[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rano widocznie byli wzorem wstydliwości.Zjechałem windą na dół i uregulowałem rachunek.Maurice'a nie spotkałem.Bardzo usilnie, co prawda, drania nie szukałem.Przed hotelem wsiadłem w taksówkę, chociaż zielonego pojęcia nie miałem, dokąd jechać.Nie wiedziałem, gdzie się podziać.Była dopiero niedziela, w domu nie mogłem się pokazać przed środą, a już najwcześniej we wtorek.Szukanie nowego guza w drugim hotelu na pewno mnie nie nęciło.Cóż robić? Kazałem się zawieźć na dworzec główny.W ten sposób znalazłbym się w pobliżu "Biltmore", gdzie później miałem wyznaczoną randkę z Sally; wykombinowałem, że zostawię walizy w przechowalni, zamknę je tam w schowku i z kluczem od schowka w kieszeni pójdę na śniadanie.Byłem porządnie głodny.W taksówce wyciągnąłem portfel i przeliczyłem z grubsza pieniądze.Dokładnie już nie pamiętam, ile gotówki zostało, ale na pewno nie była to zawrotna suma.Mam taki talent, że potrafiłbym królewską fortunę przeputać w dwa tygodnie.Słowo daję.Z natury jestem utracjusz.Czego nie wydam, to zgubię.Najczęściej zapominam wziąć reszty, kiedy płacę rachunek w restauracji czy w jakimś nocnym lokalu.Rodzice wściekają się o to.Zresztą trudno im się dziwić.Co prawda, ojciec ma forsy jak lodu.Nie wiem dokładnie, ile zarabia, nigdy ze mną o tych sprawach nie rozmawiał, ale wyobrażam sobie, że niewąsko.Jest radcą prawnym.W tym fachu forsa leci.Wiem zresztą, że mu floty nie brakuje, bo stale finansuje różne spektakle na Broadwayu.Spektakle z reguły kończą się klapą, a matka robi wtedy ojcu piekło.Matka choruje trochę od śmierci Alika.Bardzo jest nerwowa.Właśnie dlatego przede wszystkim piekielnie się martwiłem i niepokoiłem, jak przyjmie wiadomość o tym, że mnie znowu z budy wylali.Zostawiłem walizy w przechowalni na dworcu i poszedłem do baru coś przekąsić.Zjadłem, jak na siebie, olbrzymie śniadanie: sok pomarańczowy, jajka na boczku, grzankę i kawę.Zwykle wystarcza mi sok z pomarańczy.Bardzo mało jadam.Fakt.Toteż chudy jestem cholernie.Miałem niby zaleconą dietę tuczącą, dużo skrobi i tym podobnych paskudztw, żeby przybrać na wadze, ale nie śniło mi się przestrzegać tego.Kiedy jestem poza domem, funduję sobie najczęściej sandwicze z serem szwajcarskim i mleko ze słodem.Coś lekkiego, ale w słodzie i mleku jest masa witamin.H.W.Caulfieid - Holden Witaminowy Caulfield.Jadłem właśnie jajka, kiedy obok mnie przy barowym kontuarze usiadły dwie zakonnice; miały z sobą walizy, więc domyśliłem się, że pewnie przeprowadzają się do innego klasztoru i czekają na pociąg.Wyglądały nieporadnie, jakby nie wiedziały, co robić z walizami, więc im trochę pomogłem.Walizy miały z tych najtańszych, broń Boże nie skórzane ani eleganckie.Pewnie, że to nieważne, sam rozumiem, ale nie cierpię patrzeć na podróżnych, którzy mają tandetne walizki.Brzmi to okropnie, ale przyznam się: potrafię nawet znienawidzić kogoś od pierwszego wejrzenia tylko dlatego, że ma tandetną walizkę w ręku.Wiąże się to z pewnym wspomnieniem.Kiedy byłem w szkole w Elkton Hills, mieszkał ze mną w tym samym pokoju nijaki Dick Slagle, który miał marne, tanie walizy.Trzymał je pod swoim łóżkiem zamiast na specjalnym stojaku, żeby ich nikt nie oglądał i nie porównywał z moimi.Mnie to robiło cholerną przykrość i kombinowałem, żeby się swoich pozbyć jakimś sposobem albo zaproponować Dickowi zamianę.Miałem walizy z pierwszorzędnego sklepu, z prawdziwej cielęcej skóry, z wszelkimi szykanami, na pewno kosztowały niewąski grosz.Tymczasem zdarzyło się coś dziwnego.Posłuchajcie: po długich namysłach wpakowałem wreszcie swoje walizy także pod łóżko, zamiast je wystawić na stojaku, żeby Dick Slagle nie wyrobił sobie kompleksu niższości z ich powodu, i cóż bubek na to? Nazajutrz wyciągnął moje walizy spod łóżka i z powrotem wtaszczył na stojaki.Długo sobie łamałem głowę, nim dociekłem, dlaczego tak zrobił, aż w końcu odkryłem: Dick chciał, żeby koledzy myśleli, że to są jego walizki.Słowo daję.Chłopak miał na tym punkcie lekkiego hysia.Wiecznie mi na przykład dokuczał o te walizy.Mówił, że są zanadto nowe i burżujskie.To było jego ulubione określenie.Musiał je gdzieś usłyszeć czy też przeczytać.Wszystkie moje rzeczy były, jego zdaniem, cholernie burżujskie.Nawet wieczne pióro miałem burżujskie.Pożyczał je ode mnie co prawda stale, ale było cholernie burżujskie.Mieszkaliśmy razem tylko przez dwa miesiące.Potem obaj poprosiliśmy o zmianę [ Pobierz całość w formacie PDF ]