja występuje, między innymi, w imieniu wielu firm farmaceutycznych.Hopi potrzebne są lekarstwa i pieniądze na własny szpital.Miałam nadzieję, że przed wyjazdem uda mi się załatwić tę darowiznę, ale dotąd byłam głównie zajęta przepraszaniem za ciebie.- Nie! - Twarz Youngmana pociemniała z gniewu.- Nigdy tych ludzi nie przepraszaj w moim imieniu.Anne popatrzyła przez szybę na szybko znikającą tęczę.Była raczej przygnębiona niż zła.„Ci ludzie" to obcy, Angole, biali.Jakimś zrządzeniem losu Youngman dla niej zrobił wyjątek.Ale pewnego dnia i to by się skończyło.a ona błaga go, żeby wyjechał z nią z rezerwatu.Czy zwariowała do reszty?- Może to tylko seks - szepnęła do siebie.- Może.- Youngman miał dobry słuch.Nie miała ochoty powtórnie wybuchnąć płaczem w jego obecności, wyjęła więc kluczyk i zapuściła silnik.- Przez parę dni będziemy obozować na pustyni, a potem pojedziemy na ryby do Joe Momoa.Razem z nim przyjedziemy na Taniec Węży.Tam się spotkamy.- Nie jedź.- Dlaczego nie? - Anne oparła ręce o kierownicę.Youngman nie wiedział.Wyrwało mu się to w pośpiechu, nie wskutek jakichś przemyśleń, tylko w wyniku natłoku wrażeń i obrazów.Konie Joe Momoa, rysunek z piasku, oczy Abnera, czarne, śmierdzące plamy.Ich zapach.- Posłuchaj [ Pobierz całość w formacie PDF ]