RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego bezsenność była poważniejsza od problemów z zasypianiem, jakie miał kiedyś Geoffrey.W ciągu dnia Scotty chciał jedynie siedzieć przed kompute­rem albo kręcić się na mrozie na podwórku.Krystyna i ja nie wiedzie­liśmy, co robić.Czy go już w jakimś sensie utraciliśmy?Próbowaliśmy wciągnąć go w domowe sprawy.Nie chciał wybrać się z nami na gwiazdkowe zakupy.Wyłączyłem nawet komputer i scho­wałem wszystkie dyskietki i kartrydże, ale ucierpieli na tym jedynie Geoffrey i Emilia.Scotty nadal grał w swoją nieprawdopodobną grę.O nic nie poprosił aż do samej Wigilii.Pisałem właśnie scenę, w której Ender znajduje wyjście z pro­blemu Giant's Drink, gdy Krystyna weszła do mojego gabinetu.Może właśnie z powodu tego, co działo się ze Scottem, tak bardzo fascynują mnie w tej książce gry komputerowe dla dzieci.Może udawa­łem, że one mają sens.Do dziś dokładnie pamiętam zdanie, którego pisanie przerwałem, gdy stojąca w drzwiach Krystyna odezwała się do mnie bardzo chłodnym i przerażonym głosem.- Scotty chce, żebyśmy zaprosili na Wigilię jego przyjaciół - powiedziała.- Czy starczy nam dodatkowych nakryć dla wyimaginowanych przyjaciół?- Oni nie są wyimaginowani - odparła.- Czekają na podwórku.- Żartujesz sobie.Przecież tam jest potwornie zimno.Jacy ro­dzice pozwoliliby dzieciom wyjść z domu na Wigilię?Nic nie odpowiedziała.Wstałem i razem podeszliśmy do drzwi.Otworzyłem je.Za nimi stało dziewięcioro dzieci.Były w różnym wieku, od ja­kichś sześciu do może dziesięciu lat.Sami chłopcy.Niektórzy mieli na sobie koszulki bez rękawów, inni płaszcze, a jeden był w kostiu­mie kąpielowym.Nie mam pamięci do twarzy, ale Krystyna tak.- To właśnie oni - odezwała się cicho za moimi plecami.- Ten ma na imię Van.Pamiętam go.- Van? - spytałem.Chłopiec podniósł na mnie wzrok i zbliżył się nieśmiało.Usłyszałem za sobą głos Scotty'ego:- Czy mogą wejść, tato? Powiedziałem, że pozwolicie im spę­dzić z nami Wigilię.Tego im najbardziej brakuje.- Scotty - zwróciłem się do syna - ci chłopcy są na liście zagi­nionych? Gdzie oni byli przez cały czas?- Pod domem - odparł Scotty.Przyszła mi na myśl wnęka pod budynkiem.Przypomniałem so­bie, ile to razy Scotty przychodził latem do domu umorusany ziemią.- Jak się tam znaleźli?- Stary człowiek ich tam wsadził.Kazali nikomu nie mówić, bo stary człowiek pogniewałby się, a oni nie chcieli, żeby znowu się na nich zdenerwował.Ale ja powiedziałem, że będzie w porządku, jak powiem wam.- To dobrze - odparłem.- Ojciec właściciela domu - wyszeptała Krystyna.Skinąłem głową.- Ale jak mógł ich tam trzymać przez cały czas? Kiedy ich kar­mi? Kiedy.Wiedziała już, że stary człowiek ich nie karmił.Nie chciałbym, byście myśleli, że Krystyna nie domyśliła się tego od razu.Lecz w coś takiego nie chce się uwierzyć i zaprzecza się temu, jak długo można albo i jeszcze dłużej.- Niech twoi koledzy wejdą - zgodziłem się.Spojrzałem na Krystynę.Skinęła głową.Wiedziałem, że też się zgodzi.Nie odmawia się przyjęcia zagubionych dzieci na Wigilię.Nawet jeśli są martwe.Scotty uśmiechnął się.Jego uśmiech wiele dla nas znaczył.Mi­nęło tak dużo czasu, od chwili gdy ostatni raz się uśmiechał.Chyba nie widziałem takiego uśmiechu od kiedy przeprowadziliśmy się do Greensboro.- W porządku! Możecie wejść! - zawołał do chłopców.Krystyna przytrzymała drzwi, a ja usunąłem się z przejścia.Dzie­ci weszły; jedne uśmiechnięte, inne zbyt nieśmiałe, by okazać radość.- Wejdźcie do salonu - powiedziałem.Scotty poprowadził kolegów jak gospodarz dumny ze swojej wspaniałej rezydencji.Rozsiedli się na podłodze.Nie było wiele pre­zentów; jedynie podarunki od dzieci; my kładziemy upominki do­piero wtedy, gdy one idą spać.Stała jednak choinka; ozdobiona lamp­kami i ręcznie robionymi zabawkami.Wisiały na niej nawet ozdóbki, które Krystyna sama przygotowywała, gdy leżała w łóżku walcząc z porannymi mdłościami, kiedy była w ciąży ze Scottym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl