RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właściwie było niewskazane, żeby odnaleziony łup leżał jeszcze, przez całą noc bez żadnej ochrony.Przepisy miały swoje wymagania.Pora nie była zbyt późna, zaledwie wpół do siódmej, a jego kolega, prowadzący tę sprawę, poczułby się uszczęśliwiony nawet gdyby udzielono mu tej informacji w środku nocy, wyrywając go z najgłębszego snu.Tym bardziej będzie uszczęśli­wiony teraz.- W takim razie jeszcze dziś - zdecydował.- Zaraz zadzwonię do tego kolegi i niech załatwia sprawę od razu.Powiecie mu wszystko, co­ście widzieli i słyszeli, to nie będzie długo trwało.No, naprawdę należy wam się nagroda!.Jeszcze tego samego dnia, późnym wieczorem, na starym strychu znalazła się cała rodzina.Nikt nie chciał czekać z oględzinami do jutra.Milicja udostępniła pomieszczenie, wyniósłszy przedtem ze strychu sąsiadki liczne, bardzo ciężkie pakunki.Jeden z przybyłych pracowni­ków MO, w cywilnym ubraniu, a zatem nieznanej rangi, po krótkiej konferencji z kapitanem jął patrzeć na Janeczkę i Pawełka z tak bez­granicznym uwielbieniem, podziwem i zachwytem, zmieszanym z od­robiną przerażenia, że rodzina poczuła się zaniepokojona.Wszyscy jednakże pojęli jego uczucia, kiedy zostały wyjaśnione przyczyny, dla których zrezygnowano z zaplanowanej na następny dzień rewizji.Z zapałem i nieopanowaną ciekawością wdarli się teraz na strych potomkowie jego dawnych właścicieli i rzucili się do oględzin.Nie za­znali rozczarowania.- Ależ to fenomenalne rzeczy! - wykrzykiwała z zachwytem ciotka Monika.- Jak żyję, nie widziałam takiej cudownej rupieciarni! Po­patrzcie, żelazko na węgiel drzewny.!- Nasi przodkowie musieli mieć głęboką awersję do wyrzucania gratów - stwierdził pan Chabrowicz, grzebiąc pod ścianami.- Przecież tu leży dorobek całych pokoleń!Babcia rozglądała się po pomieszczeniu z rumieńcami wzruszenia na twarzy.- Dopiero teraz rozumiem, dlaczego ten kapitan tak dziwnie wy­glądał, jak zszedł na dół - powiedziała.- Cały jakby czymś przysypany albo pleśnią porosły.Taką szarą.Aż się przestraszyłam.- To ten kurz - mruknęła pani Krystyna, bez reszty zajęta małą, nieco zdemolowaną komódką bez szuflad.- Chyba stuletni.- Z pewnością musiał się w nim tarzać!- Ale możecie się nie przejmować, maszynę do tortur oglądał i nic - ogłosił wszem i wobec Pawełek, dumny ze strychu tak, jakby co naj­mniej sam go urządzał.- Dał słowo, że nie będzie się czepiał.Ciotka Monika obróciła się ku niemu z niebotycznym zdumieniem.- Jaką maszynę do tortur.?- No, jak to jaką, tam stoi.Ciotka Monika w tym momencie dostrzegła swego syna, który w drugim kącie brzęczał jakimś żelastwem, wzniecając chmury kurzu.- Rafał, na litość boską, co ty robisz?! Jak ty będziesz wyglą­dał.?!- Słuchajcie, jak Boga kocham, zbroja! - zawołał Rafał, przejęty do nieprzytomności.- Tu są kawałki pancerza!- No i cóż takiego, musieli mieć zbroje, jeżeli tyle mieli do czynie­nia z wrogami - mruknęła Janeczka.Rafał wywlókł z kąta jakieś żelaza, będące niewątpliwie prawdzi­wymi kawałkami zbroi.Część naramiennika odpadła i potoczyła się po podłodze.Pan Chabrowicz z niejakim opóźnieniem zwrócił się do Pa­wełka.- Co ty mi tu za brednie opowiadasz? - spytał podejrzliwie.- Jaka znowu maszyna do tortur?- Co on mówi? - zaniepokoiła się babcia.- Jaka maszyna do tor­tur?Do pani Krystyny również dotarło.Obejrzała się niespokojnie, po czym wylazła ze stosu rupieci.Pawełek ponownie dokonywał prezen­tacji.