[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.a chcę, Eddie, chcę.to po-winienem się przekonać.Sprawdzić, a potem nauczyć się robić to szybciej, niesądzisz? Podejdz bliżej, Eddie! Podejdz bliżej, na pamięć twego ojca! %7łeby cię lepiej widzieć, moje dziecko oświadczył Eddie, ale zrobił dwakroki w kierunku Rolanda.Tylko dwa kroki. Kiedy wystrzelił pierwszy nabój, o mało nie narobiłem w gacie tłuma-czył rewolwerowiec.Znowu się roześmiał.Zaszokowany Eddie uświadomił sobie,że Roland znajduje się na skraju delirium. To był pierwszy nabój, ale, możeszmi wierzyć, ostatnia rzecz, której bym się spodziewał.Eddie zastanawiał się, czy rewolwerowiec kłamie, mówiąc o broni i o swoim237stanie.Facet był chory, to oczywiste.Tylko czy aby na pewno aż tak chory? Eddienie wiedział.Jeżeli Roland udawał, to robił to doskonale.Co do broni.Eddienie miał pojęcia, ponieważ nie miał z nią żadnego doświadczenia.Strzelał z pi-stoletu najwyżej trzy razy w życiu, zanim nagle znalazł się w centrum strzelaninyw lokalu Balazara.Henry znał się na tym, ale Henry nie żył ta myśl co jakiśczas nieoczekiwanie powracała, wywołując u Eddiego poczucie winy. %7ładen z pozostałych nie wystrzelił powiedział rewolwerowiec więcoczyściłem broń, przeładowałem ją i ponownie wypróbowałem całą zawartość bę-benka.Tym razem użyłem naboi znajdujących się na pasie bliżej sprzączki, tych,które tak nie zamokły.Naboje, którymi zabijaliśmy kraby, nie były mokre, aleznajdowały się tuż przy klamrze pasa. Zaniósł się suchym kaszlem, zasłaniającusta dłonią, a potem ciągnął: Za drugim razem trafiłem na dwa dobre nabo-je.Znów rozebrałem rewolwer, ponownie go wyczyściłem i załadowałem po raztrzeci.Przed chwilą widziałeś, jak próbowałem wystrzelić pierwsze trzy nabojez tego trzeciego ładunku. I dodał z nikłym uśmiechem: Wiesz, po pierw-szych dwóch niewypałach pomyślałem, że potrzeba mojego cholernego pecha,żeby załadować do magazynka same zamoknięte naboje.Wtedy ten pokaz niebyłby równie przekonujący, prawda? Możesz podejść jeszcze trochę, Eddie? Wcale nie był przekonujący odparł Eddie. I myślę, że jestem jużwystarczająco blisko.Piękne dzięki.Jaki wniosek mam z tego wyciągnąć, Rolan-dzie?Roland spojrzał na niego jak na imbecyla. Nie zabrałem cię tutaj, żebyś umarł, to jasne.Jak wiesz, obojga was nieprzeniosłem tutaj, żebyście umarli.Na bogów, Eddie, gdzie ty masz rozum? Onama załadowany rewolwer! Bacznie spojrzał na Eddiego. Jest gdzieś na tychwzgórzach.Może myślisz, że zdołasz ją wytropić, ale nie uda ci się, jeśli gruntjest tak kamienisty, jak na to wygląda.Ta kobieta czai się gdzieś tam, Eddie, nieOdetta, lecz Detta, czai się z załadowanym rewolwerem w garści.Jeśli puszczęcię i pozwolę ci za nią pójść, podziurawi cię jak sito.Dostał kolejnego ataku kaszlu.Eddie przyglądał się mężczyznie na wózku inwalidzkim, a fale uderzały o pla-żę i wiatr wygrywał monotonną, idiotyczną pieśń.w końcu usłyszał swój głos: Mogłeś sobie zostawić jeden nabój, który na pewno jest dobry.Wiem, żebyłbyś do tego zdolny.Wypowiadając te słowa, wiedział, że