[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przecież zawsze wiesz, gdzie jest góra, a gdzie dół, bracie hobbicie, tak samo jak i wszyscy urodzeni na ziemi.A my, krasnoludy, nie rodzimy się na powierzchni.Tylko w jej trzewiach, i dlatego poczucie kierunku jest u nas instynktowne.Rozmowa urwała się.Usłyszeli niski, skrzypiący, syczący dźwięk, dochodzący z ciemności przed nimi.Fala strachu spłynęła na hobbita i znowu, który to już raz, poczuł, że uderzenie przyjął na siebie Pierścień.Nie, nieprzypadkowo Widmo pojawiło się przed Wrotami Morii, i błękit w sztolni! Pierścień pomagał im, i byli pod jego opieką o wiele silniejsi.Ale teraz spotkali coś innego.Zatrzymali się.Skronie im pulsowały, czoła pokryły się lepkim potem; znieruchomiawszy, wpatrywali się w mrok - ponieważ właśnie tam znajdowała się potężna Moc.Folko wyraźnie wyczuł przed sobą jakby zwiniętą sprężynę siły, ale nie była to nienawiść.Torin wysoko uniósł pochodnię i ruszył do przodu, obok niego maszerował Hornborin, a za nimi Folko, który sam nie wiedział, jak znalazł się w pierwszym szeregu.Minęło sporo czasu, zanim przypomniał sobie o sztylecie.Nagle rozległ się syk; krasnoludy stanęły, a potem zaczęły się cofać, kroczek po kroczku.Dorin wysoko uniósł ręce, jakby chciał zatrzymać wahających się, a potem skoczył do przodu.Nie powiedział ani słowa, ale pozostali ruszyli za nim.Teraz już nikt nie wątpił, że znaleźli to, czego szukali.Upał się wzmagał.Folko stracił wszelkie wyobrażenie o tym, co dzieje się dokoła.Pochodnie skąpo oświetlały gładkie czarne ściany; krasnoludy szły rozciągniętym szeregiem, ponieważ nie dało się iść inaczej po okrągłej podłodze.Ciemność dławiła, zwierzęcy strach tłukł się w każdym sercu, ale mieli jeszcze trochę sił; Hornborin maszerował dumnie wyprostowany, wyciągnąwszy przed siebie rękę z Pierścieniem.Gdy dławiący ciężar w piersi stał się nie do wytrzymania, hobbit wyjął swój drogocenny sztylet, z purpurowym światłem smolistych pochodni zmieszał się błękitny blask cudownej broni.Krawędzie klingi płonęły jasnobłękitnym światłem, kwiaty błyszczały ciemnoniebiesko.W ciszy tunelu rozdźwięczała się niewidzialna, cienka struna, ale w tej samej chwili rozległy się osobliwie brzmiące dźwięki, jakby wył zbudzony zwierz; w tych odgłosach była nienawiść, której nie czuło się wcześniej.Oczy Mroku zobaczyły coś, co doprowadziło jego mieszkańca do szału.Padając na kolana, zakrywając się rękami, gubiąc pochodnie, krasnoludy cofnęły się, i tylko Hornborin wciąż stał, trzymając w jednej ręce pochodnię; na drugiej promieniał światłem Pierścień.Folko szybko schował sztylet i nawet nie zdziwił się, gdy podziemny ryk ucichł.Ale hobbit zrozumiał, że został „zauważony” i że teraz nie będzie mu łatwo.Krasnoludy stłoczyły się za Hornborinem i znieruchomiały.Co powstrzymywało je w tej chwili od ucieczki? Hobbit widział strach i rozpacz na ich twarzach, Wjardowi trzęsły się ręce, ale nikt nawet nie napomknął, żeby wracać.Zapadła cisza, ale jeszcze było słychać zamierający głuchy ryk; gdy w końcu ruszyli, i nie przeszli nawet stu kroków, dostrzegli przed sobą znajome błękitnawe świecenie.Serce hobbita załomotało, ale nie odczuwał jak poprzednio strachu tłumiącego wolę i rozum - przeciwnie, zbudziła się w nim jakaś zuchwałość, a oprócz tego z nieoczekiwaną jasnością pojawiła się myśl: „To nie jest przeciwko wam”.Któryś z krasnoludów krzyknął coś ochryple, któryś upadł.Folko zapamiętał wściekłe spojrzenie Dorina ściskającego w ręku topór i Malca, który nieoczekiwanie wyszedł na czoło z dwiema obnażonymi klingami; potem błękitna fala dotarła do nich, hobbit zawirował w gorącym, suchym wietrze, nie zdołał utrzymać się na nogach i zwalił na ziemię.Jednakże nie trwało to długo.Kiedy uniósł głowę, dokoła panowała całkowita ciemność; pochodnie zgasły, tylko w jednym miejscu zauważył kilka tlących się węgielków.W mroku dokoła niego rozlegały się pochrząkiwania, sapanie, niezrozumiałe głosy.Odezwał się Torin:- Cali? Wszyscy są? Dorinie, Hornborinie, gdzie jesteście? Odpowiedzieli mu.Wszystkie krasnoludy były całe, wykpiły się tylko lekkim strachem, nieporównywalnym w żaden sposób ze wstrząsem, jaki omal nie wykończył ich na początku wędrówki po Morii.W ciemnościach skrzesali ogień i rozpalili pochodnie.Bran zaproponował, żeby trochę odpocząć i spokojnie porozmawiać.Propozycję przyjęto, w ruch poszły manierki, zaszeleściły rozwiązywane skórzane kapciuchy.Wszyscy mówili naraz, przekrzykując się nawzajem: dlaczego tym razem było inaczej? Niektóre krasnoludy już uznały, że nadeszła godzina ich śmierci, ale okazało się, że i to można przetrzymać.Folko przyznał się, że - najprawdopodobniej - to jego sztylet wywołał wybuch podziemnego gniewu: na hobbita padło kilka niepewnych spojrzeń, a Wjard nawet odsunął się nieco dalej.Jak zwykle w takich wypadkach nikt nie miał nic szczególnego do powiedzenia: nagle rozległ się bardzo spokojny głos Malca, który do tej pory, wydawało się, drzemał pod ścianą:- Według mnie, wszystko jest jasne - rzucił, nabijając fajkę.-Ten błękit pochodzi od nich, prawda? To coś jak wydech, według mnie.Tyle że nie zwyczajny wydech, tylko.żywy.Poczekajcie, posłuchajcie mnie! Tam, na górze, on sam się na nas rzucił, no, taka jego natura! Natomiast ci, od których szedł, nic do nas nie mają.Gdyby chcieli nas zmiażdżyć, dwadzieścia razy by już to zrobili! Nie mają do nas żadnej sprawy! A my możemy tu chodzić całe wieki!.- No to co, do góry? - zapytał Dorin.- Nie, dlaczego.- wzruszył ramionami Malec.- Ja tam, gdzie wszyscy.Nikt nie sprzeczał się z Malcem, ale nie dlatego, że nie było argumentów przeciwnych - nikt nie potrafił udowodnić, że nie ma racji, a on nie potrafił poprzeć dowodami swej teorii; dlatego tylko odpoczęli i ruszyli dalej.Ich wędrówka po Podmoriańskich Szlakach trwała jeszcze trzy pełne dni.Tajemniczy korytarz doprowadził ich do niewielkiej sali - wytworu starego ognia, i tutaj właśnie na własne oczy zobaczyli Płomienne Oko.Z powodu potwornego żaru nie można było podejść blisko, ale widzieli - zapewne jako jedyni ze Śmiertelnych -misterium narodzin Ognistego Czerwia w bulgoczącym purpurowym kotle, gdzie wrzała roztopiona skała.Boleśnie cięło w oczy światło emitowane przez Oko Gór i Folko przypomniał sobie ostatnie słowa listu: „Wystrzegaj się Płomiennego Oka”.Zrejterowali.Zostawiając znaki na ścianach, ruszyli prowadzącym pod górę i na zachód korytarzem.Był to naturalny jaskiniowy korytarz, kiedyś wydrążony w skale przez cierpliwą wodę.Stanowił trudniejszy szlak niż wytopiona sztolnia [ Pobierz całość w formacie PDF ]