RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uciekinie-rzy wydostali się w końcu z największego tłumu, poruszać się było teraz łatwiej.Elryk ściągnął konia, ze zdziwieniem stwierdzając, że straż Trollonu nie podję-ła pościgu.Wheldrake poczekał przezornie, aż albinos schowa miecz i dopierowtedy podszedł bliżej. Co widziałeś, Elryku? Tyle tylko, że Róża znalazła się w niebezpieczeństwie.Może zresztą cho-dziło o coś zupełnie innego.Musimy jak najszybciej odnalezć Duntrollin.Głupiopostąpiła, miałem ją za mądrzejszą.Ostatecznie to ona nakłaniała nas do zacho-wania ostrożności!Wiatr zadął mocniej, szarpiąc rozgłośnie łopoczące flagi i proporce na platfor-mach. Już niedługo świt  powiedział Wheldrake i obrócił głowę, by spojrzeć naPhattów.Trzy twarze noszące to samo piętno wszechogarniającego strachu, ślepe-go przerażenia.Zawodzili zrozpaczeni, wykrzykiwali ostrzeżenia, płakali głośno.Prym desperacji wiodła starsza pani, mijani zaś zwykli wędrowcy odsuwali się odnich, czasem tylko rzucając dyskretne spojrzenia dezaprobaty.Wszystko działo się jak zwykle, Państwo Cygańskie parło do przodu.Jednak musiało zdarzyć się coś złego, co matka Phatt widziała już dokładnie,co Charion słyszała, a Fallogard wyczuwał, za wszelką cenę pragnąc odwrócićbieg wydarzeń!Zwit zaróżowił się malując niebo błękitem i złotem, omywając drogę blado-ścią i nagle Elryk zrozumiał, skąd brało się przerażenie jasnowidzów!Pochód ciągnął niezmiennie swoim powolnym tempem na zachód, docierającz wolna do mostu, przy którym rozłożyła się znana już księciu osada na wpółzrujnowanych domostw.Razem ciągnęły tysiące piechurów i ruchome platformy,światło lamp bledło z wolna, wioski budziły się do życia, ale w dali.Szeroki na milę most, przedziwna konstrukcja wzniesiona przez nomadów,został przecięty jakby jednym uderzeniem gigantycznego ostrza!Obie połówki unosiły się lekko i opadały, wciąż drżące po dokonaniu się kata-klizmu.Masywny most skomponowany z ludzkich kości i zwierzęcych skór trząsłsię jak mizerna gałąz, wibrował nieznośnie, w dole zaś woda pieniła się gniewnie,malując na niebie półkole tęczy.77 Z powolnym namysłem kolejne miasta Państwa Cygańskiego docierały dokrawędzi zburzonego mostu i spadały w przepaść.Jak ich powstrzymać? Nijak.Pozostała im jedynie śmierć.Elryk z krzykiem pogonił konia, ale wiedział, że na tych ludzi ostrzeżenia,jakkolwiek głośno wykrzyczane, nie będą miały żadnego wpływu.Zbyt cenią swezasady, honor i uświęcony tysiącletnią tradycją sposób życia, by się zatrzymać.Wolą umrzeć tak, jak żyli, niż zmienić przyzwyczajenia.Wioski znikały kolejno w przepaści, a Elryk przypomniał sobie zagładę swejwłasnej rasy, która podobnie broniła się przed wszelkimi przemianami, i zapłakał,zarówno nad Melnibon, jak i nad Państwem Cygańskim.I nad sobą.Nie zatrzymają się.Nie mogą.Owszem, w wioskach na platformach narasta panika, ludzie są skonsterno-wani, zmieszani, w najwyższym stopniu zaniepokojeni, ale nawet nie próbują sięzatrzymać.Elryka spowija już wodna kurzawa.Krzyczy, by zawracali.Balansuje niemalna krawędzi rozpękłej jezdni, a jego wierzchowiec rży i prycha, przerażony.Na-gle widomym się staje, że w dole czeka na nieszczęsnych nie przybój oceanu, alewielka, napęczniała masa czerwieni i żółci, której środek pulsuje gorącem, a brze-gi roztulają jak płatki.Szkarłat połyka wioskę za wioską.Elryk pojmuje w końcu,że niespodziewana katastrofa jest dziełem Chaosu!Zawraca czarnego ogiera od krawędzi i gna poprzez skazany na zagładę luddo rodziny Phattów. Nie! Nie! Róża! Gdzie jest Róża!  krzyczy matka Phatt w swoim wózku.Elryk zsiada i obejmuje ramiona roztrzęsionego Fallogarda. Gdzie ona? Nie wiesz? Która z tych wiosek to Duntrollin?Ale Fallogard kręci głową i porusza jedynie bezgłośnie ustami i dopiero pochwili udaje mu się powtórzyć jedynie imię dziewczyny. Róża! Nie powinna tego robić!  krzyczy Charion. yle uczyniła!Nawet Elryk nie mógł patrzeć na to wszystko spokojnie, chociaż rzadko zda-rzało mu się dotąd cenić wysoko ludzkie życie.Gdyby tylko mógł powstrzymaćdzieło zniszczenia Chaosu! Ale Chaos, raz wezwany, nie ustanie w wysiłkach, pó-ki sam nie poczuje się nasycony.Książę nie sądził, aby Róża była zdolna uzyskaćwsparcie tak potężnych sprzymierzeńców, zresztą dziewczyna nie pozwoliłaby nacoś tak strasznego.Tysiące istnień ludzkich spadały bezwładnie, krzycząc przy tym i zawodząc.Raptownie usłyszał znajomy głos: to młody Koropith Phatt biegł ku nim, całypoobijany, z ubraniem w strzępach. Och, cóż to dziewczę uczyniło!  krzyknął Wheldrake. Potwór, niekobieta.78 Chłopiec dyszał ciężko, wskazując za siebie, skąd kulejąc nadciągała już Ró-ża.Była równie obdarta i pokrwawiona jak Koropith, w prawej ręce ściskała swójmiecz, Szybki Cierń, Mały Cierń zaś, czyli sztylet, w lewej.Azy ciekły jej potwarzy.Pierwszy dopadł ją Wheldrake.Też, zresztą, zapłakany. Czemu to zrobiłaś? Nic nie usprawiedliwia takiego morderstwa!Spojrzała nań zdumiona i wyczerpana i trwało chwilę, nim dotarło do niejzawarte w tych słowach oskarżenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl