[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.49Od czasu swych setnych urodzin Maude była cztery razy wyrywana ze szponówśmierci.Podczas ostatniego pobytu staruszki w szpitalu nad łóżkiem, w którym leżała,pojawił się ręcznie wykonany napis: Nie reanimować.pod żadnym pozorem.Lekarzepodejrzewali, że było to dzieło jej osiemdziesięcioletniego syna, który po czwartym, cu-downym powrocie Maude z długiego białego tunelu miał powiedzieć: O nie, dajcie mijuż spokój.Austin wyłączył światło w salce, gdzie obecnie Maude spoczywała.Westchnął.Chociaż bardzo się starali, nie udało się im uporać ze zgorzkniałym wyrazem jej twa-rzy. Dobrej nocki, Maude wymamrotał.Jednak temu dziecinnemu powiedzeniu,kierowanemu jako ostatnie do klientów i będącemu już rytuałem, dziś wieczorem nietowarzyszył zwykły uśmiech.Austin zbyt martwił się o Luke a i Rositę.Od czasu rozmowy telefonicznej z Regan, jakąś godzinę temu, podejrzenie, że cidwoje zostali porwani, stało się niemal pewnością.Po cóż innego byłby potrzebnyRegan numer rejestracyjny limuzyny i numer rachunku za E-Z Pass? Z jakiego innegopowodu nie mogłaby rozmawiać z nim o tej sprawie przez telefon?Godzinę pózniej, kiedy do biura przybyła Regan wraz ze sprowadzoną tu przez sie-bie Alvirah, jego podejrzenia zostały potwierdzone. Policja ma wasze telefony na podsłuchu wyjaśniła Regan. Nie można wyklu-czyć, że porywacze mogliby zadzwonić tutaj.Zaskoczyło ich nagłe pukanie w okno. Co się znowu dzieje, u licha? wymruczał Austin, gdy rozpoznał zdziwionytwarz Ernesta Bumblesa, który przycisnąwszy nos do szyby, z uśmiechem wywijał kunim paczką, już znaną Austinowi z poprzedniej wizyty.Podszedł do okna i chwilę się z nim szamotał, zanim udało mu się je otworzyć. Bardzo mi przykro, że państwa niepokoję rzekł Ernest, najwyrazniej mijając sięz prawdą ale zobaczyłem światło i pomyślałem, że może pan Reilly wrócił.Tym razem Austin nawet nie próbował powściągnąć irytacji w swoim głosie: Nie ma go tutaj! Skoro chce pan zostawić paczkę, to proszę, dopilnuję, żeby ją do-stał.A jeszcze lepiej, jeśli jego córka wezmie ją dla niego do domu.Oto ona. Wskazałna Regan.Ernest wetknął głowę przez okno. Miło mi panią poznać.Pani ojciec jest cudownym człowiekiem.Nie ufam mu, pomyślała Regan.Alvirah obróciła się w kierunku okna, żeby broszka nie uroniła ani jednego słowa. Przepraszam, że nie mogę wejść, ale moja żona, Dolly, czeka w samochodzie.Nieczuje się zbyt dobrze.Pojechaliśmy śpiewać wieczorem w chórze kolędy, a ona nadwe-rężyła sobie struny głosowe przy ostatniej frazie La, la, la, la, la, la, la, la, przybierz domswój ostrokrzewem.50To była moja ulubiona kolęda, pomyślała Regan.Już nią nie jest. Wrócę jutro.Pragnę to wręczyć pani ojcu osobiście.No to na razie. Ernest znik-nął jak zawodnik w teleturnieju, któremu nie udało się odpowiedzieć na końcowe py-tanie.Austin zamknął okno z trzaskiem. Ten facet ma kompletnego fioła. A kto to? spytała Regan. Szef jednego ze stowarzyszeń ogrodniczych.Kilka lat temu nadali tam twemuojcu jakiś tytuł honorowy. Spodziewałam się tego powiedziała Regan. Ojciec działa w wielu organiza-cjach i wszędzie otrzymuje tytuły honorowe.Regan uświadomiła sobie, że wprost pada z nóg.Tutaj już niczego więcej nie mogłazdziałać.Austin powiedział jej, że absolutnie nie przychodzi mu na myśl nikt, kto mógł-by chcieć wyrządzić Luke owi jakąś krzywdę.Nie przypominał sobie także, aby w któ-rymś z trzech domów pogrzebowych Luke a zdarzyło się coś niezwykłego. Chyba już pójdziemy rzekła. Ustaliliśmy, że na tę noc zostanę z mamąw szpitalu, a jeszcze muszę odprowadzić samochód na Manhattan, żeby policja mogłago przygotować na jutro. Regan, przyjdę tu wcześnie rano i zacznę wertować nasze archiwa z ostatnich kil-ku miesięcy, żeby przekonać się, czy w tym czasie nie było jakichś kłopotów, o którychmi nie wiadomo obiecał Austin. Wątpię, czy cokolwiek znajdę, ale poszukać war-to.Kiedy cała trójka ruszyła ku wyjściu, Alvirah dostrzegła dyskretnie umieszczoną wy-wieszkę z nazwiskiem Maude Gherkin i strzałkę wskazującą pomieszczenie, gdzie spo-czywały jej zwłoki.Alvirah przeżegnała się. Niech odpoczywa w pokoju wiecznym.Czy słyszeliście historię o kobiecie, któraprzechodziła w Nowym Jorku koło domu pogrzebowego Franka Campbella i musiałaskorzystać z toalety? Wstąpiła więc tam, ale uznała, że nie może wyjść bez okazania ja-kiemuś zmarłemu swego szacunku.Zajrzała do sali, gdzie nie było żadnych żałobnikówprzy biedaczysku w urnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]