[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nim zamknął ją, nim wpuścił do komory powietrze, ostatek tlenu uciekł i Savage runął z ostatniego szczebla drabinki w omdlenie, które następne sekundy obróciły w śmierć.To wyjaśnienie podwójnej tragedii nie przemawiało Pirxowi do przekonania.Zapoznał się dokładnie z charakterystyką obu Kanadyjczyków.Szczególną uwagę poświęcił przy tym Challiersowi, gdyż to on miał być mimowolnym sprawcą śmierci własnej i swego towarzysza.Challiers miał trzydzieści pięć lat.Był znanym astrofizykiem, ale i wprawnym alpinistą.Cieszył się doskonałym zdrowiem, nie chorował; nie znał zawrotów głowy - przedtem pracował na.ziemskiej” półkuli Księżyca, gdzie stał się jednym z założycieli klubu gimnastyki akrobacyjnej, tej osobliwej dyscypliny, której adepci potrafią wykonać dziesięć salt z jednego odbicia przed pewnym lądowaniem na ugiętych nogach albo utrzymać na swych barkach piramidę dwudziestu pięciu ludzi !I ten Challiers miał nagle bez żadnej przyczyny zasłabnąć czy dostać rozstroju jakiegoś, sto kroków od Stacji, i nie potrafiłby, nawet gdyby mu się coś takiego przytrafiło, zejść ku niej szerokim zboczem, lecz poszedłby pod prostym kątem, w fałszywym kierunku, przy czym musiał, przed dotarciem na ocalałą część drogi, pokonać w mrokach to wzgórze głazów, które ciągnęło się na tyłach Stacji właśnie w tym miejscu?I był jeszcze drugi szczegół, który według Pirxa (ale nie tylko według niego) zdawał się, już bezpośrednio, przeczyć wersji przyjętej w oficjalnym protokole.Na Stacji panował ład.Ale znaleziono jedną rzecz nie na miejscu: ową paczkę klisz na stole kuchennym.Wyglądało na to, że Challiers wyszedł, aby zmienić klisze.Że zmienił je.Że wcale nie poszedł ku przepaści, nie darł się ku niej przez wał piargów, lecz najzwyczajniej wrócił do wnętrza Stacji.Świadczyły o tym klisze.Położył je na stole kuchennym.Dlaczego tam?I gdzie był wtedy Savage?Naświetlone klisze, leżące w kuchni - orzekła komisja - musiały pochodzić z ekspozycji poprzedniej, porannej.Jeden z naukowców położył je na stole przypadkiem.Jednakże żadnych klisz przy ciele Challiersa nie znaleziono.Komisja uznała, że paczka klisz mogła wysunąć się z kieszeni skafandra czy z rąk padającego w przepaść i zniknąć w jednej z tysięcznych szczelin skalnego rumowiska.Pirxowi wyglądało to na naciąganie faktów do przyjętej hipotezy.Schował protokoły do szuflady.Nie musiał do nich już zaglądać.Znał je na pamięć.Powiedział sobie wtedy, a właściwie nie wyraził tej myśli słowami, bo była niewzruszoną pewnością - że rozwiązanie tajemnicy nie kryło się w psychice obu Kanadyjczyków.To znaczy, że nie było żadnego omdlenia, zasłabnięcia, zamroczenia przyczyna tragedii była inna.Kryła się w samej Stacji albo na zewnątrz niej.Zaczął od badania Stacji.Nie szukał żadnych śladów : chciał tylko dokładnie poznać wszystkie szczegóły urządzeń.Spieszyć się nie musiał, czasu było dość.Najpierw obejrzał komorę ciśnieniową.Kredowy kontur wciąż jeszcze widniał u stóp drabinki.Pirx zaczął od drzwi wewnętrznych.Jak zwykle w małych komorach tego typu urządzenie pozwalało otworzyć albo drzwi, albo klapę górnego włazu.Przy otwartej klapie drzwi nie można było odemknąć.Wykluczało to nieszczęśliwe wypadki, spowodowane na przykład tym, że ktoś otwiera klapę, gdy równocześnie ktoś inny odmyka drzwi.Wprawdzie otwierały się do środka i panujące wewnątrz Stacji ciśnienie samo zatrzasnęłoby je z siłą niemal osiemnastu ton, ale między skrzydłem drzwi i framugą mogła się znaleźć na przykład czyjaś ręka albo twardy jakiś przedmiot czy narzędzie wtedy nastąpiłaby wybuchowa ucieczka powietrza w próżnię.Z klapą sprawa była o tyle bardziej skomplikowana, że jej położenie sygnalizował centralny aparat rozrządczy, mieszczący się w radiostacji.Przy otwarciu klapy zapalał się na jego pulpicie czerwony wskaźnik.Równocześnie włączał się samoczynnie odbiornik “zielonego sygnału”.Było to szklane oko w niklowym pierścieniu, umieszczone w centrum również w oszklonej tarczy lokatora.Wachlowanie.motylka” w oku powiadamiało, że znajdujący się na zewnątrz Stacji człowiek oddycha normalnie; ponadto świecąca smużka na tarczy lokatora, pokalibrowanej w segmenty, wskazywała, gdzie ten człowiek się znajdował.Owa świecąca smużka wirowała zgodnie z obrotami umieszczonej na kopule anteny radarowej i ukazywała, pod postacią fosforycznie mżących konturów, pobliże Stacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]