[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ja dowiedziałam się o wszystkim tego ranka, po tym jak się rozsta-łam z Aeldene.Dlatego właśnie musiałam kazać jej prowadzić, bo nie znałam dokład-nie drogi.Raczej nie byłoby dobrze, gdyby Myrelle to odkryła, nieprawdaż? O Nisao teżnie wiedziałam.Myślałam, że one prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiają. Zerknęłana %7łółtą siostrę i z irytacją potrząsnęła głową.Siuan bardzo zle to znosiła, gdy nie uda-ło jej się czegoś dowiedzieć. Chyba że oślepłam i zgłupiałam, bo te dwie. Krzy-wiąc się, jakby miała pełne usta czegoś przegniłego, splunęła, starając się znalezć jakieś225odpowiednie określenie.Nagle złapała Egwene za rękaw. Idą już, zaraz się sama prze-konasz.Myrelle wyszła z namiotu pierwsza, a za nią jakiś mężczyzna ubrany jedynie w wy-sokie buty i spodnie, który musiał się pochylić, żeby nie zawadzić o sklepienie wyjścia;w ręku trzymał obnażony miecz, a owłosioną pierś miał pokrytą krzyżującymi się bli-znami.Był od niej wyższy o dobrą głowę i ramiona, wyższy od wszystkich innych Straż-ników.Długie, ciemne włosy, przewiązane splecionym rzemykiem na skroniach, posi-wiały mu wprawdzie jeszcze bardziej od czasu, gdy Egwene widziała go po raz ostatni,ale w Lanie Mandragoranie nie było nic miękkiego.Część elementów układanki naglewskoczyła na swoje miejsce, a mimo to nadal nie widziała całości.Był Strażnikiem Mo-iraine, Aes Sedai, która wywiozła ją, Randa i pozostałych z Dwu Rzek, zdawało się całyWiek temu, ale Moiraine poległa podczas walki, w trakcie której zabiła Lanfear, a Lanzaginął tuż po tym w Cairhien.Może Siuan to wszystko rozumiała; dla niej cała spra-wa była mętna.Myrelle mruknęła coś do Lana i dotknęła jego ramienia.Wzdrygnął się nieznacznie,niczym nerwowy koń, ale ani na moment nie odwrócił swego twardego spojrzenia odEgwene.A potem jednak przytaknął i obróciwszy się, odszedł długimi krokami w stro-nę rozłożystych dębowych konarów.Tam uchwyciwszy oburącz rękojeść miecza, uniósłgo w górę, stanął na jednej nodze i w takiej pozycji zastygł w bezruchu.Nisao przez chwilę patrzyła na niego ze zmarszczonym czołem, jakby i ona widzia-ła tu jakąś zagadkę.Potem jej wzrok napotkał wzrok Myrelle i ich spojrzenia pomknęłyku Egwene.Zamiast jednak do niej podejść, zbliżyły się do siebie i porozumiały gorącz-kowym szeptem.W każdym razie na początku była to wymiana zdań.Potem Nisao tyl-ko stała, kręcąc głową z niedowierzaniem albo zaprzeczając. Ty mnie w to wciągnęłaś warknęła głośno na koniec. Byłam ślepą idiotką, żecię posłuchałam. Zapowiada się na coś.interesującego stwierdziła Siuan, kiedy nareszcie zwró-ciły się ku niej i Egwene.Sposób, w jaki zaakcentowała to ostatnie słowo, sprawił, że za-brzmiało wybitnie nieprzyjemnie.Myrelle i Nisao pospiesznie dotykały włosów i sukien w trakcie pokonywania tejkrótkiej odległości, jakby się upewniały, że wszystko jest w należytym porządku.Wy-glądały na osoby na czymś przyłapane Na czym? , zastanawiała się Egwene alenajwyrazniej zamierzały robić jak najlepszą minę do bardzo złej gry. Może zechcesz wejść do środka, Matko zaproponowała Myrelle, wskazując ge-stem najbliższy namiot.Jedynie nieznaczne drżenie w głosie zadawało kłam jej chłod-nej twarzy.Nie było już na niej potu.Został, rzecz jasna, wytarty, ale nie wystąpił po-nownie. Dziękuję, ale nie zechcę, córko.226 Trochę winnego ponczu? spytała z uśmiechem Nisao.Mimo rąk założonychna piersi, wyglądała na zaniepokojoną. Siuan, idz, powiedz Nicoli, żeby przyniosłaponczu. Siuan nie ruszyła się z miejsca, a Nisao zamrugała ze zdziwienia, zaciskającwargi.Uśmiech jednak powrócił błyskawicznie i nieznacznie podniosła głos. Nico-la? Przynieś poncz, dziecko.To niestety poncz z suszonych czarnych jagód dodała narzecz Egwene ale całkiem znośny. Nie chcę ponczu odparła szorstkim tonem Egwene.Zza namiotu wyłoniła sięNicola, która ewidentnie nie zamierzała biec, żeby wykonać polecenie.Zamiast tegoprzystanęła w miejscu i zapatrzyła się na cztery Aes Sedai, zagryzając dolną wargę.Ni-sao błysnęła wściekłym spojrzeniem, które dawało się określić jedynie słowem nie-smak , ale nic nie powiedziała.Jeszcze jeden element układanki wskoczył na swoje miej-sce, a Egwene zaczęła oddychać nieco swobodniej. Ja, córko, chcę.ja domagam sięwyjaśnień.Myrelle wyciągnęła rękę w błagalnym geście. Matko, Moiraine nie wybrała mnie dlatego, że byłyśmy przyjaciółkami.Dwóchmoich Strażników należało pierwotnie do sióstr, które umarły.Avar i Nuhel.Od stuleciżadna inna siostra nie uratowała więcej niż jednego. A ja zaangażowałam się w całą sprawę wyłącznie z powodu jego umysłu doda-ła pospiesznie Nisao. Interesuję się, w pewnym stopniu, chorobami umysłu, a w je-go przypadku słusznie będzie tak to nazwać.Myrelle praktycznie wciągnęła mnie w tosiłą.Myrelle wygładziła spódnice i skierowała ponure spojrzenie na %7łółtą siostrę. Matko, kiedy umiera Aes Sedai jakiegoś Strażnika, to dzieje się tak, jakby onwchłonął jej śmierć i dawał się przez nią pożerać od środka.On. Wiem o tym, Myrelle przerwała jej ostro Egwene.Siuan i Leane sporo jej opo-wiedziały na ten temat, aczkolwiek żadna nie miała pojęcia, że pyta o to, bo chce wie-dzieć, czego się spodziewać ze strony Gawyna.Myrelle nazwała to kiepskim interesemi być może miała rację.Gdy umierał jakiś Strażnik, siostrę, do której należał, ogarniałsmutek; potrafiła jakoś nad nim zapanować, jakoś ukryć go w sobie, jednak prędzej czypózniej ten smutek wyżerał sobie drogę na zewnątrz.Taka Siuan, na przykład, jakkol-wiek dobrze sobie radziła, kiedy towarzyszyły jej inne siostry, nadal przepłakiwała całenoce po Alriku, zabitym w dniu, w którym została pozbawiona tronu.Tylko czym byłyte tygodnie łez w porównaniu z samą śmiercią? W opowieściach roiło się od Strażni-ków, którzy umierali, mszcząc się za swe Aes Sedai, i w rzeczy samej często o to właśniechodziło.Mężczyzna, który chciał umrzeć, mężczyzna szukający tego, co go mogło za-bić, był gotów pójść na takie ryzyko, którego nawet Strażnik nie mógł przeżyć.Jej zda-niem chyba najstraszniejszym elementem tego wszystkiego było to, że oni wiedzieli.Wiedzieli, jaki czeka ich los, jeśli ich Aes Sedai umrze, wiedzieli, co ich będzie napędza-227ło po jej śmierci, i nie znali niczego takiego, co mogłoby to zmienić.Nie potrafiła sobiewyobrazić, ile odwagi wymagała akceptacja takiej umowy.Stanęła z boku, dzięki czemu widziała wyraznie Lana.Nadal stał bez ruchu, zdającsię wręcz nie oddychać [ Pobierz całość w formacie PDF ]