[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie jest ci zapewne obce podobne zjawisko.Możesz to nazwać natchnieniem.Schuld roześmiał się.- Oni uznają za prawdziwe wszystko, co Tibor namaluje.Rezultat będzie taki sam.Chce, żebym wyznał, iż wierzę w Boga Gniewu i że boję się go, pomyślał Pete.Nie zrobię tego.- W takim razie zależałoby nam na tym, żeby nie był to Lufteufel - powiedział Pete.- Dlaczego?- Ponieważ musielibyśmy patrzeć na to jako na bluźnierstwo, urąganie Bogu.Ubóstwialiby wtedy nie jakiegoś człowieka, lecz człowieka odpowiedzialnego za wszystkie nasze nieszczęścia, człowieka, którego ty sam nazwałeś nieludzkim potworem.Schuld złamał kolejny patyk.- Tak, oczywiście - przyznał.- On nie zasługuje nawet na godziwą dziurę w ziemi, a co dopiero na uwielbienie.Rozumiem cię.Co zatem proponujesz?- Użyj nas jako zasłony - zaproponował Pete.- Wytrop go, jak zaplanowałeś.Zbliż się na tyle blisko, by nie mieć wątpliwości, a potem powiedz Tiborowi, że się pomyliłeś.On nie jest człowiekiem.Nasze drogi się rozejdą.My pójdziemy dalej.Ty zostaniesz albo oddzielisz się od nas i zawrócisz - jak ci będzie wygodniej - i zrobisz swoje.W ten sposób Lufteufel zostanie usunięty.- Co zrobisz później?- Nie wiem.Pójdziemy dalej.Może wytropimy jakiegoś sobowtóra.Nie wiem.Przynajmniej Carleton Lufteufel zostanie wyeliminowany.- A więc to jest prawdziwy powód, dla którego przybyłeś tutaj? Nie obrona Tibora?- Brałem to trochę pod uwagę, podejmując decyzję.Schuld ponownie się roześmiał.- Ciekawe, jak daleko gotów jesteś się posunąć, by upewnić się, że Tibor go nie zobaczy.Czy użyłeś przemocy?Pete złamał patyk.- Ty to powiedziałeś - odparł.- Nie ja.- A zatem wykonując swoje zadanie, mogę wam wyświadczyć przysługę - powiedział Schuld.- Być może.- Szkoda, że nie wiedziałem o tym wcześniej.Jeśli ktoś ma pracować dla dwóch panów, mógłby przy okazji wytargować dwie niezłe zapłaty.- Chrześcijanie są spłukani - odrzekł Pete - ale będę pamiętał o tobie w moich modlitwach.Schuld klepnął go po ramieniu.- Lubię cię, Pete - powiedział.- Dobra.Zrobimy tak, jak chcesz.Tibor nic nie musi wiedzieć.- Dzięki.Kiedy wracali, Pete zastanawiał się, jaka jest główna sprężyna.Czy chodzi o pieniądze, które ci płacą, myśliwcze? Nienawiść? A może jeszcze coś innego?Rozległo się gwałtowne skomlenie.Schuld kopnął Toby’ego, który pojawił się przed nim warcząc.Mógł to być przypadek, lecz Schuld powiedział:- Cholerny pies! Nienawidzi mnie!16Wykorzystując światło księżyca, Pete Sands zainstalował swój odbiornik na małej polance, oddalonej prawie ćwierć mili od obozowiska.Bardzo sprytnie, pomyślał, kiedy sam Schuld zaproponował, by poszedł na spacer.Podłączył słuchawkę i włączył nadajnik.- Doktorze Abernathy - powiedział, podnosząc mikrofon.- Mówi Pete Sands.Halo?Po paru trzaskach rozległ się głos:- Cześć, Pete.Mówi Abernathy.Jak leci?- Zlokalizowałem Tibora - powiedział Pete.- Czy on wie, że tam jesteś?- Tak.Teraz podróżujemy razem.Jestem w pobliżu naszego obozowiska.- A zatem połączyliście się.Jakie masz plany?- Są dość skomplikowane - relacjonował Pete.- W całej sprawie uczestniczy jeszcze ktoś trzeci, facet o nazwisku Jack Schuld.Spotkałem go wczoraj.Właściwie to uratował mi życie.Zdaje się, że jest dość dobrze zorientowany, jeśli chodzi o miejsce pobytu Lufteufla.Zaproponował, że nas do niego zaprowadzi.Może dotrzemy tam już jutro.- Pete uśmiechnął się, słysząc po drugiej stronie gwałtowny oddech.Mówił dalej: - Zawarłem z nim umowę.Nie pokaże go Tiborowi.Powie, że się pomylił.Zostawimy prawdziwego Lufteufla i pójdziemy dalej.- Zaczekaj, Pete.Czegoś tu nie rozumiem.Przede wszystkim po co tyle zawiłości? Po co w ogóle z nim iść?- No cóż - mruknął Pete.- On odda mi tę przysługę w zamian za nasze towarzystwo.- Pete, czegoś mi chyba nie powiedziałeś.To nie ma sensu.Chodzi o coś więcej.- No dobra.On jest płatnym mordercą.Przybył tutaj, by zabić Lufteufla.Uważa, że będzie się wydawał mniej podejrzany, jeśli będzie podróżował w towarzystwie impa.- Pete! W ten sposób przykładasz rękę do zbrodni!- Niezupełnie.Nie pochwalam morderstwa.Rozmawialiśmy już o tym wcześniej.Może on nawet robi to legalnie - jako wykonawca wyroku.Jest na służbie jakiejś organizacji policyjnej - tak przynajmniej twierdzi, a ja mu wierzę.W każdym razie nie potrafiłbym go powstrzymać.Wiedziałbyś, o czym mówię, gdybyś mógł mu się dobrze przyjrzeć.Myślałem, że się ucieszysz, kiedy ci powiem, że.- Ma zginąć człowiek.Pete, ani trochę mi się to nie podoba.- W takim razie czekam na propozycje.- Czy jesteś w stanie uwolnić się od tego Schulda? Nie moglibyście z Tiborem wymknąć się nocą i podróżować dalej we dwójkę?- Za późno.Tibor nie zechce współpracować ze mną, jeśli nie podam mu niezwykle ważnego powodu, a ja nie potrafię tego uczynić.On wierzy, że Schuld może mu wskazać tego człowieka.W każdym razie o ucieczce nie ma mowy.Schuld jest zbyt czujny.On jest myśliwym.- Czy myślisz, że udałoby ci się ostrzec Lufteufla, kiedy już do niego dotrzecie?- Nie - powiedział Pete.- Nie teraz, kiedy ułożyłem wszystko tak, że Tibor wcale go nie zobaczy albo tylko przez chwilę, nie wiedząc, na kogo patrzy.Nie podejrzewałem, że tak to przyjmiesz.- Próbuję uchronić cię przed okazją do grzechu.- Ja tego tak nie widzę.- Prawdopodobnie grzechu śmiertelnego.- Mam nadzieję, że nie.Zdaje się, że dalej będę musiał improwizować.Dam ci znać, co się dzieje [ Pobierz całość w formacie PDF ]