[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był ubrany w ciepłą marynarkę z naszytymi nałokciach skórzanymi łatami i flanelową koszulę.- Słucham pana - odezwał się spokojnym głosem.- Przepraszam, że nachodzę pana o tak póznej porze - zacząłem.- Nazywam sięTomasz N.N.i.- Wiem, kim pan jest - przerwał mi Rosjanin.- Domyślam się, w jakiej sprawie pan tuprzyjechał.Niestety, nie ma jeszcze mojego kolegi, więc poproszę, żebyśmy spotkali siępóznym wieczorem, na przykład w restauracji?Zdziwiła mnie taka chęć współpracy, ale przystałem na tę propozycję.Na schodachspotkałem Olbrzyma.- Będziesz obserwował naukowca - rozkazałem.- Jak pan dostanie się do Helu? - zapytał, gdy zdałem mu relację z krótkiej rozmowy zRosjaninem.- Muszę mieć tu samochód.Sięgnąłem po telefon komórkowy.Zadzwoniłem do komisarza Skowronka.Pokwadransie wyszedłem z Morskiego Oka.Tuż za płotem hotelu skręciłem w lewo na leśnądrogę prowadzącą w kierunku morza.Przeszedłem przez przejazd kolejowy, po betonowychpłytach doszedłem do stóp wieży widokowej.Minąłem ją i wzdłuż ogrodzenia ujęcia wody,wyrwą w wydmie, wyszedłem na plażę.Morze piasku było w przedwieczornej porze puste.Stałem na twardej łasze ubitej tysiącami ton wody, próbujących codziennie zagarnąć cząstkiziemi.O umówionej porze usłyszałem odgłos pracy silnika spalinowego.Zwiatło szperaczaco chwila błyskało krótkie serie.Wyjąłem z kieszeni latarkę i zaświeciłem dwa razy.Pominucie do brzegu przybił czarny ponton z dwójką ludzi ubranych w kombinezony nurków.Obaj mieli założone wojskowe kamizelki, pistolety w udowych kaburach i pistoletymaszynowe umocowane do klatek piersiowych.- Proszę usiąść na środku i trzymać się tej liny - powiedział jeden z tajemniczychosobników.- Będzie trzęsło - ostrzegł mnie.Obaj marynarze chwilę pchali w morze ponton z włączonym silnikiem.Potem jeden znich wskoczył do środka i odkręcił gaz.Drugi musiał wykazać się niebywałą zwinnością, żebynie zostać na brzegu.Ponton pruł przez fale.Nie wiem, skąd sternik wiedział, dokąd ma płynąć.Dookołanas były tylko kłęby białej waty.Jedynie w górze słabo przebijało się światło księżyca.Nagleponton zaczął zwalniać i delikatnie przycumował do burty pomalowanego na szaro okrętu.Marynarz naprowadził moje ręce na drabinkę sznurową i delikatnie pomógł wejść po kilkupierwszych szczeblach.Na górze asekurowały mnie czyjeś silne dłonie.Gdy już stanąłem napokładzie, usłyszałem muzykę.Pirania stał oparty o relingi ze słuchawkami walkmana nauszach.- Myślałem, że ptaszyna wysłał chłopaków-rozrabiaków z Helu po jakąś brutkę, a tuGosk nasłał wanogę - przemówił do mnie niski kapitan z siwą brodą.Miał wesołe spojrzenie iposzczerbioną, łajkę w ustach.Na głowie miał czapkę bejsbolówkę.Marynarska kurtkamundurowa nie miała żadnych odznaczeń, ale od razu czuło się, że ten mężczyzna tu rządzi.- Myślałem, że Kaszebi to bogobojny naród i potrafią odpowiednio przywitaćwędrowca - odpowiedziałem.Kapitan przymrużył oko i uśmiechnął się.- Chodz, panie morzkulc, mam tu jakiś kornus - rzekł.- Kapitanie Chaja, niech pan nie nazywa mojego gościa topielcem, a na kieliszekczegoś mocniejszego pozwolimy sobie w drodze powrotnej - z mgły wyłonił się przysadzistykadłub komisarza Skowronka.- Jesteśmy tu służbowo i nie możemy śmierdzieć waszymkaszebskim bimbrem.Kapitan wzruszył ramionami i zniknął.- Miał pan rację - mruczał zadowolony Skowronek.- Sebedian po rozmowie z panempojechał na polowe lądowisko swego helikoptera.Jednocześnie powiadomiono, że jego jachtwypłynie na pełne morze.- Co z odprawą celną? - zdziwiłem się.- Pewne przepisy można obejść tym bardziej, jeśli Sebedian chce płynąć w polskiejstrefie brzegowej.- Co z Diabolo ?- Czai się.Ostatnie informacje o nim mamy sprzed kilku godzin.Stał pół mili odwraka Wilhelma Gustloffa.Od kilkunastu minut czułem, że płyniemy, lecz teraz byliśmy już bardzo daleko odbrzegu.Okrętem kołysało, a oprócz mnie i policjantów nikogo nie było na pokładzie.Zeszliśmy więc do mesy.Siedziało tam kilkunastu mężczyzn ubranych tak samo jak ci, którzywiezli mnie pontonem.- Morski Oddział Straży Granicznej plus komandosi Marynarki Wojennej -Skowronek przedstawił mi naszych sojuszników.- Oficjalnie pan ich nie widział.Są równieutajnieni jak dawniej GROM.Zresztą niedawno razem szkolili się.Pirania wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki białą kopertę.Komisarz otworzył ją iwyjął legitymacje, mocowane jak identyfikatory do ubrania.- Pirania i pan jesteście celnikami, a ja oficerem Morskiego Oddziału StrażyGranicznej - wyjaśnił Skowronek.- Wchodzimy na Diabolo szukając zaginionych dziełsztuki.Zresztą to prawda.Chłopcy - Skowronek wykonał szeroki ruch ręką po mesie -uwiarygadniają naszą akcję i dają nam ochronę.- Nie sądzę, żeby Diabolo chciał podjąć walkę.- Pożyjemy, zobaczymy - rzekł Skowronek i podszedł do czajnika, żeby zrobić sobiekawę.Po godzinie w mesie zapaliło się zielone światło.%7łołnierze zebrali swojeoporządzenie i wyszli na pokład.- Trzy sekcje na pontonach będą krążyć wokół statku, a dwa oddziały wchodzą z nami- powiedział komisarz i poprowadził mnie na mostek.Kapitan Chaja czytał gazetę.- Gotowi zrobić fifa? - rzucił znad gazety.Skowronek porozumiał się z oddziałami pływającymi na pontonach i zaprowadziłmnie do motorówki.Powoli zbliżaliśmy się do przyciemnionej sylwetki Diabolo.Napokładzie nie widziałem nikogo.Paliły się tylko światła pozycyjne.Zbliżaliśmy się do prawejburty.- Ciekawe, jak tam wejdziemy? - zastanawiał się Pirania.- Trzeba będzie rzucićkotwiczkę.Bardziej niepokoiły mnie odgłosy dobiegające z radia siedzącego obok żołnierza.- Alfa jeden, dziób czysty [ Pobierz całość w formacie PDF ]