to prawda: Roland byłby zdolny nie tylkodo tego, ale do wszystkiego.Ta jego Wieża.Jego przeklęta Wieża.I spryt, z jakim załadował dobry nabój do trzeciej komory! W ten sposóbwszystko wyglądało bardziej naturalnie, prawda? Trudno było nie uwierzyć.238 W moim świecie mamy takie powiedzenie rzekł Eddie. Ten facetsprzedałby lodówki Eskimosom.Tak ono brzmi. I co to oznacza? Wypchaj się.Rewolwerowiec przyglądał mu się przez chwilę, a potem skinął głową. Chcesz tu zostać.Dobrze.Kiedy ona jest Dettą, te.tutejsze dzikie zwie-rzęta są dla niej mniejszym zagrożeniem, niż gdyby była Odettą, a dopóki jej niespotkasz, też będziesz bezpieczny.przynajmniej przez jakiś czas.Tak to widzę.Nie podoba mi się to, ale nie mam czasu na sprzeczanie się z głupcem. Czy to oznacza spytał uprzejmie Eddie że nikt nigdy nie próbowałsię z tobą spierać na temat tej Mrocznej Wieży, do której postanowiłeś dotrzeć?Roland uśmiechnął się ze znużeniem. Prawdę mówiąc, bardzo wielu próbowało.Sądzę, że to dlatego zrozumia-łem, że się stąd nie ruszysz.Głupiec pozna swojego.Poza tym jestem zbyt słaby,żeby cię gonić, ty nie dasz się zwabić bliżej, żebym mógł cię złapać, i nie ma-my czasu na kłótnie.Mogę tylko tam pójść i mieć nadzieję, że wszystko będziedobrze.Zanim pójdę, po raz ostatni powtarzam ci, Eddie, i dobrze mnie słuchaj: strzeż się.Roland zrobił coś, co sprawiło, że Eddie zawstydził się swoich wcześniej-szych podejrzeń (chociaż w najmniejszym stopniu nie zmieniło to jego decyzji) wprawnym machnięciem ręki otworzył bębenek, wyrzucił wszystkie nabojei zastąpił je innymi, wyjętymi z pasa tuż przy klamrze.Kolejnym ruchem rękizamknął bębenek. Nie ma teraz czasu na czyszczenie broni powiedział ale sądzę, że tobez znaczenia.Teraz łap i staraj się nie upuścić.Lepiej, by rewolwer nie zabrudziłsię jeszcze bardziej.W moim świecie nie zostało wiele takich urządzeń, którewciąż działają.Rzucił mu rewolwer.Eddie o mało nie upuścił go w pośpiechu.Potem we-pchnął broń za pasek spodni.Rewolwerowiec podniósł się z wózka i prawie upadł, gdy ten przesunął sięw bok pod jego rękami.Podszedł do drzwi.Chwycił za klamkę, która bezoporu przekręciła się w jego dłoni.Eddie nie widział obrazu, który ukazał sięw drzwiach, ale usłyszał stłumione odgłosy ulicznego ruchu.Roland spojrzał na Eddiego niebieskimi oczami snajpera, błyszczącymiw upiornie bladej twarzy.239* * *Detta bacznie obserwowała to ze swej kryjówki.* * * Pamiętaj, Eddie rzekł ochrypłym głosem i zrobił krok w przód.Jegociało upadło na ziemię przed progiem, jakby trafiło na litą ścianę, a nie pustąprzestrzeń.Eddie poczuł nieodpartą chęć, by podejść do drzwi, spojrzeć przez nie i zo-baczyć, do jakiego miejsca i czasu prowadziły.Zamiast tego odwrócił sięi ponownie powiódł wzrokiem po wzgórzach, trzymając dłoń na kolbie rewolwe-ru. Po raz ostatni powtarzam ci.Nagle, patrząc na puste brązowe wzgórza, Eddie poczuł strach. Strzeż się.Nic się tam nie poruszało.A przynajmniej on niczego nie widział.Mimo wszystko wyczuwał jej obecność.Nie Odetty [ Pobierz całość w formacie PDF ]