- O, proszę! Stoi przecież.W środku ma żelazo, odcinali tym po kawałku ręce i nogi tym swoim wrogom.Na krótki moment zapadło milczenie, nawet Rafał przestał brzę­czeć pancerzem.- Boże, zlituj się.! - jęknęła cichym głosem pani Krystyna.Babcia ocknęła się z osłupienia i zgrozy, szybkim krokiem podesz­ła do strasznej maszyny, obejrzała ją z radosnym niedowierzaniem.- Coś podobnego! - wykrzyknęła wzruszona.- Ależ to szatkownica! Ileż lat ja czegoś takiego nie widziałam!- Co? - spytał Pawełek nieżyczliwie i z urazą.- Szatkownica, mówię.Do szatkowania kapusty.Słuchajcie, nakisimy kapusty, chcecie? Skoro mamy szatkownicę.?W mgnieniu oka wszyscy oprzytomnieli i odzyskali równowagę.- Mamo, to jest przedmiot zabytkowy i nie należy go używać - po­wiedziała ciotka Monika pośpiesznie.- Kapustę lepiej kupować w sklepie.Pan Chabrowicz z zajęciem obejrzał antyk.- Więc to ma być maszyna do tortur, tak? Czy ja wiem.Osobiście szatkowanie kapusty mógłbym uważać za torturę.Pawełek zamierzał się śmiertelnie obrazić, ale wzrok jego padł na Rafała.Rafałowi kapusta była obojętna, wracał już do swego kąta z nadzieją znalezienia jeszcze tarczy i miecza, kiedy po drodze natknął się na jakieś duże, dziwne pudło.Odłożył pancerz i obejrzał je z zaję­ciem.- Hej, a to co?- Nie rusz!!! - wrzasnął Pawełek, rzucając się ku niemu, ale już było za późno.Rafał pokręcił korbką.Potężny, chrapliwy ryk za­grzmiał jak trąby na sąd ostateczny, wstrząsając straszliwie całą rodzi­ną.Wszyscy poderwali się z ustami otwartymi do okrzyków, nie mogąc wydobyć z siebie głosu.- No i czego kręcisz? - rozzłościł się Pawełek.- Kto ci każe? To jest maszyna do odstraszania wroga?- Więc to tym.! - zachłysnęła się babcia.- Tym ten łajdak mnie straszył!!!- Widocznie uznał cię za wroga - mruknęła ciotka Monika, z tru­dem przychodząc do siebie.- Dajcie mi obejrzeć! - zawołał pan Chabrowicz, odzyskując zdol­ność ruchu.- Cóż to jest, na litość boską?!Dziadek zostawił na chwilę pudło ze starą korespondencją, którą był od początku zajęty, i zbliżył się do straszącej maszyny.- Jak to, nie wiecie? - zdziwił się.- Katarynka oczywiście.Bardzo stara i obawiam się, że trochę zepsuta.Tak właśnie wyglądają owe jęki walącego się budynku.Dopiero po dość długiej chwili grono potomków wróciło do skar­bów po przodkach.Janeczka znalazła kalejdoskop i obydwoje z Pawełkiem zajęli się nim, nie zwracając już zbytniej uwagi na resztę ro­dziny.Rafał wygrzebał hełm, babcia natknęła się na moździerz i gwał­townie zaczęła domagać się tłuczka.Pani Krystyna odkryła za zdemo­lowanym fotelem starą maszynę do szycia, pod nią stos jakichś żelaz­nych i mosiężnych drobiazgów.Wyciągnęła spod nich tłuczek dla bab­ci.- Patrzcie, żyrandol na świece! - krzyknęła zachwycona ciotka Monika.- Fantazja! Na dwanaście świec? Słuchajcie, pozwólcie mi go sobie powiesić!- A wieszaj sobie.- mruknął z roztargnieniem pan Chahrowicz, z narastającym zapałem grzebiąc w owym stosie drobiazgów.Pawełek oderwał się na moment od kalejdoskopu.- Na szyi.? - spytał zdumionym szeptem.- No, coś ty! - odszepnęła Janeczka.- Na suficie chyba? Ty, to się zmienia po kawałku.Pan Roman stopniowo tracił przytomność umysłu.W odkrytym pod maszyną stosie znajdowały się niewiarygodne rzeczy.- Nakrętki do kranów, rurki, kolanka.- mamrotał w upojeniu.- Skarby! Skarby! Klucze, śruby.! Podkładki.Pani Krystyna, wezwawszy na pomoc Rafała, odciągnęła nieco zdemolowany fotel [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl