[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widząc moje pytające spojrzenie, Rafał wyjaśnia:- No tak.Proszę sobie wyobrazić jakieś bardzo długie, skomplikowane wyliczenie.Przyglądam się Rafałowi, słucham uważnie jego słów.Mówi wolno, z zastanowieniem.Od czasu do czasu zacina się lekko, porostu myśli, a potem przekazuje mi to myślenie nieomal na bieżąco.-.i tak jak jedna fraza muzyczna przechodzi w drugą frazę, tutaj jeden układ przekształca się w drugi.To jest tak, więc to jest tak.mmm.jakby się tworzyło, to jest cała kompozycja.muzyczna ma swoje tempo, prawda? Matematyka też.Czasami Liczenie idzie lekko, bardzo płynnie, szybko, i to jest allegro, czasami dzieje się inaczej i z tego allegro trzeba przejść w lento.Pani się nad tym nie zastanawiała? Takie lento może się ciągnąć długo, aż w pewnej chwili, zupełnie nieoczekiwanie.mmm.wszystko zaczyna się upraszczać, skracać, wyjaśniać.no.staccato, prawda? I później ten finał, te jakieś akordy porywające.W tym miejscu dyrygent kierujący orkiestrą podnosi zazwyczaj pałeczkę i nieruchomieje albo przeciwnie, obniża ją, opuszcza.tak czy inaczej instrumenty milkną.Widzi pani, podobnie dzieje się z ołówkiem matematyka.Ten końcowy akord to jest coś niesłychanego! Wynik.Symbole matematyczne nieruchomieją, utwór ma już swój taneczny kształt.Rafał zamilkł i teraz patrzy na mnie pytająco.- Tak - odpowiadam.- Rozumiem.Katarzyna nagłym ruchem kładzie rękę na policzku Rafała.Na siłę odwraca jego głowę w bok i mówi:- Mama, spójrz, on sobie zapuszcza faworyty!Następnego dnia popołudnie upływa mi leniwie i samotnie.Przede mną leży na stoliku list od Tadeusza, który Kasia przyniosła mi przed wyjściem.List jest do niej, dla mnie znalazłam jedynie krótki dopisek na marginesie: "Zuleczko, dzwonili z teatru, prosili, żeby cię zawiadomić, próby rozpoczynają się pierwszego września.T".Lakoniczny styl depesz, ale przywykłam do niego tak dalece, że często, kiedy otrzymuję depesze, to one wydają mi się podobne do listów Tadeusza.Ten styl zresztą jest ściśle związany z jego usposobieniem, z rozwagą, rzeczowością i chłodnym sposobem bycia, może nawet zbyt chłodnym niekiedy.Ale nie mam prawa narzekać na swoje małżeństwo.Jest udane, chociaż Klara nazwała je kiedyś małżeństwem z rozsądku.Owszem, z rozsądku, ale ten rozsądek mi się opłacił.Myślę, że Kasia nie jest podobna do żadnego z nas.Trudno ją zresztą oceniać, bywa czasami zaskakująca.Wiem, że jest wrażliwa, że potrafi się skupić, a jednak wczoraj, kiedy Rafał opowiadał nam o swojej matematyce, ona myślała o jego faworytach, tylko to ją interesowało.Rozdrażniła mnie odpowiedź Katarzyny, kiedy Rafał zapytał:- A ty na co się wybierasz, Kasia?Parę lat temu odpowiadała szybko: "Będę krytykiem literackim, tak jak tatuś!".Ostatnio zmieniła plany: "Będę, oczywiście, aktorką, tak jak mama!".A wczoraj długo patrzyła przed siebie, jakby w ogóle nie dotarło do niej pytanie Rafała.I wreszcie ta odpowiedź:- Nie wiem.Nie lubię, kiedy Kasia wzrusza ramionami.Klara zostawiła mi szklankę malin ze śmietaną.Jem je przez łakomstwo, bo nie jestem głodna.- Przykro mi, że cię zostawiam samą, ale rozumiesz, muszę.Poszła na zebranie koła gospodyń wiejskich, Kasia wybrała się tam razem z nią.- Czy jesteś przewodniczącą tego koła? - zapytałam, ciekawa czy Klarę doceniają tu na wsi.- Skąd! - oburzyła się.- Coś ty, Zuza! Przewodniczącą jest Wala Rucianowska.To najlepsza gospodyni w całej okolicy.- Ciocia jest w sekcji opiekuńczej - wtrąciła Kasia.- Kim się opiekujesz, Klaro?- Dziećmi.Chodź, Kasiu, bo w końcu spóźnimy się, tak jak w zeszłym razem.Świetne są te maliny, może tylko zbyt obficie posypane cukrem, stałam sama, bo Marek nie wrócił jeszcze z pola.Nagle spokój mojego popołudnia zakłóca narastający warkot.Odwracam głowę stronę domu, to Rafał podjeżdża przed ganek na swoim motorze.Zostawia go pod drzewem.- Halo, Rafał! - wołam.Patrzy w moim kierunku.- Dzień dobry [ Pobierz całość w formacie PDF ]