RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stąd płynie moja decyzja, żeby nie kłamać.- Jestem Kozłem Ofiarnym, panie komisarzu.Komisarz okręgowy Coudrier patrzy na mnie spojrzeniem absolutnie pozbawionym wyrazu.Wyjaśniam mu tedy, że funkcja nosząca nazwę Kontroli Technicznej jest całkowicie fikcyjna.Nie kontroluję zupełnie nic, gdyż nie da się nic skontrolować wśród obfitości przekupniów Świątyni.Chyba żeby dziesięciokrotnie zwiększyć liczbę kont­rolerów.Toteż kiedy jakiś klient zjawia się ze skargą, jestem wzywany do działu reklamacji, gdzie dostaję absolutnie straszliwą reprymendę.Moja praca polega na tym, by poddać się temu huraganowi upokorzeń z wyrazem takiej boleści, takiego unicest­wienia i tak głębokiej rozpaczy, że klient z reguły wycofuje skargę, by nie mieć na sumieniu mojego samobójstwa, i wszystko kończy się polubownie, z minimalnymi stratami dla Sklepu.Ot, za co mi płacą! Dosyć dobrze zresztą.- Kozłem Ofiarnym.Komisarz okręgowy Coudrier patrzy na mnie nadal wzrokiem równie nieobecnym.Pytam więc:- Nie macie czegoś takiego w policji?Przygląda mi się jeszcze przez chwilę i w końcu mówi:- Dziękuję panu, Malaussene.Na razie to wszystko.13Opuściwszy biuro komisarza, odnoszę wrażenie, jakbym szedł boso po dywanie ze szpilek.Powieki drżą, ręce dygocą, zęby szczękają.Co Jemanja pakuje do tej swojej kawy? Ledwie zdążam wstąpić do siebie i łyknąć trzy tabletki valium przed pójściem na zebranie międzyzwiązkowe, które ma się odbyć o osiemnastej trzydzieści w lokalu stołówki.Valium spowija moje ciało obłokami, nic nie zmieniając w stanie moich nerwów.Widziany z zewnątrz bujam w przestworzach, od środka nie przestaję skwierczeć jak cewka elektryczna podczas zwarcia.Teo patrzy na mnie z niedowierzaniem:- Wziąłeś za mało?- Raczej za dużo.Obrady w pełnym toku.Tym razem stawili się wszyscy pracow­nicy.Zrzeszeni czy też nie, członkowie Związku Centralnego czy “zakładowi", są tu ponownie wszyscy drodzy współpracownicy (nice) Sinclaira.Lecyfre, automatyczny dystrybutor poglądów Centrali, nie panuje nad sytuacją.Nie lepiej radzi sobie zaprog­ramowany delegat zakładowy Lehmann.Atak na wszystkich frontach.Na próżno wydzierają się “bardzo proszę, towarzysze!', “trochę spokoju, przyjaciele!", podnosząc rękę dla uspokojenia burzy, nic z tego.Panika jest silniejsza.Każdy wykrzykuje swój strach, wściekłość albo po prostu swoje zdanie.Kubko-nożo-szklano-betonowa akustyka stołówki nie ułatwia sprawy.Rozgar­diasz jest taki, że nie słyszy się nawet najbliższego sąsiada.“A jeśli ona naprawdę się go pozbędzie?" No i bądź tu mądry: skąd w sposób tak nieoczekiwany bierze się ta myśl? A jeśli Luna przerwie ciążę? W oka mgnieniu widzę, jak miłość, która jest życiem całym, przepada, a potem, jakby w zaprzeczeniu, tę samą miłość, która zostaje zmarnowana, unicestwiona przy piersi Luny przez małego cyckożernego konkurenta.- Masz może jakieś zdanie na ten temat, Malaussene?Pytanie Lecyfre'a, rzucone bez uprzedzenia.- Przecież dobrze wiesz, co to jest niezadowolona klientela?!Krzyknął to po to tylko, żeby skierować na mnie ogólną uwagę i w ten sposób uzyskać ciszę.Sporo głów się odwróciło.Wystar­czająco dużo, bym się poczuł naprawdę sam.A więc, czy sądzę, że klient niezadowolony z moich usług może podkładać nam bomby pod siedzenie? Takie jest pytanie, prawda?- Kontroler techniczny musi mieć jakieś zdanie na ten temat, zwłaszcza gdy tak dobrze wykonuje swoją pracę!Nic się oczywiście nie da na to odpowiedzieć.Więc nie odpowiadam.Tylko bez wielkiego przekonania wyciągam w kierun­ku Lecyfre'a pięść, z której wystawiam środkowy palec, uprzednio pośliniony.Lehmann śmieje się obleśnie, wtórują mu inni.Uśmiech Lecyfre'a mówi wyraźnie, że się jeszcze policzymy.Póki co, osiągnął oczekiwany spokój.Spojrzenia odwracają się ode mnie, niektóre wolniej, niektóre szybciej.Ktoś oświadcza, że nie, bomby to nie może być sprawka pojedynczych klientów.Dyskusja toczy się dalej na podstawie innych przypuszczeń.To Sklep jest obiektem, nie ma wątpliwości.Lecyfre i jego ludzie uważają, że problem może być związany wyłącznie z Dyrekcją.Na próżno Lehmann przeczy głową, teza pączkuje.Wiele sprzedawczyń domaga się kontroli ekonomicz­nej.Muszą się tam, na górze, odbywać jakieś nadto lukratywne machinacje, które budzą w kimś sprzeciw.Te bomby to kukułcze jaja kukułeczki, która szuka zemsty.Chyba że - to stanowisko Lehmanna - chodzi o próbę wymuszenia, byśmy się opłacali mafii.A czy do zamachu (zamachów?) przyznała się jakaś organizacja? Nie, z tego, co wiadomo.Czy Dyrekcji zaproponowano obstawę mafii? Nie? No więc? Idiotyzm z tym pomysłem o mafii.To jakiś pojedynczy facet, któremu zależy na zamknięciu Domu Towarowego.Ot co!Tak, no więc właśnie.Oto prawdziwy temat dnia dzisiejszego zebrania.Jaką postawę ma przybrać personel Sklepu, jeśli Dyrek­cja zdecyduje się na zamknięcie interesu? Protesty ze wszystkich stron, wycia, jednomyślność.Nie ma mowy o zamknięciu.Jeżeli zamkną Sklep, okupujemy go.Pracownicy nie będą płacić za błędy Dyrekcji.Tak, ale bezpieczeństwo? Cisza Wszystkie ręce opadają naraz.- Zobaczysz, zażądają premii od ryzyka.To żartuje sobie Teo.- Będziemy sprzedawać slipki zza worków z piaskiem.Taka zabawa w wojnę.Lehmann będzie mógł wreszcie włożyć swój prawdziwy mundur, a klientom rozdamy kamizelki kuloodporne.Teo fantazjuje dalej na ten temat, ale ja już go nie słucham.Słucham czegoś innego, ultradźwiękowego gwizdka gdzieś w geomet­rycznym centrum mojego mózgu.Świst.Dźwięk, który kręci się wokół swej osi jak meksykański ogień sztuczny.Potem wysyła charakterystyczny ból w kierunku obydwu uszu.Napięcie, palący ogień i niebawem wiszę w przestrzeni na rozgrzanym do białości stalowym drucie, który przeszywa mój mózg na wskroś.Ból każe mi otworzyć szeroko usta - nie wydobywa się z nich żaden dźwięk - potem łagodnieje.I znika.Teo, który patrzył na mnie jak na umierającego, uspokaja się.Mówi coś, czego nie słyszę.Jestem głuchy.Odpowiadam jednak:- W porządku, Teo, w porządku, już przeszło, dziękuję.Mój głos wydobywa się z mikroskopijnego skafanderka gdzieś we wnętrzu pięty.Daję Teo znak, żeby z powrotem zainteresował się trybuną, gdzie nadal toczą się obrady [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl