[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ubik nie jest objęty twoją władzą — pochodzi od Elli.Zmusiwszy się do ruchu, krok za krokiem obszedł ladę i zbliżyłsię do szafy z zapasami leków.Posępnie wpatrując się kolejno wewszystkie półki usiłował znaleźć Ubik.Światło w aptece przygasło;antyczne elementy wnętrza stawały się coraz mniej widoczne.— Wywołałem regresję całego znajdującego się w aptece zapasuUbika — powiedział sprzedawca młodzieńczym, wysokim głosemJory'ego.— Jest z powrotem balsamem na nerki i wątrobę.Nienadaje się już.— Pójdę do drugiej apteki, która ma go na składzie.— Joeoparł się o ladę i powoli, nieregularnie wdychał hausty powietrza,czując silny ból.— Będzie zamknięta — odezwał się Jory z wnętrza łysiejącegoaptekarza.— Więc jutro — powiedział Joe.— Wytrzymam do jutra rana.— Nie wytrzymasz.A zresztą Ubik w tamtej aptece też będziecofnięty do poprzedniej formy.— W innym mieście.— rzekł Joe.— Gdziekolwiek się udasz, Ubik będzie poddany działaniuregresji.Zmieni się na nowo w maść, proszek, eliksir lub balsam.Nigdy nie zobaczysz puszki z aerozolem, Joe Chip.— Jory,ukryty pod postacią łysiejącego aptekarza, uśmiechnął się, poka-zując sztuczną szczękę, która wyglądała jak z celuloidu.— Mogę.— przerwał, by zebrać siły, by ogrzać własnąenergią sztywniejące z zimna ciało — przenieść go w czasywspółczesne.Do roku 1992.— Doprawdy, panie Chip? — sprzedawca wręczył mu kar-tonowe, prostokątne pudełko.— Proszę bardzo.Niech pan tootworzy, a zobaczy pan.— Wiem, co zobaczę — powiedział Joe.Skoncentrował swąuwagę na błękitnym słoiku balsamu na nerki i wątrobę.— Przesuńsię w bardziej zaawansowany etap rozwoju — mówił do niegow myślach, starając się przelać na słoik swą zrodzoną z potrzebydeterminację, całą swą pozostałą energię.Nie uległ on jednakżadnej zmianie.— Znajdujemy się w realnym świecie — mówiłdo słoika Joe.— Puszka z rozpylaczem.— powiedział na głos.Zamknął oczy, chcąc przez chwilę odpocząć.— To nie jest puszka z rozpylaczem, panie Chip — stwierdziłsprzedawca.Chodząc po aptece pogasił światła; następnie przycis-nął klawisz mechanicznej kasy i szuflada otworzyła się z trzaskiem.Sprzedawca sprawnie przełożył z niej banknoty i monety dometalowej, zamykanej na klucz skrzynki.— Jesteś puszką z rozpylaczem — powiedział Joe do trzy-manego w ręku kartonowego pudełka.— Jest rok 1992 — dodał,zmuszając się do największego wysiłku; dając z siebie wszystko.Ostatnia lampa zgasła, wyłączona przez rzekomego aptekarza.W przyćmionym świetle wpadającym do apteki, pochodzącym odstojącej przed nią lampy ulicznej, Joe widział kontury trzymanegow ręku przedmiotu i dostrzegł jego prostokątne kształty.— No dalej, panie Chip — powiedział aptekarz, otwierającdrzwi.— Czas iść do domu.A jednak ona pomyliła się, prawda?I nie zobaczy pan jej już nigdy, bo odeszła zbyt daleko w kierunkunastępnych narodzin.Nie myśli już wcale o panu, o mnie czyo Runciterze.Ella widzi teraz różne światła, mgliście czerwone,być może również jaskrawopomarańczowe.— To co trzymam w ręku — przerwał Joe — jest puszkąz rozpylaczem.— Nie — powiedział aptekarz.— Naprawdę bardzo miprzykro, panie Chip, ale myli się pan.Joe odłożył kartonowe pudełko na ladę, tuż obok siebie.Odwrócił się z godnością i rozpoczął długi, powolny marsz przezaptekę, kierując się w stronę drzwi, które aptekarz przytrzymywałotwarte.Żaden z nich się nie odzywał.Joe przeszedł w końcuprzez drzwi i znalazł się na ciemnawym chodniku.Sprzedawca wyszedł tuż za nim; pochylony zamykał na kluczdrzwi.— Chyba złożę producentowi skargę.Na pańską.— przerwał.Coś dławiło go w gardle, nie był w stanie oddychać ani mówić.Potem ucisk osłabł na chwilę — poddaną działaniu regresjiaptekę — dokończył.— Dobranoc — powiedział sprzedawca.Przez chwilę stałw miejscu przyglądając się Joemu w wieczornym mroku.Potemwzruszył ramionami i ruszył naprzód.Na lewo od siebie Joe rozróżnił w ciemności kształty ławki, naktórej siedzieli jacyś ludzie, czekając na tramwaj [ Pobierz całość w formacie PDF ]