[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.HARPAGONOch, panie Anzelmie, jestem najnieszczęśliwszym z ludzi! Cóż za zawikłania i kłopoty,właśnie w chwili naszego kontraktu! Kradną mi honor, mienie; mordują mnie, zabijają! Otołotr, zdrajca, który pogwałcił najświętsze prawa; wśliznął się w dom pod maską mego sługi,aby mnie okraść i uwieść mi córkę.WALERYCo to za kradzież, o której pan ciągle bredzisz?HARPAGONTak, wymienili z sobą przyrzeczenie małżeństwa.Ta zniewaga przede wszystkim ciebiedotyczy, panie Anzelmie; tyś powinien wytoczyć skargę i przeprowadzić na swój kosztwszelkie kroki prawne, aby się pomścić za jego zuchwalstwo.ANZELMNie jest moim zamiarem zaślubiać kogokolwiek przemocą ani zabiegać o serce, które niejest wolne, ale co do pańskiej sprawy, gotów jestem ją popierać jak własną.HARPAGONOto pan komisarz, bardzo dzielny człowiek, przyrzekł mi wypełnić swoje zadanie z całąsumiennością.104do komisarza, wskazując na WaleregoOpisz go pan, opisz jak należy i przedstaw zbrodnię w najjaskrawszym świetle.WALERYNie pojmuję, jakiej zbrodni może się ktoś dopatrzeć w miłości, którą żywię do pańskiejcórki.Skoro się okaże, kim jestem, kara, która wedle pańskiego mniemania czeka na mnie zate tajemne zaręczyny.HARPAGONDrwię sobie z waszych baśni; roi się dziś na świecie od tych dobrze urodzonych oprysz-ków, szalbierzy, ciągnących korzyść z tego, że ich nikt nie zna, i ubiegających się bezczelnieo byle znakomite nazwisko.WALERYWiedz pan, że nazbyt dumny jestem, aby się stroić w coś, do czego bym nie miał prawa.Cały Neapol może zaświadczyć o mym urodzeniu.ANZELMHo, ho! uważaj tylko, co mówisz.Ryzykujesz więcej, niż myślisz; mówisz wobec czło-wieka, który cały Neapol zna na wylot i który z łatwością może się poznać na twoich po-wiastkach.WALERYwkładając z dumą kapeluszNie jestem człowiekiem, który by mógł czegoś się obawiać; a jeśli Neapol jest panu takznanym, wiesz pewno, kto to był don Tomasz d'Alburci.ANZELMPewnie, że wiem; mało kto znał go tak jak ja.HARPAGONDon Tomasz czy don Marcin, nic mnie nie obchodzi.spostrzegając, że dwie świece się palą, gasi jednąANZELMZa pozwoleniem, daj mu pan mówić; zobaczymy, co chce powiedzieć.105WALERYChcę powiedzieć, że jemu to właśnie zawdzięczam światło dzienne.ANZELMJemu?WALERYTak.ANZELMEch, żarty sobie stroisz.Wymyśl inną historię, która ci się może lepiej powiedzie, i niepróbuj się ocalić tym łgarstwem.WALERYNiech się pan raczy liczyć ze słowami.To nie żadne łgarstwo; nie mówię nic, czego bymnie mógł dowieść.ANZELMJak to! śmiesz mówić, że jesteś synem don Tomasza d'Alburci?WALERYTak; i jestem gotów każdemu to w oczy powtórzyć.ANZELMZmiałość w istocie nie lada! Dowiedz się, ku swemu zawstydzeniu, że jest już lat szesna-ście co najmniej, jak ten, o którym mówisz, zginął na morzu z żoną i dziećmi, uchodząc wrazz licznymi znakomitymi rodzinami przed prześladowaniem, jakie nastąpiło po zamieszkach wNeapolu.WALERYTak; ale pan znów dowiedz się, ku swemu zawstydzeniu, że syn jego liczący siedem lat,wraz ze służącym ocalił się z rozbicia na hiszpańskim okręcie, i że ten ocalony syn stoi otoprzed tobą.Dowiedz się, że kapitan okrętu, wzruszony mą niedolą, poczuł do mnie sympatię,wychował jak własne dziecko i włożył do służby wojskowej, odkąd wiek mój na to pozwolił.Przed niedawnym czasem dowiedziałem się, iż ojciec mój nie zginął, jak to zawsze przypusz-czałem; gdym przejeżdżał tędy, udając się w poszukiwanie jego śladów, przez niebo zesłanyprzypadek dał mi poznać uroczą Elizę, widok zaś jej uczynił mnie niewolnikiem jej wdzię-ków.Siła mego przywiązania oraz surowość jej ojca zrodziły we mnie zamiar dostania się dotego domu, a posłania kogo innego w poszukiwaniu za rodzicami.106ANZELMAle jakie inne jeszcze świadectwo prócz słów mogą świadczyć, że cała ta historia nie jestkłamstwem zbudowanym na pozorach prawdy?WALERYKapitan hiszpański jako świadek; pieczątka rubinowa mego ojca; agatowa bransoleta, któ-rą matka włożyła mi na rękę; stary Pedro, ów sługa, który ocalał wraz ze mną.MARIANNAAch, po tym, co słyszę, i ja mogę zaświadczyć, że ty nie kłamiesz zgoła: wszystko, comówisz, wskazuje mi jasno, że spotykam w tobie brata.WALERYPani mą siostrą?MARIANNATak.Serce me zadrżało od początku twego opowiadania, matka bowiem, którą to spotka-nie uczyni tak szczęśliwą, tysiąc razy powtarza mi o niedolach rodziny.I nam niebo nie dałozginąć w opłakanym rozbiciu; jednak ocalając nam życie uczyniło to kosztem wolności: nasbowiem, matkę i mnie, schwytali korsarze, gdyśmy się ratowały na szczątkach okrętu.Podziesięciu latach niewoli szczęśliwy przypadek wrócił nam swobodę; pospieszyłyśmy do Ne-apolu, gdzie dowiedziałyśmy się, iż całe nasze mienie sprzedano, lecz nie mogłyśmy uzyskaćżadnej wiadomości o ojcu.Udałyśmy się do Genui, gdzie matkę czekały resztki spadku roz-szarpanego w czas naszej nieobecności; stamtąd zaś, uchodząc przed barbarzyńską srogościąkrewnych, przybyła wraz ze mną tutaj, aby pędzić życie pełne żałości i niedostatku.ANZELMO nieba, niezbadane wyroki wasze! Jakiż to dowód, że w waszym ręku spoczywa zawszemoc czynienia cudów! Uściskajcie mnie dzieci; chodzcie zjednoczyć wasze uniesienia zełzami radości szczęśliwego ojca!WALERYTy, ojcem naszym?MARIANNACiebież to matka opłakiwała tak długo?ANZELMTak, córko; tak, synu; jam jest don Tomasz d'Alburci, którego niebo ocaliło z odmętówwraz z całym mieniem, jakie wiózł ze sobą, i który przez lat przeszło szesnaście, utwierdziw-szy się w przekonaniu o waszej śmierci, po długich wędrówkach pragnął zaznać w związkach107z dobrą i zacną istotą pociechy przy nowym ognisku rodzinnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]