[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I tak się dziwnie składało, że za każdym razem mieli wspólnego wroga, którego nazwali Kim-Jest-Głupia.Wspólnie naradzali się, obserwowali ją i budowali barykady, żeby jej nie wpuścić.A biedna Kimnaprawdę była ogłupiała, bo chciała się z nimi bawić, a nie rysować ani pomagać Joannie w sortowaniu negatywów.Nie chciała nawet robić ciasteczek.Joanna nie wiedziała już, co począć, Adam i Pete ignorowali groźby, Kim nie wystarczyły pocieszenia, a Walter miał w nosie wszystko.Joanna ucieszyła się, gdy Bobbie i Dave przyjechali po Adama.Ale kiedy zobaczyła, jak wspaniale oboje wyglądali, miło jej było, że go wzięła.Bobbie była u fryzjera i wyglądała przepięknie, czy to dzięki makijażowi, czy dzięki miłości.Prawdopodobnie z obu powodów.Dave był ożywiony, w lepszym nastroju - szczęśliwy.Wnieśli ze sobą do domu rześkość.- Cześć, Joanno, jak było? - spytał Dave, rozcierając dłonie, a Bobbie owinięta w futro z szopa powiedziała:- Mam nadzieję, że Adam nie rozrabiał zbytnio.- Ani trochę - uspokoiła ją Joanna.- Wyglądacie oboje cudownie!- Bo się tak czujemy - powiedział Dave, a Bobbie uśmiechnęła się i dodała: - To był piękny weekend.Dzięki wam, że nam pomogliście.- Nie ma o czym mówić.Podrzucę wam Pete’a w któryś z najbliższych weekendów.- Chętnie go weźmiemy - powiedziała Bobbie, a Dave dodał: - Kiedy tylko zechcesz, powiedz nam.Adam! Czas do domu!- Jest w pokoju Pete'a.Dave złożył ręce w trąbkę i krzyknął:- Adam! Już jesteśmy! Bierz swoje rzeczy!- Rozbierzcie się - powiedziała Joanna.- Musimy jeszcze pojechać po Jonny’ego i Ken-ny'ego - wyjaśnił Dave.- Jestem pewna, że chcecie teraz trochę ciszy i spokoju.Musieliście tu mieć niezłe piekło - domyśliła się Bobbie.- Nie była to może moja najspokojniejsza niedziela - powiedziała Joanna.- Ale wczoraj było świetnie.- Cześć wam! - zawołał Walter, idąc z kuchni ze szklanką wody w ręku.Bobbie odpowiedziała: - Cześć Walterze, a Dave: - Cześć, stary.- Jak się udał drugi miesiąc miodowy? - spytał Walter.- Lepiej niż pierwszy, tyle że był krótszy - powiedział Dave, uśmiechając się do niego.Joanna spojrzała na Bobbie oczekując, że ta powie coś śmiesznego.Bobbie uśmiechnęła się do niej i spojrzała na schody.- Cześć, cukiereczku - powiedziała.- Miło spędziłeś weekend?- Nie chcę iść - powiedział Adam, stojąc na schodach przechylony, aby duża torba nie spadła.Pete i Kim stali za nim, a Kim zapytała:- Czy nie możesz tu zostać jeszcze jeden dzień?- Nie, kochanie, jutro masz szkolę - powiedziała Bobbie, a Dave dodał: - Chodź kolego, musimy jechać po resztę mafii.Adam zszedł na dół z ponurą miną, a Joanna wyjęła z szafki jego płaszcz i buty.- Hej - powiedział Dave - zdobyłem dla ciebie informacje o tych akcjach, o które prosiłeś.- To świetnie - powiedział Walter i poszli obaj do salonu.Joanna podała Bobbie płaszczyk Adama, a matka pomogła mu się ubrać.Postawił na ziemi torbę z rzeczami i włożył ręce do rękawów.Joanna, trzymając buty Adama, spytała:- Dać ci do nich torbę?- Nie zawracaj sobie głowy - powiedziała Bobbie.Odwróciła Adama i pomogła mu się pozapinać.- Ładnie pachniesz - powiedział.