[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jacek uśmiechnął się. Aatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Myślę, że ludzie nie będą stawiali przeszkód urzędnikowi państwowemu pokazałem swoją legitymację. O, jaki ładny hologram zażartował.Znalazłem furtkę.Nie była zamknięta.Spora kamieniczka wyrastała z podnóżaskarpy, a jej drugie piętro łączyło się z ulicą za pomocą mostku. Wygląda na opuszczoną zauważył mój towarzysz.Rusztowania i zasmarowane wapnem szyby świadczyły o tym, że ktoś zabrał się zaremont budynku, ale nie zdążył przed zimą. To tak zwany dom profesorów powiedziałem. Jedna z redut.W czasiepowstania broniono tego domu bardzo długo i z poświęceniem.Niedaleko stąd, naKamiennych Schodkach, była barykada, której nie zdobyto przez cały okres trwaniawalk.Niestety były i barykady, które rozebrali mieszkańcy nie mogąc wytrzymaćprzeciągających się walk, braku wody i pożywienia westchnąłem. Myślę, że można tych ludzi zrozumieć powiedział Jacek. Zarówno tych,którzy bronili się do ostatniej kropli krwi, jak i tych, którzy zdecydowali się poddać.A jakie jest pochodzenie tej nazwy domu? zaciekawił się.125 Przed wojną mieszkało tu kilku profesorów Uniwersytetu Warszawskiego wrazz rodzinami wyjaśniłem. Tak koło śmietnika? zdziwił się. Profesorowie. Stało tu jeszcze kilka kamienic oddzielających ten budynek od wysypiska.Pozatym planowano szybkie zasypanie śmietnika ziemią i niwelacje terenu.Znalazłem schodki i zszedłem powoli cały czas przyglądając się skarpie.Nigdzie niebyło widać nic podejrzanego.Dziewiczej bieli śniegu nie kalał żaden ślad.Wiedzionyciekawością zajrzałem za mostek.Po odwilży nieco ziemi osunęło się odsłaniając ciemnyotwór, pod resztkami kamiennego sklepienia.Znieg nie zdążył jeszcze całkowicie gozakryć. Nareszcie mruknąłem z ulgą. Wzywamy wujka? zapytał Jacek. To może być fałszywy trop ostudziłem go. Wprawdzie nie wygląda mi to nawylot kanału, ale tędy przez ostatnie lata nikt nie przechodził.Zobacz, jak wąsko.Odgarnąłem skutą nieco mrozem ziemię i zbadałem dziurę.Wczołgałem się doniskiego, zasypanego częściowo gruzem tunelu.Prowadził prosto jak strzała w stronęrynku.Pomagając sobie saperką poszerzyłem go odrobinę i wczołgałem się głębiej.Niebawem mogłem wstać.Po chwili Jacek dołączył do mnie.Korytarz już na pierwszyrzut oka wyglądał dziwnie.Wybudowano go z potężnych ciosów skalnych gdzieniegdzietylko sztukując cegłą.Przesunąłem palcami po murze.Opuszki wyraznie odczuły licznerowki i zagłębienia.Wielkość też pasowała. Cegła gotycka, tak zwana palcówka, ręcznie wygładzana zawyrokowałem. Korytarz o dobre kilkaset lat wcześniejszy niż nasz. To nic nie znaczy, panie Pawle w ciemności mogłem się tylko domyślać jegouśmiechu. Rosjanie mogli do wznoszenia podziemi użyć cegły rozbiórkowej. Nie sądzę.Cegła pochodząca z odzysku zawsze będzie słabsza niż świeżowypalona.Poza tym nigdzie w fortach takiej nie zastosowali.Jedna ściana tunelu zawaliła się, ale pod sklepieniem koło zawału można się byłoprzecisnąć.Korytarz zakręcił, ale na południe. Potrzebuję na północ powiedziałem w ciemność. Bierzemy to, co dają Jacka nie opuszczał dobry humor.Ruszyłem dalej.Loch gwałtownie zakręcił na zachód.Stał się niższy, a na jegodnie pojawiała się woda.Błoto kląskało pod nogami.Gdzieniegdzie ciemne zaciekina ścianach podejrzanie cuchnęły.Nieoczekiwanie tunel ponownie zakręcił i dłuższąchwilę wiódł wzdłuż muru wzniesionego z iście cyklopich głazów.Przymknąłem oczyi spróbowałem z pamięci odtworzyć moją marszrutę. Musimy być gdzieś koło katedry Zwiętego Jana powiedziałem. Cóż to możebyć za korytarz?126 Tajna droga ewakuacyjna na wypadek antykościelnych ekscesów zaborcy zasugerował mój przyjaciel. Niemożliwe.Jest starszy.Nieoczekiwanie dalszą drogę zagrodził mi mur.Wyjąłem zza paska łom i zacząłempodważać cegły. Ciekawe, co znajdę po drugiej stronie zastanawiałem się. Może znowu się wpakuję.W kryptach pod katedrą leży wielu zasłużonychwarszawiaków.Złapie mnie kościelny i zostanę oskarżony o profanację. Tyle razy nas łapano, może los się odmieni zasugerował.Cegły ustępowały jedna po drugiej.Wilgoć dawno skruszyła zaprawę.Wreszciemogłem poświecić do środka.W pierwszej chwili sądziłem, że śnię.Pomieszczeniewypełniały na wpół zmumifikowane ciała.Leżały w dwu stosach, sięgających aż po sufit.Pomiędzy nimi zostawiono przejście.Jak zaczarowany wyłamałem jeszcze kilka cegiełi wszedłem do krypty.Wejście od drugiej strony zamurowano w szalonym pośpiechu,na ziemi leżała jeszcze kielnia i stał cebrzyk drewniane wiaderko z resztkamizaprawy.Szedłem wzdłuż stosów ciał i patrzyłem w coraz większym zdumieniu.Zmarlizostali pogrzebani w codziennym odzieniu.Na nogach mieli skórzane buty, niekiedyzabezpieczone patynkami rodzajem drewnianych ochraniaczy. O rany mruknął Jacek. Jak w tanim amerykańskim horrorze.Z jakiego tookresu pochówki?W świetle latarki coś błysnęło mi pod nogami.Pęknięta sakiewka ujawniała swojązawartość.Podniosłem z ziemi garść poczerniałych srebrnych monet.Ozdobioneportretami królów trojaki i szóstaki.Kilka ortów.Oglądałem je [ Pobierz całość w formacie PDF ]