[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widoczność była na jakieś piętnaście czy dwadzieścia kilometrów i to pomimo padającego deszczu.Pokrywa chmur znajdowała się powyżej linii wzgórz, otaczających dolinę, pozwalając widzieć daleko, choć - ze względu na spowodowaną deszczem małą rozdzielczość obrazu - bez możliwości dostrzeżenia szczegółów na ziemi.Nie miałem jednak najmniejszych wątpliwości, co widzę.Obserwowałem przecież, jak to powstaje!Wpierw mały teren na wschodzie wydał się oświetlany potężnymi błyskawicami.Zamiast jednak przerywanych i nieregularnych błysków wśród chmur; wystąpiło ciągłe i bardzo silne światło, tak silne, że wydawało się, iż w centrum chmury znajduje się jego pojedyncze i potężne źródło.Z chmury jednak nie wynurzyło się nic.Potem nagle pobliski terem począł wirować.Widziałem kiedyś coś podobnego, chociaż bez owego centralnego i potężniejącego wciąż źródła światła.Zwano to tornadem, a czasami cyklonem.Z jasnego centrum w kierunku ziemi wystrzeliły długie jęzory elektryczności, a w chwilę później seria potężnych gromów, odbijających się echem od ścian doliny oznajmiła ich dotarcie do powierzchni ziemi.Nie byłem w stanie dostrzec, co znajdowało się w miejscach uderzenia tych wyładowań, czułem jedynie ulgę, że mnie tam nie było.Potem z tego jaskrawego, świecącego centrum zaczęło się wydobywać coś na kształt leja, nie takiego jednak, jak przy tornadzie; ten był wprost geometrycznie regularny.Stożek naładowany.czym?.opuszczał się ku ziemi pośród szalonego tańca błyskawic.Wraz ze zbliżaniem się do ziemi i wreszcie w zetknięciu z nią, ten żółtawy stożek począł się zmieniać, ciemnieć i nabierać kolorów.Czerwienie, pomarańcze i fiolety wirowały wewnątrz, nie mieszając się jednak ze sobą.Mogłem zrozumieć, dlaczego ludzie prości przypisywali czemuś takiemu moc nadprzyrodzoną.Kiedy go teraz obserwowałem, ten wir kolorów i potężnych sił spłaszczył się niemal do formy cylindrycznej, i zaczął posuwać się naprzód.Inni, słysząc.grzmot, dołączyli do mnie w moim punkcie obserwacyjnym.Burza, choć odległa, budziła grożę i wszyscy wydawali się przyciągani jak magnesem jęj nieubłaganym, choć kapryśnym marszem przez dolinę.Wszyscy, z wyjątkiem Korila.- Myślę, że na nas już czas - powiedział spokojnym głosem.Kilkoro spośród nas zwróciło ku niemu zdumione twarze.- Nie ma jeszcze piątej - zauważyłem.Skinął głową.- Nie zaryzykują lądowania wahadłowcem, kiedy w pobliżu szaleje wicher tabor.Systemy automatyczne wyłączą się całkowicie na czas jego trwania, by nie przyciągać burzy.A to oznacza brak elektryczności i automatycznych wartowników, żadnych lądowań, kompletny spokój.Zresztą w tej chwili wszelkie pojemniki z ładunkami energii dla laserów odciągane są tymi tunelami, byle jak najdalej od Zamku.A to z kolei oznacza, że znajdziemy się pomiędzy tymi ładunkami a ludźmi, którzy mogliby ich użyć.To mi bardzo odpowiada.Burza to wspaniałe zrządzenie losu! Ruszajmy!Niemal hipnotyczny wpływ, jaki wywierał wicher tabor, utrudniał nam odejście, jednak wszyscy doskonale rozumieliśmy pośpiech Korila.Zarzuciliśmy na ramiona nasze skromne bagaże i skierowaliśmy się w kierunku niczym nie wyróżniającego się lasku, odległego zaledwie o jakieś sześćdziesiąt metrów od naszego biwaku.- Warta się wycofała - powiedział zadowolony Koril.- To nam ułatwi zadanie.Jeśli uda się nam jeszcze cichaczem przejść obok straży wewnętrznych, znajdziemy się w środku, nie pozostawiając za sobą żadnych śladów.Ryk wichru tabar rozległ się bardzo blisko.- Czy nie należałoby pozbyć się pistoletów laserowych? - spytał nerwowo Kimil.- Raczej nie - odparł główny czarc.- Jestem skłonny zaryzykować.Jeśli nadal szczęście będzie nam sprzyjało, to może się okazać, że będziemy jedynymi, którzy są wyposażeni w tę broń.Czar rzucony w lasku był doskonale wykonany, bardo precyzyjny i niemal niemożliwy do wykrycia.Przede wszystkim bardzo niewielu wiedziało o tym, że Zamek posiada jakieś tylne wejścia i wyjścia, choć przecież nikt nie buduje fortecy bez odpowiedniego systemu ucieczki i tajemnej drogi zaopatrzenia.To było jedno z takich miejsc; drugie, jeśli chodzi o odległość od Zamku, ale za to najbardziej bezpośrednie [ Pobierz całość w formacie PDF ]