RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jesteś pewna, że chcesz usłyszeć resztę?- Nie.Ale mimo to powiedz.- Moglibyśmy dać sobie z tym spokój - podsunąłem jej myśl, w którą sam za bardzo nie wierzyłem.- Chyba będzie lepiej, jeśli tego nie zrobimy - odparła, nie spuszczając wystraszonego spojrzenia z moich oczu.- Wkrótce po śmierci córki jego żona popełniła samobójstwo.- A samochód?- Brał w tym udział.- W jaki sposób?Powiedziałem jej wszystko - nie tylko o małej dziewczynce i jej matce, ale także o samym LeBayu, takim jakiego przedstawił mi jego brat George.O jego bezdennych pokładach gniewu.O dzieciach natrząsających się z jego ubrania i fryzury.O ucieczce do wojska, gdzie wszyscy ubierali się i strzygli jednakowo.O warsztatach samochodowych.O ciągłym złorzeczeniu na zasrańców, szczególnie na tych, którzy dawali mu do naprawy na koszt państwa swoje drogie, luksusowe samochody.O drugiej wojnie światowej.O jego bracie, Drewie, zabitym we Francji.O starym chevrolecie i równie starym hudsonie cornet.A wszystko to przy nieprzerwanym akompaniamencie jego nieskończonej wściekłości.- To słowo.- mruknęła Leigh.- Jakie słowo?- Zasrańcy.- Wypowiedziała je z; wyraźnym trudem, marszcząc nos w nieświadomym odruchu obrzydzenia.- Arnie też go używa.- Wiem.Popatrzyliśmy na siebie i jej ręce znowu znalazły się w moich.- Masz zimne dłonie.- Była to jeszcze jedna nadzwyczaj inteligentna uwaga Dennisa Guildera, niewyczerpanej fontanny mąd­rości.Mam ich w zapasie całe mnóstwo.- Tak.Wydaje mi się, że już nigdy nie będą ciepłe.Zapragnąłem objąć ją i przytulić, lecz nie zrobiłem tego.Bałem się.Arnie wciąż jeszcze miał zbyt wiele wspólnego z tym wszystkim.Najokropniejsze było to, że z każdą chwilą coraz bardziej wydawał się martwy.Martwy albo pod wpływem jakiegoś tajemniczego zaklęcia.- Czy jego brat powiedział coś jeszcze?- Nic, co by miało jakieś znaczenie.Jednak natychmiast pojawiło się wspomnienie, niczym bańka powietrza unosząca się z głębin: „Był opanowany obsesją i gniewem, ale nie był potworem.A w każdym razie.nie wydaje mi się, żeby nim był”.Odniosłem wtedy wrażenie, że George LeBay chciał dodać coś jeszcze, ale nagle przypomniał sobie, gdzie jest i że rozmawia z zupełnie obcym człowiekiem.Co to mogło być?Nagle przyszła mi do głowy potworna myśl.Odepchnąłem ją natychmiast, ale okazało się to bardzo trudne.Zupełnie jakbym próbował odepchnąć fortepian.Wciąż widziałem w mroku jej przerażające zarysy.Uświadomiłem sobie, że Leigh przygląda mi się uważnie, i za­stanowiłem się z niepokojem, jak duża część tych myśli znalazła odbicie na mojej twarzy.- Wziąłeś adres pana LeBaya? - zapytała.- Nie.- Starałem się przypomnieć sobie przebieg pogrzebu, choć wydawało mi się, jakby minęło od niego już co najmniej kilka lat.- Ale przypuszczam, że mają go w Legionie Amerykańskim.Zorganizowali uroczystość i zawiadomili brata.A czemu pytasz?Leigh tylko potrząsnęła głową, podeszła do okna i spojrzała na oślepiająco piękny dzień, a następnie odwróciła się ponownie do mnie, ja zaś po raz kolejny zachłysnąłem się jej urodą, chłodną i spokojną, jeśli nie liczyć tych wysokich kości policzkowych kojarzących się natychmiast z damami uganiającymi się po prerii z nożem za pasem.