[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nim się nasz towarzysz obejrzał, barczysty oberżysta schwycił go zakołnierz, położył go na podłodze, przykrył go jakimś ubraniem i zatrzasnął szafę.Jak się okazało, do pokoju weszła bratowa oberżysty, która miała jakiś interes do nie-go.Wystraszony mimowolny rewolucjonista nie mógł od razu zrozumieć, o co bratowejchodzi, i czynił rozpaczliwe wysiłki, by zasłonić swym ciałem miejsce, gdzie leżał nasztowarzysz, którego nieprzykryta noga sterczała spod płachty.Wreszcie, widząc, że wszel-kie usiłowania są daremnymi i że bratowa uparcie patrzy na ową nieszczęśliwą nogę, pod-skoczył do zdziwionej kobiety i wyrzucił ją za drzwi.Po tym wypadku oberżysta był wrozpaczy, tym bardziej, że nasz towarzysz zgromił go ostro za takie zachowanie się, którewięcej, niż co innego, zwrócić może uwagę otoczenia na ich stosunek.Lecz oberżystauspokoił się nieco dopiero wtedy, gdy jakąś dziwaczną kotarą odgrodził kąt w pokoju iumieścił w nim szafę z bibułą.Nasz towarzysz natychmiast po wejściu do pokoju był wpy-chany za kotarę, gdzie w mroku i ciasnocie mógł już gospodarzyć swobodniej.Po dwóch latach takiej niewoli oberżysta nie wytrzymał tej katorgi i porzucił swą obe-rżę.Wyniósł się do spokojniejszych stron, w głąb kraju, lecz przez cały ten czas oddał nie-obliczone usługi wrogom caratu.Inna ofiara naszego towarzysza, już więcej świadoma i zdająca sobie sprawę z tego,co czyni, była żoną jednego z urzędników komorowych w tej okolicy.Pani Z* pochodziła z niemieckiej, spolszczonej już rodziny i jako guwernantka w bo-gatym urzędniczym domu, wyszła za mąż za krewnego swego pryncypała, Rosjanina iurzędnika celnego.Pan Z* 1, gdy go los zetknął na polskiej ziemi z naszym towarzyszem,był już zupełną ruiną człowieka.Wyniszczyły go zupełnie choroby skutki hulaszczegożycia w młodości.Może był niegdyś niegłupim, lecz w owym czasie był to zidiociałyszkielet człowieka, który z ludzkich funkcji zachował bodaj tylko zdolność trawienia i le-niwego poruszania się z miejsca na miejsce.Trzymano go na urzędzie jedynie dlatego, żeze względu na krewnego, wysokiego urzędnika w Petersburgu, chciano mu pozwolić nawysłużenie emerytury.Małżeństwo miało córkę kilkunastoletnią, która się kształciła wjakimś zakładzie naukowym w Warszawie.Pani Z*, związana z człowiekiem pół-trupem, zdala od córki, do której była przywią-zana całym sercem, nie znajdowała w swym otoczeniu, składającym się z nieokrzesanych,często pijanych urzędników, nic takiego, coby mogło zapełnić jako tako jej życie.W tymczasie przybył w owe okolice towarzysz X.Znajomość zawiązała się wypadkowo.Towa-1Z* Witte, daleki krewny ministra Witte go.rzysz X.wyjeżdżał w interesie fabryki do Warszawy i był proszony o dostarczenie córcepaństwa Z* prezenciku od rodziców.Wrócił z listem córki i znajomość została zawarta.Popewnym czasie nasz towarzysz zdecydował się na zużytkowanie dla sprawy tej nowejznajomości.Na razie powiedział pani Z*, że jakiś znajomy z Warszawy prosił go o dostarczeniemu kilku książek niecenzuralnych, a że w jego kawalerskim mieszkaniu mogły wpaść onew oko komuś ze służby, prosił o przechowanie książek do czasu oddania ich w należyteręce.Gdy pani Z* się zgodziła, przyniósł jej kilka, specjalnie w tym celu wypisanych, to-mików poezji polskich i parę książek historycznych.Było to zrobione, naturalnie, w celuoswojenia ofiary z nielegalną książką i wysondowania, czy nie wywoła to strachu.PaniZ* okazała się odważną i nie tylko przechowała książki, lecz i przeczytała je.Wkrótce, jaki u owego oberżysty, liczba książek, przechowywanych u pani Z*, zaczęła wzrastać, treśćich zaczęła nabierać określeńszej barwy, a gdy to nie zrażało pani Z*, towarzysz nasz na-reszcie zwierzył się jej, że należy do organizacji, walczącej z rządem carskim, i zapropo-nował jej od czasu do czasu pomagać mu w robocie.Dla pani Z* znajomość z naszym towarzyszem oraz interesy z bibułą były zapełnie-niem przerażającej pustki życiowej, a zresztą czuła ona pewnego rodzaju litość dla sym-patycznego chłopca, który dla idei narażał się na widoczne niebezpieczeństwo.Zgodziłasię więc na propozycję i oddała swe mieszkanie oraz swoje siły na usługi naszemu towa-rzyszowi.Dla niego pomoc ta była bardzo cenną.Mieszkanie państwa Z* znajdowało sięw dużym murowanym domu, gdzie się mieściło kilka rodzin urzędniczych, więc samomiejsce było swego rodzaju tabu dla zielonych, a w dodatku towarzysz X.mógł używaćnieraz pomocy pani Z*, a przez nią i jej męża, dla osłony poważniejszych transportów wgłąb kraju.Jeden z towarzyszów, który brał udział w przewiezieniu takiego poważniejszegotransportu, opisywał swoje przejścia w tym wypadku w następujący sposób.*** Miałem przywiezć do Warszawy świeży numer Przedświtu , mniej więcej dwa pu-dy bibuły.W tym celu musiałem jechać do miasteczka, oddalonego od granicy o kilka mil,gdzie towarzysz X.miał mi oddać już przetransportowany Przedświt.Randka miała na-stąpić u jakiegoś znajomego X.Przyjechałem szczęśliwie, zastałem X., lecz bibuły niebyło. Nie przywiozłem nic oświadczył mi X., bo mam na myśli coś większego.Dzisiajpod wieczór oczekuję czcionek dla naszej drukarni, więc dobrze byłoby, gdybyś zabrałwszystko od razu czcionki i Przedświt. Ależ do diabła! zaprotestowałem, cóż ty mnie chcesz obładować, jak osła! Dwapudy bibuły, a tego metalu tyleż, czy więcej.Jak, u licha, ja to powiozę? Już ty się nie bój, śmiał się X., już ja ci to urządzę, obmyśliłem już wszystko.Tylko śpieszmy.Mamy kilka godzin czasu do przyjścia transportu, a wtedy muszę być wdomu.Jazda, brachu!Jak jazda, to jazda! Ruszyliśmy, konie były już przygotowane.W drodze X.zasypy-wał mnie pytaniami o znajomych towarzyszach, o robocie partyjnej. Ach, mój drogi! powtarzał raz po raz, dla mnie przyjazd każdego z was to balprawdziwy [ Pobierz całość w formacie PDF ]