RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieodniósłszy żadnych obrażeń, smok kopnął rycerza w klatkępiersiową, odrzucając go koziołkującego w powietrzu do tyłu.Sir Michael wylądował na stole z szachownicą, rozbijając go w kawałki.Rycerz stoczył się na ziemię.Leżał półprzytomny w otoczeniu cudownych pionków, które wyglądały jak rozsypa­ne na grobie płatki róż.Zaniepokojony Wielki Mistrz ukląkł obok przyjaciela, upew­niając się, że nic mu się nie stało.— Nie jestem ranny! — Sir Michael z trudem łapał powie­trze.Próbował wstać.— Musisz go.powstrzymać! Nie po­zwól.aby dalej rósł.Sugestia była słuszna, ale niemożliwa do zrealizowania.Smok powiększał się z każdą sekundą.Rozpostarte skrzydła przysłaniały całe niebo.Szyja wydłużała się coraz bardziej, przybierając kształt sinusoidy.Ciało pokrywało coraz więcej łusek, błyskawicznie osłaniając wszystkie wrażliwe na uderzenia miejsca.Wielki Mistrz wyprostował się.Uniósł prawą rękę i wypo­wiedział jakieś słowo.Słowo to zabrzmiało jak głos srebrnej trąbki wzywającej na pomoc armię rycerzy.Nie wiem, co ozna-czało, ale wypełniło moje serce nadzieją i złagodziło na chwilę lęk.Cokolwiek powiedział Wielki Mistrz, zadziałało to na Blacks-hanksa jak uderzenie włóczni.Wpatrywał się w przeciwnika, zadrżał ze złości i zazgrzytał zębami.Zaklęcie zahamowało proces przeobrażania się Blackshanksa na kształcie pół człowieka pół smoka.Bestia ryknęła przerażająco i miotała szponami, chcąc zgła­dzić Wielkiego Mistrza, ale ten znajdował się poza ich zasięgiem.Wielki Mistrz nie przestawał intonować kolejnych magicznych słów, które jak niewidzialny łańcuch otaczały Blackshanksa.Wężowata głowa smoka podążała za zaklęciami, krążył z na­dzieją na powstrzymanie zamiarów Mistrza.W tym czasie Wielki Mistrz wykonał ręką podwójny gest, który przypominał splatanie łańcucha, a który widziały tylko jego oczy.Jak kurczę, które wykluło się tylko do połowy, Blackshanks nie był w całości ani człowiekiem, ani smokiem.Wściekły wy­suwał rozwartą szczękę w kierunku Wielkiego Mistrza.Nie mając jednak w pełni zdolności czarnego smoka, zaciskał kły, łapiąc tylko powietrze.Wielki Mistrz biegał w tym czasie dooko­ła rozwścieczonej bestii, krępując ją niewidzialnym łańcuchem.— Pośpiesz się, lordzie rycerzu! — krzyknął do przyjaciela.[ — Nie mogę trzymać tego zaklęcia zbyt długo!Sir Michael stał już pewnie na nogach, trzymając szablę w dłoni.Z trudem łapiąc powietrze pod ciężarem zbroi, pędził w stronę wściekłego, wymachującego pazurami pół człowieka, pół smoka.Sir Michael zaatakował szablą.Bestia, z rozmachem miotając kończyną zakończoną pazurami, próbowała odwzajemnić ude­rzenie.Sir Michael prowokował przeciwnika, trzymając wyciąg­niętą przed siebie szablę.Pozwolił, aby smok zaatakował pierw­szy i dopiero wtedy z całej siły wbił ostrze w niewielki skrawek nie pokrytej jeszcze czarną łuską klatki piersiowej, przebijając ją na wylot.Z pleców pół człowieka pół smoka zaczęła płynąć krew.Blackshanks zawył z bólu.Sir Michael dzielnie trzymał za­nurzoną w ciele bestii szablę, chociaż ta w szalonym akcierozpaczy próbowała się od niej uwolnić, podnosząc do góry dzielnego rycerza.Ciało smoka wiło się w agonii.Spływająca krew i kwaśr.y oddech parzyły ciało małego wojownika, zmuszając go ostatecznie do oderwania rąk od szabli.Sparaliżowany bólem upadł na ziemię.Czarny smok zdołał wreszcie wyciągnąć ostrze ze swojego ciała, ale było już za późno.Rana była śmiertelna.Blackshanks gwałtownie opadł na ziemię, resztkami sił posyłając nienawistne spojrzenie tym, którzy go pokonali.— Kim.— z trudem łapiąc oddech, zwrócił się w stronęwysokiego gracza.—Powiedz mi, kim jesteś.Kim jest ten, którymnie zabił? Nie możesz być zwykłym człowiekiem, za jakiegosię podajesz!Wielki Mistrz wysunął się do przodu.— Zabiłem cię w imieniu mojej rodziny i całego rodu.Jakteż na chwałę Vloorshada Swifta i Humy.Miałem zaszczytzakończyć linię Czarnych Smoków Basalt.Wreszcie zniknęliz powierzchni Krynnu.Jesteś ich ostatnim przedstawicielem.Dzisiaj wraz z tobą umiera wielkie zło w Ansalonie.Umierający Blackshanks podniósł oczy.Podobnie jak my, widział wyraźnie falujący na wietrze transparent z wizerunkiem ogromnego, srebrnego smoka o wspaniałych kształtach.Srebrne skrzydła zatrzepotały nad Blackshanksem, który po chwili wark­nął i odwróciwszy twarz, zakończył życie.Powiew wiatru uniósł sztandar, odsłaniając Wielkiego Mi­strza, zwycięzcę rozgrywek szachowych.Wielki Mistrz pomógł stanąć Małemu Mistrzowi na nogi.Reszta z nas stała nieruchomo, zaskoczona całym tym wydarze­niem.Sir Michael uśmiechał się do nas pogodnie.— Nie bójcie się, moi przyjaciele.To Sheen Vloorshad,najmłodszy ze srebrnych smoków z klanu Vloorshad.Chcę prze­prosić, że okłamaliśmy ciebie i wszystkich wspaniałych miesz­kańców Goodland — rzekł rycerz, zwracając się do mnie.— Byłto jedyny sposób, aby wywołać Basalta z jego nory, stanąć z nimdo walki i zabić go.Wielki Mistrz spojrzał na martwe ciało Czarnego Smoka.— Czarne Smoki Basalt słynęły z tego, że nie umiały sięoprzeć szachom.I tak kończy się opowieść o najwspanialszej rozgrywce sza­chowej na najwyższym szczeblu w naszej dolinie.Na rękach zanieśliśmy Sir Michaela do miasta, gdzie razem z jego przyjacielem zostali przyjęci jak prawdziwi bohaterowie.Nasz kleryk opatrzył rany Małego Mistrza i obaj nieznajomi zaszczycili nas swoją obecnością podczas uroczystego obiadu.Skąd wiedziałeś, że Blackshanks jest Czarnym Smo­kiem? — zapytałem.Był jedynym, który mnie pokonał — wyjaśnił WielkiMistrz, uśmiechając się.— Nie chcę w ten sposób urazić ciebie,burmistrzu, ani twoich dobrych współtowarzyszy.Talent do gryw szachy macie niewątpliwie największy, ale nie zapominajmy,że jesteście tylko ludźmi.Chociaż przyznałem mu rację, dodałem po chwili:— Tym razem cię pokonam — oznajmiłem pełen zapału,sięgając po szachy.Wielki Mistrz, śmiejąc się i potrząsając głową, wstał z krzesła.— Przykro mi, burmistrzu, ale przez najbliższe sto lat niedotknę szachów.Chociaż sto lat to i tak za mała przerwa.Sir Michael również wstał.Pora się żegnać, burmistrzu.Musimy wrócić.Po zdaniuraportu staniemy do walki z Lordem Ariakanem.Jeżeli mogęwam coś poradzić — rzekł — odstawcie szachy na bok i bądźciegotowi, aby w każdej chwili stawić czoło prawdziwemu wrogowi.Tak zrobimy, panie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl