[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Naprawdę? Zatem przepraszam panią.- W jego głosie zabrzmiałoautentyczne rozczarowanie.- Miałem wrażenie, ze pani rozumie jej tekst.Widocznie się pomyliłem.Musiałem panią niewłaściwie ocenić, pani jest chybazwyczajną cnotką.- Nie jestem żadną zwyczajną.Znowu błysnęły białe zęby, a na policzku pojawił się dołeczek.- Tak?Zbyt pózno zdała sobie sprawę, że naraża się na śmieszność, broniąc swojejgodności przez zaprzeczenie cnoty.Zresztą najbardziej rozdrażniło ją to niewinneokreślenie zwyczajna".Nigdy nie była kimś zwyczajnym, pod żadnym względem.Ponieważ nie potrafiła wymknąć się z tej słownej pułapki, postanowiłazachować milczenie.- No tak.Nie wiedzieć czemu, wydawało mi się, że jest inaczej - powiedziałbeztrosko i wyciągnął z kieszeni zegarek, który w półmroku zalśnił jak odległaplaneta.Otworzył kciukiem wieczko, sprawdził godzinę i nagle zaczął się spieszyć.- Wracając do tematu, panno Chapeau, nie prowadzę tu instytucjidobroczynnej.Zamrugała.Ten człowiek zachowywał się, jakby właśnie skończyłpopołudniową przekąskę i odsuwał się od stołu, żeby zająć się innymi sprawami.- Przepraszam pana? - spytała zaskoczona.- Sprawa jest bardzo prosta.Może pani odśpiewać wybraną przeze mnienieprzyzwoitą piosenkę, może pani tańczyć w zespole albo może pani opuścić teatr.Taki jest wybór.Naturalnie jest pani niebrzydka, ale jak pani widzi, w Białej Liliiuroda nie jest czymś niezwykłym.Gdyby pani jej nie miała, już by pani tu nie było.Jak mówiłem, nie stać mnie na działalność charytatywną.Zatkało ją.Niebrzydka? Jeszcze niedawno wszyscy określali ją jakopiękność!- To się nazywa praca, panno Chapeau - kontynuował.- Zdaje się, że w panijęzyku to słowo brzmi travailler.A może ta koncepcja nie jest pani znana?Siłę tego oskarżenia mogła tylko przyrównać do wybuchu wulkanu; uraza igniew rozjarzyły się płomieniem, aż zaparło jej dech j w piersiach.Wszystko, co ceniła w życiu - miękkie łóżko, z którego wstawała co rano,entuzjastyczne oklaski, kwiaty, dostarczane po przedstawieniu, kąśliwe uwagizazdrosnych i pełnych podziwu koleżanek z baletu oraz zachwyt całego Paryża, niewspominając o gorących uczuciach mężczyzn takich jak Etienne - zawdzięczaładrakońskiej dyscyplinie, zaangażowaniu oraz zaciętemu uporowi.Innymi słowy -pracy.Skąd ten.tombakowy uliczny wycierus może wiedzieć, ile potu i bólutrzeba włożyć w taniec, który sprawia, że ludzie, kiedy na ciebie patrzą,zapominają o świecie, że wznoszą się duchem ku niebu?Sylvie - osoba o błyskawicznym refleksie, szybkich ruchach i zdawałoby sięnieposkromionym temperamencie - stała sparaliżowana gniewem.- Nic pan o mnie nie wie, panie Shaughnessy - wycedziła niskim, pełnymnapięcia głosem.- A czyja to wina, panno Chapeau? - zripostował gładko, jakby targająca niąnawałnica urazy była nieszkodliwym letnim wiaterkiem.Milczała, nie wierząc własnym uszom.- Chce pani przez to powiedzieć, że jednak umie pani pracować? - spytałspokojnie, zaglądając w oczy, pełne niemej wściekłości.- Tak, panie Shaughnessy - oświadczyła w końcu ironicznie.- Zapewniampana, że jeśli chodzi o pracę, mógłby się pan sporo ode mnie nauczyć.Roześmiał się urywanie.- Aha.Jestem pewien, że ma pani rację, panno Chapeau.No, bo przyjrzyjmysię moim zajęciom.Nic, tylko rozkazuję pięknym dziewczętom.Dziecinna zabawa,i tyle.Z przyjemnością skorzystałbym z pani doświadczeń, A tymczasem, będziepani występować w takich kostiumach, jakich zażyczy sobie Generał, będzie paniwypełniać jego polecenia, uśmiechać się i nie wchodzić w konflikty zdziewczętami.Czy poradzi sobie z tym pani, czy raczej woli pani odejść?Słuchała jego słów, ale z jakiegoś powodu określenie niebrzydka ciągledzwięczało jej w uszach.Zabawne, że pośród tych wszystkich nieprzyjemnych rzeczy, których przedchwilą wysłuchała, przytyk do urody zabolał ją najbardziej.Ciekawa była, czy rzeczywiście wyrzuciłby ją na bruk, gdyby odmówiła;wyczuwała, że wcale nie jest tak obojętny, jak udawał.Myślała nawet, żebyzaryzykować i odkryć jego blef.Niebrzydka, rzeczywiście.Z drugiej strony, być może należał do osób, których fascynowały nowościale i szybko nużyły.Ktoś tak przystojny, nawet gdyby był pozbawiony tegoszczególnego.uroku.musi mieć powodzenie u kobiet, Tom Shaughnessyprzypominał lustro, w którym świat odbijał się na opak i wyglądał zupełnie inaczej,ekscytował i doprowadzał do szału.A ponadto pobudzał, jak szklanka whiskywychylona jednym haustem.Pewnie był też równie niebezpieczny i tak samouzależniał.No cóż, może warto zachować dumę, Ale w kieszeni nie ma ani grosza.- Kiedy mi pan zapłaci?Czy światło w pomieszczeniu nagle się zmieniło, czy też jego rysy zmiękłyjakby odczuł ulgę?- Kiedy tylko wystąpi pani na scenie przed publicznością, panno Chapeau.Do tej pory będzie pani traktowana jak praktykantka i Biała Lilia będzie paniąutrzymywać.To co, zostaje pani?Sylvie Lamoreux jako praktykantka.utrzymywana z łaski?- Zostaje pani? - powtórzył.Ciekawa była, czy Shaughnessy bał się jejodejścia, czy też spieszył się na jakieś spotkanie.Co chwila zerkał na zegarek [ Pobierz całość w formacie PDF ]