- Powiedziałeś, że coś mi pokażesz.Co to takiego?Było już za późno, żeby się wycofać.Rozpoczęła się niemożliwa do zatrzymania reakcja łańcuchowa.- Wejdź na górę - powiedziałem.- Mój pokój jest drugi po lewej stronie.Zajrzyj do trzeciej szuflady od góry w szafce.Będziesz musiała pogrzebać w moich gatkach, ale nie powinny cię pogryźć.Uśmiechnęła się - co prawda tylko odrobinę, ale i tak stanowiło to znaczny postęp.- I co tam znajdę? Paczuszkę z prochami?- Rzuciłem to w ubiegłym roku - odparłem, także się uśmiecha­jąc.- Teraz jestem lekomanem.Zdobywam pieniądze sprzedając heroinę smarkaczom z podstawówki.- Więc co tam masz? Ale serio.- Uwieczniony na gipsie podpis Arniego.- Podpis?Skinąłem głową.- W dwóch egzemplarzach.Przyniosła to, o co prosiłem, i w pięć minut później siedzieliśmy znowu razem na kanapie, wpatrując się w dwa kawałki gipsowego opatrunku.Leżały obok siebie na szklanym blacie stolika do kawy, lekko wygięte, pokryte fragmentami także innych napisów.Przy zdejmowaniu opatrunków powiedziałem pielęgniarzowi, gdzie ma ciąć, a potem sam wyciąłem te dwa kawałki, jeden z prawej nogi, drugi z lewej.Przyglądaliśmy im się w milczeniu:prawej strony;z lewej.Leigh przeniosła na mnie zdziwione spojrzenie.- To są kawałki twojego.- Tak, mojego gipsu.- Czy to jakiś żart?Pokręciłem głową.- Nie.Za każdym razem widziałem, jak się podpisywał.Teraz, kiedy wreszcie wyrzuciłem to z siebie, poczułem ogromną ulgę.Dobrze, że mogłem się tym z kimś podzielić.Zbyt długo tłukło mi się po głowie, dręcząc mnie i nie dając spokoju.- Ale przecież wcale nie są do siebie podobne!- Wiem o tym - odparłem.- Arnie też nie jest taki jak dawniej.A wszystko przez ten przeklęty samochód.- Wskazałem z wściekłością na kawałek gipsu leżący po lewej stronie.- To nie jest jego podpis.Znam Arniego niemal całe życie, widziałem jego zeszyty, widziałem, jak podpisywał się na liście płac, kiedy pracowaliśmy w wakacje, i mogę stwierdzić z całą pewnością, że to nie jest jego podpis.Ten po prawej, owszem.Ten, na pewno nie.Leigh, czy zrobiłabyś jutro coś dla mnie?- A co?Powiedziałem jej, a ona skinęła poważnie głową.- Dla nas obojga.- Proszę?- Zrobię to dla nas obojga.Bo chyba musimy coś zrobić, prawda?- Tak.Chyba tak.Nie będziesz miała nic przeciwko temu, jeśli zadam ci osobiste pytanie?Pokręciła głową, nie spuszczając ze mnie spojrzenia swoich wspa­niałych błękitnych oczu.- Jak ostatnio sypiasz?- Nie najlepiej - przyznała.- Miewam złe sny.A ty?- Ja też.A potem, ponieważ nie mogłem już nad sobą zapanować, objąłem ją i pocałowałem.Przez chwilę zawahała się i odniosłem wrażenie, że cofnie się, lecz w końcu uniosła nieco głowę i oddała mi pocałunek.Chyba dobrze, że prawie nie mogłem się poruszać.Kiedy pocałunek się zakończył, spojrzała mi pytająco w oczy.- To na te złe sny - powiedziałem, myśląc, że zabrzmi to głupio i pretensjonalnie, tak jak wygląda na papierze, lecz wcale tak się nie stało.- Na złe sny - powtórzyła poważnie, jakby to było jakieś zaklęcie, i tym razem to ona nachyliła głowę i pocałowała mnie, podczas gdy dwa nierówne kawałki gipsu z podpisami Arniego wpatrywały się w nas jak wielkie, ślepe oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl