RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I jak myślę o tych wszystkichlistach do pana  łapię się na tym, że na pana pierwszy list dzisiaj odpisałabym inaczej.Alewtedy byłam w dość fatalnym humorze.Napisał pan jako porzucany mąż do redakcji z prośbąo pomoc, a odpisała panu porzucana właśnie żona.Proszę mi wybaczyć ten pierwszy list rozżalonej i zgnębionej wtedy kobiety.Porzucam więc swoje chęci dołożenia mężczyznom i odpowiem tak szczerze, jak mnie na tostać: wiem, jak łatwo jest zrobić kobiecie przyjemność  słuchając tego, co ona mówi i niepróbując od razu rozwiązywać jej problemów.Wystarczy słuchać.To jest ten rodzaj wsparcia,którego tak naprawdę ona potrzebuje.Z rzeczy bardziej przyziemnych doradzę panu dbanie o nią.Jeśli lubi kwiaty  to ma tekwiaty dostawać.Jeśli lubi podróże  to niech pan z nią wyjedzie, nawet kosztem debetu nakoncie.Zwróci się.Jeśli lubi łzawe filmy  niech pan z nią pójdzie czasami na taki.Są gorszerzeczy niż łzawe filmy  niech mi pan wierzy.A poza tym to właściwie należy się tylko kochać.Czego panu serdecznie życzę, w imieniu redakcji&***Tosia się dzisiaj spózniła ze szkoły cztery godziny! Myślałam, że już doszczętnie osiwieję.I na dodatek zaczęła mi opowiadać bzdury, że najpierw przełożono im zajęcia fakultatywne,a potem mały fiat wjechał pod betoniarkę i ktoś zginął, i w związku z tym nie mogła podjechaćdo koleżanki, do której miała iść od razu po szkole itd.Powiedziałam Tosi, żeby nie kłamała.Nie wiem, dlaczego ona przywołuje na pomoc swojązbyt bujną wyobraznię.Nie mogę mieć do niej zaufania.To przykre.Tosia rozpłakała sięi zamknęła się w swoim pokoju.104 ***Wieczorem przyszła Ula i powiedziała, że Krzyś się spóznił trzy godziny.Jedyna drogaz Warszawy była nieprzejezdna, bo mały fiat wpakował się pod betoniarkę.Idę przeprosić Tosię.***Dlaczego człowiek, czyli ja, jak się starzeje, to zapomina o tym, że sobie obiecywał pewnychrzeczy nigdy nie robić?Tosia nawet nie była obrażona.Po prostu jest jej przykro.A ja sobie przypomniałam, jak miałam dziewiętnaście lat.Pracowałam po maturze w szpi-talu i byłam salową.O ile pamiętam, wtedy chciałam zostać lekarzem.W tych czasach możnabyło w ten sposób zarobić punkty na medycynę  zgłosiłam się do szpitala, zostałam przyjęta,oddziałowa ostro mnie poinformowała, że o siódmej rano mam się zameldować, i tak zaczęłasię moja kariera.Pierwszego dnia wstałam o szóstej z największą niechęcią.O wpół do siódmej już byłamw tramwaju.Za dwadzieścia siódma na rogu dwóch dużych ulic warszawskich mój tramwajuderzył w inny tramwaj.Drugi wagon się wykoleił.Ludzie krzyczeli, drzwi nie chciały sięotworzyć, swąd palącej się instalacji elektrycznej powiększał panikę.W końcu wysypaliśmysię z wagonu.Nie miałam czasu się bać  bałam się tylko tego, że się spóznię.Biegłam resztędrogi (trzy przystanki), ponieważ tramwaje nie jezdziły.Wpadłam na oddział spózniona i oczywiście pierwszą osobą, którą spotkałam, byłaoddziałowa.Stała w korytarzu jak posąg.Gniewna i chmurna.Zaczęłam stękać o wypadku,popatrzyła na mnie z lekką niechęcią i kazała szorować łazienki.Następnego dnia wstałam o piątej trzydzieści.O szóstej dziesięć wyszłam z domu  byłociemno, szaro i mgliście  i piechotą pomaszerowałam do szpitala.Wiedziałam, że nie mamszans na spóznienie.Przy dużym skwerze na rogu Płockiej stali ludzie czekający na autobus.Autobus przyjechał, ludzie wsiedli, ostatnia kobieta już stawiała stopę na stopniu, kiedy pod-biegł mężczyzna i wyrwał jej torebkę.Kobieta przewróciła się i zaczęła krzyczeć.Podbiegłamdo niej, za uciekającym facetem rzucili się mężczyzni z autobusu, przyjechała milicja.Za pięt-naście siódma milicjanci wyciągnęli notes, żeby mnie spisać jako świadka zajścia.O siódmejdwadzieścia osiem podjechali radiowozem pod bramę szpitala  bo ich ubłagałam.Pierwszą osobą, na jaką się natknęłam, była oddziałowa.Zapytała mnie, dlaczego sięspózniłam.Wysłuchała moich tłumaczeń i kazała mi myć baseny.Następnego dnia wstałam o piątej trzydzieści.Wsiadłam w autobus, który podwoził mnietylko kawałek.Padało.Wysiadłam z autobusu, musiałam tylko przejść przez Wolską i dojść doKasprzaka już na piechotę.Stanęłam na krawężniku i czekałam na zielone światło.Obok mniestanęli ludzie, którzy też spieszyli się do pracy.Nagle jeden z mężczyzn zrobił krok na jezdnię,upadł, zaczął drżeć, bił głową w asfalt, z ust leciała mu ślina.Drugi młody facet wciągnął goz powrotem na chodnik, krzyknął:105  Niech mi ktoś pomoże, to atak padaczki!Ludzie się odsunęli, ja stałam jak wryta. Niech pani tak nie stoi!  krzyczał młody człowiek. niech pani dzwoni po pogotowie.Zwiatło zrobiło się zielone, ludzie ruszyli przez ulicę, stałam jak głupia, a potem oczywiścieodwróciłam się na pięcie i poszłam szukać telefonu.W szpitalu byłam pięć po wpół do ósmej.Pierwszą osobą, którą spotkałam, była oddziałowa.Korytarz zawirował mi przed oczami.A ona krzyczała: A co się dzisiaj stało?! Pożar? Trzęsienie ziemi?Wtedy popatrzyłam na nią i powiedziałam: Przepraszam, dzisiaj zaspałam.Rozjaśniła się.Uśmiechnęła.Wypogodziła. No widzisz? Na drugi raz nie kłam.No to zabieraj się do roboty.Trudno w to uwierzyć, prawda? Wtedy sobie obiecałam, że zawsze będę wierzyć w to, coinni mówią.Nie wiem, dlaczego łatwiej mi nie wierzyć komuś niż założyć, że mówi prawdę.Nawet najbardziej nieprawdopodobną.Zapomniałam o oddziałowej i oto efekt.Płacząca Tosia.Zapomniałam, że jak przydarzały mi się w młodości niedorzeczne i niezwykłe rzeczy, tosłyszałam:  Ty zawsze przesadzasz.Albo:  No dobra, a teraz powiedz, jak to było naprawdę.Albo:  Dzielę przez pół to, co mówisz.Albo:  No wiesz, ta twoja bujna wyobraznia&  Albo: Po co takie bzdury mówisz? Nie prościej powiedzieć prawdę? No i teraz zafundowałam Tosito samo.Jak żywa stanęła mi przed oczami moja oddziałowa.Podparta pod boki, w białym fartu-chu.W tle korytarz szpitalny pełen dostawek.Czuję zapach lizolu.Przez ten zapach dochodządo mnie słowa:  Pożar? Trzęsienie ziemi? I jej coraz bardziej jaśniejący uśmiech, kiedy kłamię,że zaspałam.Tosiuniu, jestem głupia i mam zaniki pamięci [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl