[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przerwała mu poobiednią drzemkę, wprawiając go w złyhumor.- Jest niedziela, Husky.Wam, lokatorom, wydaje się, że skoro my tu mieszkamy, tojesteśmy waszymi niewolnikami - gderał, a z jego ust zalatywał śmierdzący oddech.- Przepraszam.Mam tylko jedno pytanie: czy ten zwierzak należał do Caty Cain?Mężczyzna przyjrzał się zwierzęciu rozespanym i wściekłym wzrokiem.- Nie wiem, czy to ten, ale Cain miała identycznego.- Dlaczego nic nie powiedziałeś, kiedy byliśmy w jej mieszkaniu?- A to ma jakieś znaczenie? Właściwie lepiej by było, żeby zniknął.Ja to w ogólebym zabronił trzymania zwierząt.Psów, kotów, ptaków.Nic innego nie robią, tylkobrudzą.A kto potem musi sprzątać? Oczywiście niewolnik.- Już dobrze, spokojnie.Dzięki i przepraszam za kłopot.- Bruna wręczyła dozorcydziesięciogaiowy banknot.A zatem Bartolo faktycznie był maskotką Caty, pomyślała.Stała na środku korytarza,z gryzkiem na ręku, nie za bardzo wiedząc, co robić dalej.Wsłuchała się, cichy, miarowyoddech zwierzątka.Delikatnie pochrapywał.Zasnął w jej ramionach.A niech to,pomyślała, wezmę go na razie do siebie, a potem zobaczymy.Bruna obudziła się z jedną stopą zlodowaciałą i drugą gorącą, a kiedy zaspanapodniosła się na łóżku, żeby sprawdzić, co takiego stało się z jej nogami, ze zdziwieniemodkryła, że jedna jest odkryta, a druga przykryta jakąś rudą, włochatą poduszką.Chwilętrwało, zanim uświadomiła sobie, że poduszka to w rzeczywistości zwierzę i że to onaprzyniosła je tu wczoraj z mieszkania Caty Cain.Gryzek owinął się wokół jej prawejstopy i spokojnie przeżuwał gruby koc ze sporej wielkości wygryzioną wcześniej dziurą,przez którą wystawała lewa stopa Bruny.Co gorsza, stwierdziła z obrzydzeniemreplikantka, cała stopa została umazana śliną bubiego i dlatego tak marzła.Brunawarknęła i zrzuciła gryzka na ziemię.Zwierzak za-skowyczał.- Zliczny Bartolo, śliczny Bartolo.- wybełkotał.- Ja ci pokażę ślicznego Bartola.Zaraz zadzwonię do schroniska - mruczała podnosem replikantka, wkładając jedwabny szlafrok i pochylając się nad wygryzioną dziurą.I właśnie wtedy zadzwonił Nopal.Bruna bezwiednie wyprostowała się, odchrząknęła,spróbowała ożywić twarz wyrazem zainteresowania.Pisarz powiedział krótko: ma dlaniej ciekawe informacje i prosi o spotkanie.Ucieszyła się, ale jednocześnie poczułaukłucie niepokoju, smutek, który nie bardzo rozumiała.Na myśl o pamięciarzu zaczynałasię denerwować.Bardzo denerwować.Czy dlatego, że był pamięciarzem? Czy dlatego,że był taki, a nie inny? Mglisty, niejednoznaczny, zuchwały, a zarazem zbyt miły.Tenmężczyzna miał w sobie coś, co ją intrygowało, i coś, co przyprawiało ją o dreszcze.Fascynował ją jak kobra.Umówili się o trzynastej w Pawilonie Niedzwiedzia.Repli-kantka, która zeszłegowieczoru poszła dość wcześnie do łóżka, obudziła się w doskonałymi nastroju, terazlekko zmąconym przez gryzka.To był drugi z rzędu poranek, który przywitała bez kaca,wyczyn, jakiego nie dokonała od dawna.Stała na środku salonu, umiarkowaniezadowolona z życia.A to przytrafiało się jej dość rzadko.Spojrzała na przestraszonegostworka i znów go pożałowała - wczoraj właściwie nie dostał kolacji, bo ona nie miała wdomu za wiele do zjedzenia.Nic dziwnego, że wygryzł dziurę.Nie mówiąc już o smutku,jakiego musiał doświadczyć po nagłej stracie swej pani, o samotności ostatnich dni i owszystkich zmianach w jego życiu.Smutek to było coś, co Bruna mogła zrozumieć.Onateż czasami miała ochotę kąsać i drapać, potrafiła się jednak powstrzymać.- No dobrze, na razie tu zostaniesz.Możliwe, że mi pomożesz.Ale musisz byćgrzeczny.- Grzeczny Bartolo, grzeczny Bartolo.Bruna zdziwiła się: zwierzątko faktycznie wydawało się rozumieć, co się do niegomówi.Zadzwoniła do Super Expressu i zamówiła płatki zbożowe z błonnikiem, suszonejabłka i śliwki dla bubiego oraz wszystkiego po trosze dla siebie.Usługi ekspresowe byłybardzo drogie, ale nie miała ochoty wychodzić z domu.Kiedy czekała na przybycierobota z zakupami, odbyła holorozmowę z Yiannisem i przedstawiła mu Bartola, a potemzdążyła dopasować kolejne cztery kawałki puzzli.Niebawem pojawiły się zakupy irazem z bubim zjedli obfite śniadanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]