- Dzięki, cukiereczku.Spojrzał w górę, a potem na matkę: - Nie chcę, żebyś tak mnie nazywała.Już nie jestem cukiereczkiem - powiedział.- Przepraszam, już cię tak nie nazwę - uśmiechnęła się i pocałowała go w czoło.Walter i Dave wrócili z salonu, a Adam podniósł swoją torbę i pożegnał się z Pete'em i Kim.Joanna podała Bobbie buty Adama i lekko pocałowała ją w policzek.Bobbie była jeszcze zimna i rzeczywiście ładnie pachniała.- Pogadamy jutro - powiedziała Joanna.- Jasne - zgodziła się Bobbie i uśmiechnęła się do siebie.Bobbie podeszła do Waltera i nadstawiła policzek.Ku lekkiemu zdziwieniu Joanny Walter się zawahał i dopiero po chwili cmoknął ją lekko.Dave pocałował Joannę i poklepał Waltera po ramieniu.- Trzymaj się, stary - powiedział i wyprowadził Adama.- Możemy teraz wejść do salonu? - spytał Pete.- Jest teraz wasz - powiedział Walter.Pete uciekał, a Kim biegła za nim.Joanna stała z Walterem przy zimnej szybie, patrząc, jak Bobbie, Dave i Adam wsiadali do samochodu.- Fantastycznie - powiedział Walter.- Czyż nie wyglądają świetnie? - powiedziała.- Bobbie nie wyglądała tak znakomicie nawet na naszym przyjęciu.Dlaczego nie chciałeś jej pocałować?Walter nic nie powiedział, a po chwili stwierdził:- Nie wiem, ale uważam, że całowanie w policzek to taki gest na pokaz.- Nie zauważyłam wcześniej, żebyś miał coś przeciwko temu - powiedziała.- Pewnie się zmieniłem.Patrzyła, jak zamknęły się drzwi samochodu i włączyły światła.- Co byś powiedział na weekend tylko my, we dwoje? - zapytała.- Oni wezmą Pete'a do siebie, a Kim może by dać do van Santów.Jestem pewna, że zgodziliby się.- Byłoby świetnie - powiedział.- Zaraz po świętach.- Można by ją dać do Hendry'ów, oni mają sześcioletnią córeczkę, a chciałabym, żeby Kim poznała murzyńską rodzinę.Samochód odjechał, widać było jeszcze czerwoneślady światełek.Walter zamknął drzwi na klucz i zgasił zewnętrzne światło.- Chcesz drinka? - spytał.- I to jeszcze jak - powiedziała Joanna.- Należy mi się po takim dniu jak dzisiejszy.Co za poniedziałek: pokój Pete’a musi być generalnie posprzątany, a pozostałe przynajmniej odkurzone.Trzeba pozmieniać bieliznę pościelową, wynieść brudną, której się dużo nagromadziło, zrobić listę zakupów na jutro i przedłużyć Pete'owi spodnie.Tb wszystko musiała zrobić natychmiast, a czekały na nią inne rzeczy - zakupy świąteczne, adresowanie kart z życzeniami, szycie kostiumu dla Pete'a do sztuki Dziękuję za to, panno Tbmer.Bogu dzięki, Bobbie nie zadzwoniła, nie miała czasu na plotki przy kawie.Joanna zastanawiała się.Czy ona ma rację? Czyżbym się zmieniała? Wcale nie, kiedyś trzeba nadgonić obowiązki domowe, inaczej ten dom zamieni się w dom Bobbie.Poza tym prawdziwa żona ze Stepford robiłaby to spokojnie, bez pośpiechu i nie jeździłaby odkurzaczem po kablu, a następnie, kalecząc sobie palce, wyciągała go ze środka.Zrobiła Pete'owi piekło, że nie odkłada zabawek na miejsce, skoro przestał się nimi bawić.On się obraził i przez godzinę nie odzywał się do niej.A Kim zaczęła kaszleć.Walter wybłagał, aby tym razem wyręczyła go w zmywaniu i pobiegł do pełnego już samochodu Herba Sundersena.Nastał pracochłonny okres dla Stowarzyszenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]