RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie tak jest hardy cielec rozbujały w trzodzie,Choć równie czoło stawia, równie rogiem bodzie.Nim go zaczniesz znajomić z pługiem albo wozem,Oswój gruby kark z dłonią, krzywy róg z powrozem.Wciskaj mu z miękkiej lipy zamiast jarzma łęki;Opierać się on będzie, i wydrze się z ręki,Stokroć potrząśnie karkiem, wpadnie między trzody,Na znamię zagrożonej żalić się swobody;Ale zgodzi się wkrótce z przeznaczona dolą,I w jarzmie pług skrzypiący pociągnie na rolą.Nie posiadam odłogów i szerokich włości;Fortuna, która w progach innych chętna gości,Skromnej moich naddziadów zajrzała ustroni,I stepów nieprzejrzanych, i rozległych błoni.Na zielonym pagórku chata moja stoi,U stóp jego krynica miękką trawę poi;Czysta rzeka przez groblę śluzą się przeciska,I wąskim nurtem, wąskie odwilża pastwiska.Niech więc tym, którym Dniestr z szumem pędząc w morzePowietrze masztem, twardy grunt kotwicą porze,Co niezwalczone kosą przestrzenie dziedziczą,Rżą stada wiatronogów, liczne trzody ryczą;A z nich jedne do obcych zakupione szykówNoszą rodzinnej ziemi przyszłych najezdników;Drugie, nim dadzą wzniosły kark pod topór krwawy,Wgniotą ciężarem w morze Albiońskie nawy,I słyszą nad głowami wściekłej fali ryki,Skrzyp rudlów i plusk wioseł, i żeglarzów krzyki.Ja, co ze szczupłych darów mej wioski i łanów,Nie wychowam rumaka do pysznych rydwanów,Dość mam, gdy ujrzę krając pod wiosnę zagonyKilka cielców do pługa i zrebców do brony.Za to na wzgórzach, które niska zarośl dzieli,Niech tysiąc runonośnych owiec się zabieli,Niech jak śnieg, gdy na wiosnę przeginie na darniTaki mi widok sprawi trzoda z mej owczarni.Czyli na paszę idzie przy fletu odgłosie,Czyli w wieczór do koszar powraca po rosie,Niechaj patrzę, usiadłszy pod chata wieśniaczą,30 Jak wesołe jagnięta obok matek skaczą,Jak wysysają mlekiem nadęte wymiona,Nim ich miękkim kędziorem zawarkną wrzeciona.Niech dumam o tym wieku młodzieńczego świata,W którym człowiek przy trzodach błogie spędził lata.Byłże ten wiek na ziemi? Lub wieszczów marzeniaNadały mu urocze barwy i wspomnienia?Ja, zachwycony jego przed sobą obrazem,Będę malował, śpiewał i używał razem.Dlatego sam wybiorę dla trzody pasterza,Dam opiekę od chorób, obronę od zwierza.Ze skandynawskich szczeniąt wychowam brytany,Startym owsem z serwatka karmiąc na przemiany;A gdy się wzrostem wzmogą , w srogości ugłaszczą,Pójdzie przy trzodzie Melamp, z cerberową paszczą,I Tyran ze lwią łapą, i Obal kudłaty,Rozruch, co z dzikiem chodził w zapasy przed laty;Wszystkie zbrojne na karkach w kolczyste obroże,Wszystkie jakby śnieg białe, wszystkie wierne stróżeKiedy pilnując trzody który z nich zaszczeka,Wilk krwawożerca w bory uciecze z daleka,Ni ośmieli się podkraść na żarłocznym brzuchu,Bo mały strażnik przodem pójdzie na podsłuchu,Czujniejszy od najemnych stróżów i pasterzy,Rozpierzchłą trzodę trzykroć na koło obieży;Czy się w trawę ukryje, czy na wzgórzu siędzie,Troskliwem okiem każdą owcę śledzić będzie;Nie da jej w bok uskoczyć, ni paść się na bagnie,I do stada nawróci i matkę, i jagnię.Sam baran krętorogi zbyć się go nie zdoła,Chociaż i nogą tupnie, i nadstawi czoła;Zmuszon przed natarczywym uchodzić napadem,Z narażoną powagą poskoczy za stadem.Nigdy na paszę mojej nie puszczę gromady,Gdzie na trawie zostawił mętny potok ślady,Lub gdzie głóg i tarń ostra manowce obsadzą,Bo kolce z run prząść będą, i blizny zadadzą.Nie wyżenę ich w deszcz, nie wyżenę w rosy;A kiedy podejrzane ulewą niebiosyBłysną z dala i huki odezwą gromu,Uchodzić będą z pola, albo paść przy domu;Bo widziałem okropne klęski w licznej trzodzie,Kiedy niebaczny pasterz zaufał pogodzie;Chociaż szukał osłony pod ochroną drzewa,Grad słał trupem ofiary, i biła ulewa.Widziałem całe stado w kurzawy pomroku,Pływające jagnięta na falach potoku,31 Matki, nieszczęsne matki, z głosy żałośnemi,Rzucające się w otchłań, i tonące z niemi.Tak trwożliwe stworzenie oślep na śmierć leci;Czegoż niezdolna matka gdy idzie o dzieci?Na wzgórzach pogardzonych od pługa i kosy,Gdzie kwitnie macierzanka, kołyszą się wrzosy,Gdzie wół szeroką żuchwą paszy nie zachwyci;Tam owca uszczknie ziółko, trawką się nasyci;Dobry owczarz codziennie odmienia pastwiska,Z pól przepędza w zarośle, z zarośli na rżyska;Skwar południa uprzedzi w padoły cieniste,Gaje chłodne, i zródła zwiedzi przezroczyste;Porankiem i wieczorem wypuści na pole,Skoro się młoda trawa spod skiby wykole;Lecz unika rośliny zdradnej miłym smakiem;Gmin ją rukwią nazywa lub dzikim rzepakiem,Na bujnych ona rolach żółty kwiat rozwija,A przywabiwszy owcę truje i zabija.Wy coście polubili te trzody nad inne,I przy nich życie skromne a przeto niewinne,Nie mylcie się, że wiosna i lato gorące,Pielęgnuje i karmi przypłodków tysiące.Nie oszczędzi klęsk zima, jeżeli zawczasuPilna ręka nie zgarnie do brogów zapasu.Znałem ja gospodarzy, co łakomstwa radyPrzypłacili utratą i run, i gromady [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl