[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzała na mnie pogardliwie.– Drogi panie powiedziała z powagą – bujać to pan możesz te mądre archeologiczki w waszym obozie.Ale ja się do tego nie nadaję.Znalazł pan pewnie mój list tutaj na wyspie.Leżał gdzieś w trawie prawda?– Prawda.Lecz jednak była pani w tym pustym domu?– Byłam.I co z tego?No tak.Z tego rzeczywiście nic nie wynikło.– Czy napije się pan herbaty? – zapytała z wielką prośbą w głosie.Wydawało mi się, że chce odsunąć na bok te wszystkie nie wyjaśnione sprawy, które powodowały nasze spory.Była naprawdę bardzo ładna.Miała chyba najwyżej dziewiętnaście lat.Sprawiało mi wielką przyjemność siedzieć na trawie obok jej namiotu i otrzymywać z jej rąk plastykowy kubeczek z gorącą, mocną herbatą.– Mimo wszystko lubię pana – powiedziała.– Mimo wszystko?.– Jest pan wścibski, ciekawski, tchórzliwy i zazdrosny.A może prócz herbaty poczęstować pana czarną kawą? Neską? Mam ze sobą całe pudełeczko.Wybrałam się na miesięczną podróż kajakiem i już na początku drogi osiadłam na tej nudnej wyspie.– Dlaczego?– Bo mi się tak podobało.Znowu pan jest ciekawski?– Jeśli nudzi się pani na wyspie, proszę się przenieść z namiotem do naszego obozu.Jest tam paru młodych i przystojnych ludzi, ciekawy archeolog szwedzki, dwóch rybaków-motocyklistów.W ogóle bardzo ciekawy i wesoły światek.– A jednak pan woli do mnie przyjeżdżać.– O, to zupełnie inna historia.– Ciekawiło to mnie, czy potrafię tydzień mieszkać na bezludnej wyspie.Tydzień nie minął jeszcze.Były chwile, gdy wydawała mi się sprytnym kłamczuchem.I wówczas sądziłem, że jest złodziejką.Potem zaś, gdy tak jak teraz okazywała się rozkapryszoną panienką, poczynałem wierzyć w jej uczciwość.– Nie jestem zazdrosny – stwierdziłem.– To dlaczego tak się pan oburzył, że wczoraj nie było mnie na wyspie?– Niedaleko stąd okradziono pewną staruszkę.– I pan myślał, że to ja? – aż w dłonie klasnęła.– I pan podejrzewa, że ja wczoraj wyruszyłam na kradzież??– Tak myślałem.– To cudne.To naprawdę cudna historia.Och, ile ja będę miała do opowiadania moim koleżankom.Tylko czy mi uwierzą? A co ukradziono?– Figus.– Figus? Pan chyba żartuje?– Mówię z całkowitą odpowiedzialnością.– Figus? Takich rzeczy się nie kradnie.– Tym razem zrobiono wyjątek.Zginął figus.Być może za tą kradzieżą kryje się jakaś tajemnica?– Och, to cudowne – zawołała.Nagle spoważniała.– A ja, głupia, sądziłam, że przyjechał pan wczoraj na wyspę, nie znalazł mnie, bardzo się zmartwił.A potem ogarnęła pana zazdrość, bo pomyślał pan, że pojechałam na jakieś spotkanie.A pan ani jedno, ani drugie – rzekła z wyrzutem.– Tak chciałabym, żeby się ktoś o mnie bardzo martwił.– Wydaje mi się, że jest pani jeszcze w tym wieku, gdy martwić się o panią powinni przede wszystkim rodzice.– A pan? Pan jest młody, ale stary.Stary – rzekła ze złością.– Stary jak ci Goci.– Czy rodzice wiedzą, gdzie pani się znajduje?– Wiedzą.Wczoraj wrzuciłam do skrzynki już drugi list.– Hmm!.– mruknąłem.– Dlaczego robi pan takie dziwne „hmm”? Co pan chce przez to powiedzieć?– Nie wierzę pani.– Mogę sobie pozwolić na luksus pańskiej niewiary.– Stanowczo za wcześnie próbuje pani być samodzielna.– A pan niech mi nie prawi morałów Wypraszam sobie.„Ma niebieskie oczy” – zauważyłem i sprawiło mi to wielką przyjemność.Odeszła mnie ochota do sporów.– Nie wiem, co począć z laxigenem.Jak go podać Chudemu Genkowi? Nie mam dostępu do kuchni.Wyjąłem z kieszeni trzy fiolki z białymi pastylkami.Krystyna zamyśliła się.– Chciałbym pastylkami poczęstować także i Agnieszkę.