[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przynajmniej do chwili, gdy zdecydujemy się ujawnić, kim naprawdę jesteśmy.— Mam wrażenie, że to ostatnie mogłoby nie zjednać nam przyjaźni tubylców, którzy są wyraźnie dumni ze swej działalności dobroczynnej wobec kupców, nie wiemy zaś, jak traktują tych wszystkich, którzy kupcami nie są.Niewykluczone, że ich los jest mniej słodki — westchnął Elryk.— Ale mniejsza o to.Jeśli nie wadzi pani nasze towarzystwo, to proponuję połączyć siły i razem poszukać trzech sióstr.— W obecnej chwili nie widzę nic niestosownego w takim przymierzu —powiedziała rozsądnie dziewczyna.— Słyszeliście coś o nich ostatnio?— Dokładnie tyle, co i ty — odparł szczerze Elryk.Skoro i tak nie miał zielonego pojęcia, gdzie skierować kroki w tym świecie, może przyłączenie się do kogoś lepiej zorientowanego naprowadzi go na trop różanego puzdra zawierające-41go duszę ojca.Poza tym, towarzystwo tej kobiety wydawało mu się czemuś nader atrakcyjne.Odnajdywał w niej spokój i zrozumienie, cechy tak rzadkie, że zaraz lęk go ogarnął, iż na drugą taką istotę nie trafi już nigdy w swym życiu.Zapragnąłnagle zwierzyć się jej ze wszystkich sekretów, wyznać nadzieje i lęki, podzielić się marzeniami i smutkami, ale nie po to, by dołożyć jej brzemienia.Szukał raczej czegoś, czym mógłby ją obdarować, czegoś do wspólnego przeżywania.Wiedziałjuż na pewno, że więcej łączy ich, niż dzieli.Krótko mówiąc, czuł, że znalazł siostrzaną duszę i nie miał wątpliwości, że jej wrażenia są podobne, chociaż on pochodzi z Melniboné, a ona nie.Była to wspólnota inna zupełnie niż ta doświadczona przy spotkaniu z Gaynorem, ale równie silna.Gdy Róża udała się na spoczynek, mówiąc, że nie spała od jakichś trzydziestu sześciu godzin, Wheldrake okazał się już całkiem pod jej urokiem.— Jakaż ona kobieca, sir, nie spotkałem jeszcze świetniejszej damy.Jakawspaniała.Junona wcielona! Diana!— Nie znam bogiń twej ojczyzny — odparł Elryk, zgadzając się jednakz Wheldrakiem, że zaiste udało im się spotkać tego dnia wyjątkową osobowość.Zaczął zastanawiać się na szczególnymi rodzajami więzi powstających pomiędzy ojcami i synami, przybranymi braćmi i siostrami.Wydało mu się, że wyczuwa w tym niejaki wpływ Równowagi, a może nawet, dokładniej rzecz biorąc, Wład-ców Chaosu i Ładu, bowiem coraz wyraźniejszym stawało się dlań, że i jedni i drudzy szykują się ostatnio do zmagań na skalę większą, niż zdarza się na co dzień.Co wyjaśniałoby z kolei, co takiego wisi ostatnio w powietrzu, i powodowa-ło Sadrykiem, że skłaniał do pośpiechu, chociaż martwy i bez duszy.Z wolna za-czął się księciu w głowie rysować wzór obejmujący cały ogrom rozmaitości multiwersum.Odbicie jakiejś wielkiej, kosmicznej konfiguracji? Przez chwilę zdało mu się, że obejmuje całość złożoności i różnorodności, że odróżnia rzeczywistość od nie zrealizowanych jeszcze snów, że zaczyna rozpoznawać prawdopodobień-stwo dalszych przemian, których efekt finalny pozostaje jeszcze niedookreślony w bezgranicznym potencjale piękna i brzydoty, dobra i zła i wszelkich innych skrajności.Gdy siwowłosy wrócił, tym razem już nieco staranniej ubrany i wyraźnie poporannej toalecie, Elryk spytał go, jak to jest, że miasto nie obawia się ataku ze strony tak zwanego Państwa Cygańskiego.— Och, jeśli o to chodzi, oni mają swoje zasady.O ile ich rozumiem, to miasto ma status nienaruszalnego.Co nie poprawia waszej sytuagi.— Układacie się z nimi?— W pewnym sensie.To znaczy podpisujemy różne traktaty i tak dalej.Agnesh-Val jest bezpieczne, inaczej wygląda sprawa z tymi, którzy ciągną tu uprawiać handel.— Wykonał kilka gestów, które miały najpewniej być uprzejmym przeproszeniem za tę niedogodność.— Wiecie, Cyganie chodzą własnymi droga-42mi.Są na tyle odmienni, że jak, na ten przykład, zupełnie ich nie rozumiem, ale dobrze jest widzieć zarówno negatywne, jak i pozytywne strony ich potęgi.— A przede wszystkim są wolni, jak sądzę — powiedział Wheldrake.— Tentemat przewija się przez cały Chleb codzienny Romów.— Bardzo możliwe, sir — stwierdził gospodarz, niezbyt jednak przekonany.— Ale nie wiem, o czym mówisz.Czy to jakaś sztuka sceniczna?— Traktująca o radości podążania drogami, które nigdzie się nie kończą.— A zatem rzeczywiście jest dziełem cygańskim.Obawiam się, że nie kupu-jemy ich książek.A teraz, panowie, czy skłonni jesteście skorzystać z kredytu, którego udzielamy podobnym do was pechowcom, i możliwości zakupu wyposażenia po cenie kosztów.Jeśli nie macie pieniędzy, możecie dać coś innego.Na przykład ty, mistrzu Weldrake, mógłbyś zamienić jedną z tych książek na konia.— Książka za konia! Doskonałe!— Dwa konie? Przykro mi, ale nie znam dobrze wartości rynkowej słowadrukowanego, przyznać jednak muszę, że czytanie nie jest u nas przesadnie popu-larnymi sposobem spędzania czasu.Preferujemy rozrywkę prostszej natury, jakiej dostarczyć może arena w wieczornej porze.— Tak zatem konie, może jeszcze z prowiantem na parę dni? — zaproponowałElryk.— Jeśli uznasz taką wymianę za uczciwą, sir.— Moje książki — wykrztusił Wheldrake przez zaciśnięte zęby — są nie tylko moje, ale są prawie mną.To moja indywidualność, część mej osobowości.Jestem ich obrońcą.Chociaż dzięki cudowi telepatii, która wszystkim nam jest dana, mo-żemy język zrozumieć, nie oznacza to jeszcze, że potrafimy w nim czytać [ Pobierz całość w formacie PDF ]