[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- zaciągniecie dziś wieczorem straż przy stajni Szandów.- Wreszcie! - wykrzyknął ze złością Mateusz.- Mają być dobrze ukryci i nie przeszkadzać nikomu przychodzić, czy odchodzić.Będą tylko czekali i obserwowali.- Najwyższy czas.- Mateusz powlókł się niezdarnie nawą.- Najwyższy czas.Ona jest plamą na.- I jeszcze jedno, Mateuszu.- Tak, Prozelito?- Podczas wieczornej mszy, od niechcenia, powiadomisz Jakuba, że oni chcą odjechać.Na początku Jakub myślał, że będzie musiał odpokutować za szczęśliwe chwile spędzane z Elin.Lecz w miarę upływu czasu coraz bardziej się w niej zatracał i potrzeba pokuty zniknęła z jego duszy wraz z ostatkami poczucia winy.Odważył się być szczęśliwym i nie miał wyrzutów sumienia.W ciepłej, ciemnej stajni, gdy leżeli na sienniku przytuleni do siebie, spoceni, odpoczywając po miłosnych uniesieniach, Jakub coraz więcej opowiadał Szandyjce o swoim życiu.Jak akceptowało się sposób życia, do którego się urodziło? Elin nie zaakceptowała Kręgu, dla niej Krąg po prostu był.Tak samo rzecz się miała z jego wiarą.Lecz w miarę jak dorastał, poczucie czegoś niewłaściwego czy niekompletnego dokuczało mu jak drzazga pod paznokciem, więc powędrował do plemion Kręgu, Aby zobaczyć, jak żyją inni ludzie.Pewny był istnienia Boga, lecz już nie wierzył, że krzyż czy obyczaje jego ludu reprezentują całą rzeczywistość ani że droga do Boga prowadzi poprzez odrzucenie wszystkiego innego.Ta szczerość trawiła go jak płomień, odbierała mu mowę.Leżąc z ustami przyciśniętymi do piersi Elin, Jakub nie czuł już strachu o jej życie ani zazdrości mężczyzn, których znała przed nim.Wszyscy stopili się w barwy daru, który spoczywał w jego rękach, i czasami młody Kriss czuł, że mógłby pokochać Arina za to, iż był częścią Elin.Wydoroślał trochę.Lecz to wszystko mogło się skończyć za dwa dni.- Mogłabym zostać tu z tobą.- Elin próbowała odczytać jego myśli, lecz telepatia nie istniała poza Kręgiem, nawet jeśli się było z kimś.- Jakie to słowo? Moglibyśmy pójść do tego białego domu i.- Pobrać się? - Rozumiała tak niewiele.- Nic by z tego nie wyszło, Elin.Mogłabyś wypowiedzieć słowa, które nic by dla ciebie nie znaczyły.I nasze kobiety nie chciałyby ciebie.Elin oplotła nogami nogi Jakuba.- Więc chodź ze mną.Młody Kriss pokręcił przecząco głową i powiedział zmęczonym głosem:- I miałbym stać poza kręgiem na Belten czy Samman, nigdy nie będąc jego częścią? Próbowałem.Albo się należy do Kręgu, albo nie.Umysł może się zmienić, ale reszta.to całe moje życie, Elin.Roześmiała się, kryjąc usta w zagłębieniu jego szyi.- No cóż, przecież nie moglibyśmy tu zostać z tymi cholernymi końmi.- Hej, to cała rodzina: ty, ja i sześć głupich szandyjskich koni.- A one wszystkie wyglądają zupełnie jak ty.- Ale mają twój nos.- Pocałował go.- Twój piegowaty nosek.- Półkoń półkot.- Pomyślałem o czymś.- Coś w głosie Jakuba natchnęło Elin nadzieją.- O czym, Jakubie?- O domu, który zbudowałem.- Heej!- Czy ktoś go zajął?- Nie, jest taki, jakim go zostawiłeś.Podzielili się twoimi zbiorami, ale domu nikt nie potrzebował.- To dobry dom - przypomniał sobie Jakub.- Trzy izby, miejsce na więcej.Dobre ujęcie wodne.Nagle poczuł, że twarde mięśnie brzucha Elin skurczył gdy dziewczyna zeskoczyła z siennika.“Jakub, uważaj!” Był szybki, lecz poruszające się w ciemności cienie nie dały mu żadnej szansy.Usłyszał odgłos uderzenia i krzyk Elin, potem trzonkiem kilofa zadano mu cios w głowę.Zamroczonego przewrócono na brzuch i związano mu ręce sznurem.Uriasz zapalił lampę.Elin kuliła się w rogu stajni, a Mordechaj i jeszcze mężczyzna mierzyli w nią bagnetami.W zestawieniu z nimi czarny nóż w ręku dziewczyny wyglądał absurdalnie.Uriasz rzucił jej koc.- Okryj się, świnio.Poza kręgiem światła poruszało się więcej cieni.Dwóch i mężczyzn skierowało się w stronę Elin.Oparta plecami o chropowate deski, wezwała pomocy w jedyny sposób, jaki znała.Arinie.Telem przeszył jego umysł, gdy siedział naprzeciw Kona pracując nad dokumentami, które mieli wymienić z Krissami.Pióro wypadło mu z ręki.Pomocy!Kiedy rzucili się do drzwi, Magill otworzył oczy, a Hara i Klaj zerwali się z łóżek.Arin jednym szarpnięciem otworzył drzwi i w księżycowej poświacie zobaczył ustawionych w szeregu mężczyzn, którzy czekali na nich na placu.Później Kon odepchnął go w bok, gdy strzała wbiła się w drzwi za nimi.- Nie musimy chybić! - krzyknął Mateusz.- Z rozkazu rady starszych oddacie nam broń i pójdziecie z nami do aresztu.- Uriaszu, proszę.- Jakub drżał z lęku za dwoje, przed tym, co miało się stać.- Ona nie zna naszych obyczajów.Przecież chcą odjechać, opuszczą Zbawienie.Pozwól jej odejść.- Och, Jakubie - westchnął prezbiter z nutą współczucia głosie.- Jakubie.- To była moja wina.- Jakub z rozpaczą przenosił spojrzenie z jednej surowej twarzy na drugą.- Ja to zrobiłem.Na Chrystusa, czy sądzicie, że ona mnie zniewoliła? Przyprowadziłem ją tutaj, zwiodłem obietnicami.Zmusiłem ją do tego.- Jesteś naiwny, Jakubie.- Uriasz odwrócił się.- Zaperzcie ich stąd.- Zabić czarowników! Zabić ich wszystkich!Za oknem Arina Krissanki wiły się niczym niezmordowany wąż, podchodząc tak blisko, jak tylko mogły do otoczonego strażą kościoła, gdzie w celi pod nawą Elin oczekiwała na egzekucję.Nawet gdy młody władca wyłączył zmysły, gruby mur nienawiści sprawiał mu ból, mroził jak zgrzyt paznokcia o dachówkę.- Ukamienowane, książę Arinie - rzekł Uriasz.- Legalna procedura w takich wypadkach.Zgodnie z prawem najbardziej pokrzywdzona kobieta pierwsza rzuci kamień.Ponieważ Jakub nie jest żonaty, będzie to jego matka.Arin był chory z przerażenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]