– dodałem nieśmiało.– I Gnuśnego Kazka, i.Zosię.I tego Szweda.Krystyna spojrzała na mnie ze zgrozą.– Cały obóz chce pan wytruć? Jeszcze wczoraj ledwo namówiłam pana do tej sprawy.A teraz.– Zapewne mam złe skłonności – rzekłem ze smutkiem.– Co panu zawinił ów Szwed?– Prawdę mówiąc, nic mi nie zawinił.Tylko jest taki denerwujący.Nie wiadomo, z kim trzyma.Z nami czy z Niemcami.– A starosłowiańska gościnność? „Gość w dom, Bóg w dom”?– No dobrze.Szweda możemy oszczędzić.Ale z Agnieszki nie zrezygnuję.– Agnieszkę trzeba oszczędzić.Nie wolno mścić się na kobiecie.Koniec końcem okazało się, że otrujemy tylko Chudego Genka.Z Gnuśnego Kazka sam zrezygnowałem.Podobnie jak i ja czuł wstręt do łowienia raków.Wróciłem do obozu w porze obiadu.– Herr Doktor – zwróciłem się uroczyście do pana Stroma – czy pozwoli pan, że powołam się na słowa Helmolda, który w kronice słowiańskiej z roku 1156 tak oto powiedział o naszych antenatach: „Żaden naród Słowian w gościnności nie przewyższa, tak bowiem w przyjmowaniu gości się sadzą, że nawet o gościnę prosić nie trzeba, bo co z pola, połowu ryb i zwierzyny zebrali, wszystko na szczodrość wydają”.Starosłowiańskim zwyczajem chciałbym pana, Herr Doktor, oraz wszystkich naszych obozowiczów zaprosić do siebie w gościnę.Będzie to bardzo skromne przyjęcie, zważając na nasze obozowe warunki.Pragnę poczęstować was prawdziwą czarną kawą, która umożliwi nawiązanie między nami przyjaznych stosunków i być może pobudzi dyskusje o interesujących nas sprawach gockich.– Wspaniały kraj! Cudowni ludzie! – zachwycił się Strom.– Tu w obozie archeologów będziemy na przyjęciu z czarną kawą? Ależ to niebywałe, to niezwykłe!– Przyjęcie odbędzie się na malutkiej wysepce.O, tam, na jeziorze.Moi mili goście popłyną kajakiem.– Niebywałe, cudowne, fantastyczne – wołał Strom.– Na wyspie oczekuje was wiele niespodzianek i atrakcji.A przede wszystkim prawdziwa kawa.Mocna.– Czy ma pan tam jakąś kuchnię? Stół, krzesła? – dziwił się Strom.– Proszę o odrobinę cierpliwości.Ciekawość wasza będzie wkrótce zaspokojona.I świadomy, jak bardzo zaintrygowałem nasze towarzystwo, zasiadłem skromnie do obiadu.– Ja od dawna przeczuwałam, że Tomasz coś knuje – powiedziała Agnieszka.– Dlaczego zaraz „knuje?” Możesz nie przyjąć jego zaproszenia – stanął w mojej obronie Andrzej.Podniosłem głowę znad talerza.– Kobietom radzę ubrać się jak najszykowniej.Jeśli nie skorzystają z mojej rady, być może, będą tego żałować.– On naprawdę coś knuje – powtórzyła Agnieszka.I przyglądała się mnie z jakimś dziwnym i nowym zainteresowaniem.– A jeśli założę mój czarny sweter i czarną spódniczkę, czy będę wyglądała odpowiednio? – zapytała Zosia.– Czarną spódniczkę? Hmm.– zastanowiłem się.– Tak, spódniczkę może pani założyć.Nie wolno jednak przyjeżdżać bez spódniczki.– Jak pan może.– oburzyła się Zosia.– Miałem na myśli, że kobietom nie wolno przyjeżdżać na wyspę w spodniach.Herr Strom, któremu Andrzej przetłumaczył moje słowa, wybuchnął śmiechem i patrzył na mnie ze szczerą sympatią.ROZDZIAŁ JEDENASTYWRÓŻKA Z BEZLUDNEGO OSTROWU · UCZTA U POPIELA · DZIEWCZYNA Z ZAŚWIATÓW · CZY ZWYCIĘZCY MOGĄ ZADOWOLIĆ SIĘ GORSZYM? · ZEMSTA · CHUDY GENEK W OPAŁACH · BURZA · GŁUPOTA GENKA · PRACZŁOWIEK ZWANY YMER · SYNOWIE BORE · OLBRZYM ŚCIERWOJADZosia i Agnieszka stroiły się tak długo, że zdążyłem niepostrzeżenie dostarczyć na wyspę szklanki do czarnej kawy.Potem przewiozłem Andrzeja i doktora Stroma, Pawła i Chudego Genka, Romana, Gnuśnego Kazka i pana Franciszka [ Pobierz całość w formacie PDF ]