[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sądzę, że jest wręcz przerażony.Pamiętasz, jak zareagował na widok planet laleczników? Jest śmiertelnie przerażony, ale za nic nie pozwoli, by Nessus się tego domyślił.Teela potrząsnęła głową.- Nie rozumiem.Naprawdę nie rozumiem! Czemu wszyscy się boją, a ja nie?Miłość i żal zapiekły Louisa bólem tak starym i tak zapomnianym, że aż prawie nowym.- Nessus miał częściowo rację - spróbował jej wyjaśnić.- Nigdy do tej pory nie spotkało cię nic złego, prawda? Masz zbyt wiele szczęścia, by coś takiego się stało.My boimy się bólu, ale ty tego nie rozumiesz, bo sama nigdy go nie zaznałaś,- To szaleństwo! Rzeczywiście, nigdy nie złamałam nogi czy coś w tym rodzaju, ale to przecież nie jest żadna siła parapsychiczna !- Nie, szczęście nie jest siłą parapsychiczną.Szczeście to statystyka, a ty jesteś matematycznym fuksem.Byłoby dziwne, gdyby wśród czterdziestu trzech miliardów ludzi Nessus nie znalazł właśnie kogoś takiego jak ty.Wiesz, co on zrobił? Ustalił grupę ludzi będących potomkkami tych, którzy wygrywali na Loterii Życia.Twierdzi, że było ich tysiące, ale założe się, że gdyby wśród tych tysięcy nie znalazł tego, czego szukał, rozpocząłby poszukiwania w znacznie większej grupie tych, którzy mogli pochwalić się mniejszą liczbą przodków-szczęściarzy.Podejrzewam, że byłoby ich dziesiątki milionów.- Ale c z e g o on szukał?- Raczej kogo.Ciebie.Wziął pod lupę tych kilka tysięcy ludzi i zaczął ich po kolei eliminować.Ten jako dziecko złamał sobie palec.Ten często wdaje się w bójki i zawsze obrywa.Ta ma kłopoty z osobowością.Ten był oblatywaczem nowych modeli statków kosmicznych i stłukł sobie paznokieć.Rozumiesz?Tobie nic takiego nigdy się nie zdarzyło.Niezależnie od tego, ile razy upuszczałabyś kromkę chleba, zawsze upadłaby masłem do góry.- Wiec to sprawa rachunku prawdopodobieństwa.- powiedziała z 122Larry Niven - Pierścieńnamysłem Teela.- Ale, Louis, coś tu nie gra.Na przykład wcale nie wygrywałam bez przerwy na ruletce.- Ale też nigdy zbyt dużo nie przegrałaś.- No.Nie.- 0 to właśnie chodziło Nessusowi.- Wiec mówisz, że jestem jakimś nieprawdopodobnym nieudacznikiem.- Nieżas! Nie, właśnie nie jesteś! Nessus odrzucał jednego po drugim tych kandydatów, którym coś się nie udało, aż wreszcie trafił na ciebie.Myśli, że znalazł wyjątek, według którego można ustalać nowe zasady.A ja twierdzę, że po prostu doszedł do najdalszego punktu zupełnie normalnej krzywej.Rachunek prawdopodobieństwa twierdzi, że istniejesz.Twierdzi również, że kiedy następnym razem rzucisz w górę monetę, to tak jak wszyscy inni będziesz miała równe szanse na przegraną i wygraną.Szczęście nie ma pamięci.Teela usiadła z głośnym westchnieniem.- Nie ma co, rzeczywiście okazałam się niesamowitą szczęściarą.Biedny Nessus, zawiódł się na mnie.- Dobrze mu to zrobi.Kąciki jej ust podejrzanie zadrżały.- Możemy to zaraz sprawdzić.- Co?- Zamów tosta z masłem.Zaczniemy rzucać.Czarny prostokąt był ciemniejszy od najczarniejszej czerni, uzyskiwanej wielkim nakładem kosztów podczas laboratoryjnych eksperymentów.Jeden jego róg przesłaniał częściowo błękitną wstążkę Pierścienia.Używając go jako wzoru można było dorysować sobie resztę - czerń na tle czerni Kosmosu, wyróżniającą się tylko tym, że nie migały w niej żadne gwiazdy.Przesłaniał już spory szmat nieba.I ciągle rósł.Louis miał na oczach okulary z niezwykle silnie polaryzującego materiału.Wmiejscu, w którym docierało do nich najmocniejsze światło, pojawiały się czarne plamy.Polaryzacja ścian kadłuba okazała sio już niewystarczająca.123Larry Niven - PierścieńMówiący-do Zwierząt, który cały czas siedział w sterowni sterując tym, co jeszcze pozostało do sterowania, również je założył.Znaleźli także dwa pojedyncze szkła, każde z krótką gumką i wspólnymi siłami ubrali w nie Nessusa.Louis widział odległe o dwanaście milionów mil Słońca jako czarny dysk, okolony jaskrawopomarańczową koroną.Wnętrze statku bardzo się już nagrzało.Klimatyzator wył na najwyższych obrotach.Teela otworzyła drzwi kabiny i momentalnie je zamknęła.Po chwili pojawiła się w okularach na nosie.Prostokąt był teraz po prostu monstrualną pustką.Tak, jakby ktoś starłfragment poznaczonej białymi punkcikami tablicy mokrą, dobrze wypłukaną ścierką.Ryk klimatyzatora uniemożliwiał jakąkolwiek rozmowy.W jaki sposób pozbywał się ciepła, skoro na zewnątrz było o tyle goręcej niż w środku? Wcale się nie pozbywał, domyślił się Louis.Magazynował je.Gdzieś w trzewiach klimatyzatora znajdował się mały punkcik o temperaturze gwiazdy, rosnący z minuty na minutę.Jeszcze jeden powód do obaw.Czarna pustka powiększała się coraz bardziej.To jej ogrom sprawiał, że pozornie zbliżali się tak powoli.Prostokąt miałszerokość przynajmniej równą średnicy Słońca, jakiś milion mil.Jego długość musiała wynosić co najmniej dwa i pół miliona mil.Nagle ujrzeli jego prawdziwe rozmiary.Jego krawędź wsunęła się między nich a Słońce i zapadła ciemność.Czarny prostokąt zasłaniał pół Wszechświata.Jego krawędzie, czarne na czarnym tle, sięgały zbyt daleko, by można je było dostrzec.Część statku znajdująca się za kabinami mieszkalnymi była rozpalona do białości.To klimatyzator pozbywał się nagromadzonego w nim ciepła.Louis otrząsnął się jak po złym śnie, odwrócił się w stronę monstrualnego prostokąta.Wycie klimatyzatora ustało nagle, pozostawiając po sobie dzwonienie w uszach.- No.- powiedziała niepewnie Teela.124Larry Niven - PierścieńW drzwiach sterowni pojawił się Mówiący-do-Zwierząt.- Szkoda, że z teleskopu został nam tylko ekran - powiedział.- Mógłby nam wiele wyjaśnić.- Na przykład co? - krzyknął Louis, zapominając, że na statku panuje już cisza.- Na przykład to, dlaczego prostokąty poruszają się z prędkością większą od orbitalnej.Czy rzeczywiście są generatorami energii? Co utrzymuje je w jednakowym położeniu? Gdyby działał teleskop,moglibyśmy znać odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie zadał ten pożeracz liści.- Czy spadniemy na Słońce?- Oczywiście, że nie: Przecież już to mówiłem.Przez pół godziny bodziemy lecieć w cieniu tego prostokąta, a potem przejdziemy między Słońcem a następnym prostokątem.Jeśli zrobi się za gorąco, będziemy mogli włączyć pole statyczne.Powróciła znowu dźwięcząca cisza.Prostokąt był teraz bezkształtnym, bezgranicznym polem doskonałej czerni.Ludzkie oko nie potrafi wyłowić z doskonałej czerni żadnych szczegółów.Po pewnym czasie powróciła ulewa słonecznego światła.Krótko potem włączył się klimatyzator.Louis wpatrywał się z natężeniem w niebo; wreszcie jego wzrok odszukałnastypny prostokąt.Właśnie obserwował, jak zbliża się nieprzenikliwie czarna płachta, kiedy uderzyła błyskawica.W każdym razie, tak to wyglądało.Uderzyło jak błyskawica, bez ostrzeżenia, wybuchając straszliwym blaskiem, jakby znaleźli się nagle w sercu Supernovej.Statek zakołysał się.N i e c i ą g ł o ś ć.i światło zgasło.Louis sięgnął palcami po okulary, by przetrzeć załzawione oczy.- Co to było? - wykrzyknęła Teela.Louis powoli odzyskiwał wzrok.Kiedy wreszcie zniknęły kolorowe plamy, zobaczył, że Nessus wystawił jedną, chronioną okularami, głowę, że kzin szuka czegoś w jednym ze schowków i że Teela patrzy prosto na niego.125Larry Niven - PierścieńNie, nie na niego.Na coś co znajdowało się dokładnie za nim.Odwrócił się.Słońce było czarnym krążkiem mniejszym niż poprzednio, okolone żółtobiałym płomieniem.Przez moment, kiedy znajdowali się w polu statycznym, bardzo się skurczyło [ Pobierz całość w formacie PDF ]