[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dago wyjął z kieszeni brązowy kolczyk.- Daj go swojej kobiecie - ofiarował kolczyk żupanowi.Zanim odpłynęli od brzegu, żupan i jego ludzie pokłonili się rzece.Dago uczynił to samo, choć pochwycił pogardliwe spojrzenie mnicha.Ale chrześcijaństwo leżało na Dagonie jak ciasna odzież.Żałosny mu się wydawał Bóg, którego ludzie zdołali zamęczyć i ukrzyżować.Czy kto potrafi ukrzyżować rzekę? Czy jest ktoś taki, kto umiałby powstrzymać jej nurt, szczególnie wiosną i jesienią, gdy wzbierały jej wody i niosły przewrócone drzewa, ludzkie domy, utopione zwierzęta.Dago pokłoniłby się istocie zdolnej wstrzymać bieg rzeki, zamrozić błyskawice i pioruny.Ta rzeka miała potężnego boga albo sama była bogiem.Chrześcijanie wierzyli w niebo i piekło, ciągle bali się grzechu i mieli poczucie winy.Dla Dagona nie istniał grzech ani niebo czy piekło.Po śmierci człowiek przechodził do innego świata, lecz żył w nim tak samo.Jeśli umarł władcą - pozostał władcą, jeśli umarł jako niewolnik, był niewolnikiem.Trafiali się bogowie silni i słabi.Ta rzeka miała potężne bóstwo.Małe rzeczki, nad którymi się urodził, ludzie ujarzmiali budując jazy i dzięki nim łowiąc ryby.Po prostu władali tam słabi bogowie.Ale nawet tych słabych nie należało tak zupełnie lekceważyć.Mała rzeczka mogła wiosną nagle stać się potężną.Wreszcie odbili od brzegu.Ludzie żupana zręcznie posługiwali się żerdziami,Masz więc tylko jedno zadanie.Pilnować białego ogiera i nie pozwolić, aby gdzieś uciekł w zamieszaniu bitewnym.Resztę pozostaw mnie.Nie dasz rady, jasny panie, pokonać wojowników w zasadzce.Oni celnie rzucają włóczniami.ich jest wielu, a ty jeden.Nie wpadniemy w zasadzkę.Ominiemy drogę od przeprawy.Poprowadzę konie przez wikliny i na wzgórza wejdziemy gdzieś daleko stąd.- Ale pozostawimy ślady kopyt.Żupan pójdzie za nami.Zaczekamy na nich w wysokich łozach.Gdy się z nimi rozprawię, tamci nie będą jeszcze o tym wiedzieli.Potem zaś przerażą się tego co ujrzą.Herim potrząsnął głową, nie bardzo wierząc potędze Dagona.- Zanim zginiemy, jasny panie, powiedz mi chociaż twoje imię.Nazywam się Dago, książę- usłyszał odpowiedź od wojownika, który to mówiąc wyprostował się w siodle, a głos jego nabrał władczego tonu.- Jeśli zwyciężymy, wezmę cię do swego księstwa.Wikliny i wysokie trzciny wypełniały niemal całą nieckę pradoliny, były coraz wyższe w miarę jak oddalali się od koryta rzeki.W pewnej chwili Dago kazał Hermowi zatrzymać się z Vindosem i jucznym koniem na małej polance zasłoniętej ścianą młodych olch i łóz.Sam zaś na swoim koniu zniknął w łozach, aby od tyłu zaskoczyć idących ich śladem wojowników.Nie czekał długo.Wkrótce usłyszał szmer kroków, ludzkie sapania.Ponad czubkami trzcin zobaczył ostrza włóczni.Wojownicy szli jeden za drugim ścieżką wydeptaną przez konie Dagona.Cierpliwie czekał aż go minęli, a potem uderzywszy konia ostrogą, napadł na nich od tyłu i zanim się spostrzegli, spadły na nich uderzenia jego długiego frankońskiego miecza.Nie mieli tarcz, nie zdążyli skierować na niego włóczni.Wyprzedzał ich, kolejno każdemu rozwalając czaszkę lub uderzając po karku.Umierając krzyczeli okropnie.Tylko żupan i dwóch jego ludzi usiłowało umknąć w trzciny, ale żupana Dago dopędził, przyjął na swoją tarczę uderzenie jego włóczni, a potem rozwalił mu głowę.Zdyszany powrócił na polankę, gdzie pozostawił Herima i konie.- Widziałem u nich torby.Sprawdź, czy nie mieli ze sobą jakiegoś jedzenia rozkazał Herimowi.- Czeka nas jeszcze długa droga, nie wiem czy zdołamy coś upolować.Herim poszedł po śladach koni i wrócił z torbą wypchaną rybą i chlebem.- Niektórzy jeszcze żyją - powiedział, patrząc na Dagona z odrobiną przerażenia.- Mogłeś ich dobić - odparł Dago.- A zresztą, niech powiedzą tym z zasadzki, że nie należy iść za nami.Uderzył ostrogami boki swego konia i ciągnąc jucznego i Vindosa, pokłusował przez trzciny w stronę wysokiego brzegu pradoliny.Herim musiał biec, jeśli nie miał pozostać sam.Wreszcie wspięli się na skarpę i zniknęli w puszczy.- Zaczekaj, książę - dyszał Herim.Był osłabiony, brakowało mu sił.Minęło południe, ale upał doskwierał.W puszczy Dago zwolnił, w jej mroku i gęstwinie, przez którą się przedzierali, mógł nie zauważyć wroga [ Pobierz całość w formacie PDF ]