[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chwycił ją za rękę i podtrzymał.– Nic ci nie jest? – zapytał.– N-nie – odpowiedziała Laurana, ledwo go słysząc.– Jesteś taka blada.Coś zobaczyłaś?– Nie.Czuję się świetnie – odparła pośpiesznie Laurana i znów zaczęła się wspinać po skale, ślizgając się na śniegu.Jaka była głupia! Jacy wszyscy byli głupi!Znów wyraźnie zobaczyła w myślach Silvarę, która podnosi się i narzuca pelerynę na smoczą kulę.Kulę, która jarzy się dziwnym światłem!Chciała właśnie zapytać Silvarę o kulę, gdy nagle myśli jej rozproszyły się.W powietrzu świsnęła strzała i utkwiła w drzewie obok głowy Dereka.– Elfowie! Brightblade, do ataku! – zawołał rycerz, wyciągając miecz.– Nie! – Laurana podbiegła naprzód, chwytając go za rękę z mieczem.– Nie będziemy walczyć! Nie będzie zabijania!– Oszalałaś! – krzyknął Derek.Gniewnie wyrywając się z rąk Laurany, popchnął ją do tyłu na Sturma.Kolejna strzała przeleciał obok.– Ona ma rację! – błagała Silvara, zawracając szybko.– Nie możemy z nimi walczyć.Musimy dotrzeć do przełęczy! Tam możemy ich zatrzymać.Następna strzała, niemal już pozbawiona impetu, uderzyła w kolczą kamizelę, jaką Derek nosił na skórzanym kaftanie.Strącił ją poirytowanym gestem.– Nie mierzą, by zabić – dodała Laurana.– Gdyby tak było, już byś nie żył.Musimy uciekać.I tak nie moglibyśmy tu stoczyć walki.– Wskazała na gęsty las.– Lepiej obronimy się na przełęczy.– Odłóż miecz, Derek – rzekł Sturm, wyciągając swój oręż.– Albo najpierw będziesz walczył ze mną.– Jesteś tchórzem, Brightblade! – krzyknął Derek głosem trzęsącym się z wściekłości.– Uciekasz przed nieprzyjacielem!– Nie – odrzekł chłodno Sturm – uciekam przed przyjaciółmi.– Rycerz nie chował miecza.– Naprzód, Crownguard, bo elfowie przybędą za późno, by cię wziąć do niewoli.Obok przeleciała kolejna strzała, wbijając się w drzewo w pobliżu Dereka.Rycerz, na którego twarz wystąpiły plamy wściekłości, schował miecz i odwróciwszy się, ruszył szybko przed siebie.Przedtem jednak posłał Sturmowi spojrzenie pełne tak straszliwej nienawiści, że Laurana zadrżała.– Sturmie.– zaczęła, lecz on tylko chwycił ją za łokieć i popędził naprzód za szybko, by można było rozmawiać.Wspinali się pośpiesznie.Słyszała, jak za jej plecami Theros brnie w śniegu, co jakiś czas zatrzymując się, by zrzucić za siebie głaz.Wkrótce po odgłosach można było się domyślić, że po stromej ścieżce osuwa się całe skalne zbocze i deszcz strzał przestał spadać.– To tylko na jakiś czas – wy sapał kowal, doganiając Sturma i Lauranę.– To ich na długo nie zatrzyma.Laurana nie mogła odpowiedzieć.Czuła ogień w płucach.Niebieskie i złote gwiazdy wybuchały jej przed oczami.Nie tylko ona cierpiała.Sturm oddychał chrapliwie.Ledwo trzymał ją za ramię i ręka mu drżała.Nawet mocarny kowal sapał jak zdyszany koń.Obchodząc głaz dookoła, zobaczyli klęczącego krasnoluda.Tasslehoff nadaremnie usiłował go postawić na nogi.– Muszę.odpocząć.– wychrypiała Laurana przez zbolałe gardło.Chciała usiąść, lecz powstrzymały ją silne ręce.– Nie! – powiedziała z naciskiem Silvara.– Nie tutaj! Jeszcze kilka metrów! Chodź! Nie zatrzymuj się!Dzika elfka pociągnęła Lauranę naprzód.Jak przez mgłę widziała, że Sturm pomaga wstać Flintowi, który jęczy i klnie.Razem z Therosem Sturm pociągnął krasnoluda pod górę.Tasslehoff snuł się z tyłu, zbyt zmęczony, by mówić.Wreszcie dotarli na szczyt przełęczy.Laurana osunęła się w śnieg, nie dbając już o to, co się stanie.Pozostali padli obok niej, wszyscy, z wyjątkiem Silvary, która spoglądała w dół.Skąd ona bierze siły? – pomyślała Laurana przez szarą mgłę udręki.Była jednak zbyt wycieńczona, by o to zapytać.W tym momencie była tak zmęczona, że nie przejmowała się tym, czy elfowie znajdą ją, czy nie.Silvara odwróciła się do nich.– Musimy się rozdzielić – powiedziała zdecydowanie.Laurana popatrzyła na nią nierozumiejącym wzrokiem.– Nie – zaczął Gilthanas, próbując bezskutecznie wstać.– Posłuchajcie mnie! – rzekła z naciskiem Silvara przyklękając.– Elfowie są zbyt blisko.Z pewnością nas dogonią, a wtedy będziemy zmuszeni albo walczyć, albo się poddać.– Walczyć – mruknął zaciekle Derek.– Jest lepszy sposób – syknęła Silvara.– Ty, rycerzu, musisz sam zabrać smoczą kulę na Sancrist! My odciągniemy pościg.Przez chwilę nikt się nie odzywał.Wszyscy patrzyli w milczeniu na Silvarę, rozważając tę nową możliwość.Derek uniósł głowę, a oczy mu błyszczały.Laurana posłała Sturmowi zaniepokojone spojrzenie.– Uważam, że tak wielka odpowiedzialność nie powinna spaść na jedną osobę – rzekł Sturm, oddychając z trudem.– Powinny pójść co najmniej dwie osoby.– Masz na myśli siebie, Brightblade? – zapytał gniewnie Derek.– Tak, oczywiście, jeśli już ktokolwiek powinien pójść, to właśnie Sturm – powiedziała Laurana.– Mogę narysować mapę trasy przez góry – rzekła z zapałem Silvara.– Droga nie jest trudna.Posterunek rycerzy jest zaledwie dwa dni drogi stąd.– Ale my nie potrafimy latać – zaprotestował Sturm.– Co z naszymi śladami? Z pewnością elfowie zauważą, że się rozdzieliliśmy.– Lawina – zasugerowała Silvara.– Theros zrzucający głazy za nami podsunął mi ten pomysł.– Spojrzała w górę.Poszli za jej spojrzeniem.Nad nimi wznosiły się ośnieżone szczyty, a nad krawędziami wisiały zaspy.– Mogę wywołać lawinę swymi czarami – rzekł powoli Gilthanas.– To zatrze wszystkie ślady.– Nie całkowicie – ostrzegła Silvara.– Musimy pozwolić, by nasze znów odnaleziono – choć nie mogą być zbyt oczywiste.W końcu chcemy, by poszli za nami.– Ale dokąd pójdziemy? – zapytała Laurana.– Nie zamierzam błądzić bezcelowo po pustkowiu.– Ja.znam pewne miejsce.– Silvara ucichła i spuściła oczy.To tajemnica znana tylko memu ludowi.Zaprowadzę was tam.– Złożyła dłonie.– Proszę, musimy się śpieszyć.Nie mamy wiele czasu!– Zabiorę kulę na Sancrist – rzekł Derek – i pójdę sam.Sturm powinien towarzyszyć wam.Będzie wam potrzebny wojownik.– Mamy wojowników – powiedziała Laurana.– Theros, mój brat, krasnolud.Mnie samej nie obca jest bitwa.– I ja też – pisnął Tasslehoff.– I kender – dodała zawzięcie Laurana.– Poza tym, nie dojdzie do rozlewu krwi.– Zauważyła zmartwioną twarz Sturma i zastanawiała się, o czym on myśli.Głos jej złagodniał.– Decyzja oczywiście należy do Sturma.Postąpi tak, jak uzna za słuszne, lecz sądzę, że powinien towarzyszyć Derekowi.– Zgadzam się – mruknął Flint.– W końcu to nie my będziemy się wystawiać na niebezpieczeństwo.Będziemy bezpieczniejsi bez smoczej kuli.Na tym właśnie zależy elfom.– Tak – przyznała cichym głosem Silvara.– Będziemy bezpieczniejsi bez kuli.To wam będzie groziło niebezpieczeństwo.– A więc, wszystko jasne – rzekł Sturm.– Pójdę z Derekiem.– A gdybym rozkazał ci zostać? – zapytał natarczywie Derek.– Nie masz nade mną władzy – powiedział Sturm ze smutkiem w brązowych oczach.– Zapomniałeś? Ja nie jestem rycerzem.Zapadłą bolesna, głęboka cisza.Derek zmierzył wzrokiem Sturma.– Nie – rzekł – i jeśli postawię na swoim, nigdy nim nie zostaniesz!Sturm skulił się, jakby Derek wymierzył mu rzeczywisty cios.Potem wstał, wzdychając ciężko.Derek już zaczął zbierać swoje rzeczy.Sturm poruszał się wolniej, podnosząc swój śpiwór w zamyśleniu.Laurana podniosła się i podeszła do Sturma.– Weź to – powiedziała, sięgając do swego plecaka.– Będziesz potrzebował jedzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]