[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie bądźcie małostkowi i nie bądźcie oporni.Przyjmujcie, przyjmujcie Światłość bez złośliwości i uporu, bez ironii i niedowiarstwa.Dość już o tym.Chciałem mówić do was, w tym czasie przygotowania do Paschy, o tym, co było pierwszym ogniwem łańcucha, którym ciągnięto na śmierć Słowo Ojca, Baranka Bożego – na rzeź.[Uczyniłem to,] żeby pozwolić wam zrozumieć, jak powinniście być wdzięczni Temu, który umarł, by wznieść was ponownie do Nieba i pokonać pożądliwość szatana.Chciałem wam o tym mówić, bo dziewięćdziesiąt procent pośród was jest podobnych do Ewy zatrutej przez wyziew i słowo Lucyfera.Nie żyjecie po to, ażeby się kochać wzajemnie, lecz by zaspokoić swe zmysły.Nie żyjecie dla Nieba, lecz dla błota.Nie jesteście już stworzeniami wyposażonymi w duszę i rozum, lecz psami bez duszy i bez rozumu.Zabiliście duszę, a rozum – zdeprawowali.Zaprawdę powiadam wam, dzikie zwierzęta przewyższają was w uczciwości swoich [form] miłości.27.JÓZEF DOWIADUJE SIĘ, ŻE ELŻBIETA JEST BRZEMIENNANapisane 25 marca 1944.A, 2601-2609Ukazuje mi się domek w Nazarecie, a w nim – Maryja.Maryja jest młodziutka jak wtedy, gdy ukazał się Jej anioł Boży.Już sam ten widok napełnia mi duszę dziewiczym zapachem tego pomieszczenia.Woń anielska trwa jeszcze tam, gdzie anioł poruszył swymi złocistymi skrzydłami.Woń Boża skupiła się cała na Maryi, żeby uczynić Ją Matką, a teraz się z Niej wydobywa.Jest wieczór.Zapada mrok i ogarnia otoczenie, które jeszcze niedawno było zalane tak wielkim światłem z Nieba.Maryja klęczy przy posłaniu i modli się, z rękoma skrzyżowanymi na piersi, z głową pochyloną ku ziemi.Jest ubrana tak samo, jak w chwili Zwiastowania.Wszystko jest jak wtedy: kwitnąca gałąź w dzbanku, meble w takim samym porządku.Tylko kądziel i wrzeciono stoją w kącie, jedno z pióropuszem przędziwa, drugie – owinięte błyszczącą nicią.Maryja kończy modlitwę i wstaje.Ma oblicze rozpalone jak od ognia.Uśmiecha się, lecz w Jej lazurowych oczach błyszczą łzy.Bierze lampę oliwną i zapala ją krzemieniem.Patrzy, czy w pokoiku wszystko jest uporządkowane.Poprawia obsunięte nakrycie na łóżku.Dolewa wody do dzbanka z rozkwitłą gałęzią i wystawia go na zewnątrz, na chłód nocy.Potem wraca.Bierze z półki złożoną robótkę i zapaloną lampę.Wychodzi, zamykając drzwi.Robi kilka kroków po otaczającym dom ogródku, potem wchodzi do niedużej izby, w której widziałam pożegnanie Jezusa z Maryją.Rozpoznaję ją, choć teraz brak kilku przedmiotów, które widziałam tam wtedy.Maryja, zabierając światło, znika w sąsiedniej izbie.Ja zostaję tu, widząc jedynie robótkę położoną na krawędzi stołu.Słyszę lekki krok Maryi, która chodzi tam i z powrotem.Słyszę, jak przelewa wodę, jakby coś myjąc.Potem łamie gałązki.Wsłuchując się w te odgłosy domyślam się, że przygotowuje drewno na opał.Słyszę, jak rozpala ogień.Potem wraca.Wychodzi do ogródka.Wraca z jabłkami i jarzynami.Jabłka kładzie do metalowego, grawerowanego półmiska na stole.Jest chyba z rytej miedzi.Idzie do kuchni.(To znaczy, myślę, że tam jest kuchnia).Płomień z paleniska rzuca teraz przez otwarte drzwi radosne blaski i sprawia, że cienie tańczą po ciemnych ścianach.Po jakimś czasie Maryja wraca do pokoju z małym, ciemnym chlebem i z miseczką gorącego mleka.Siada i macza kawałki chleba w mleku.Je powoli.Potem zostawia połowę mleka, wraca do kuchni, skąd przynosi jarzyny.Spożywa je z chlebem, polewając oliwą.Gasi pragnienie mlekiem.Potem bierze jabłko i spożywa je.To posiłek dziecka.Jedząc Maryja rozmyśla i uśmiecha się do jakiejś myśli.Podnosi głowę i wodzi wzrokiem po ścianach, jakby wyjawiając im tajemnicę.Od czasu do czasu poważnieje, staje się niemal smutna.Po chwili jednak uśmiech powraca.Słychać kołatanie do drzwi.Maryja wstaje i otwiera.Wchodzi Józef.Witają się.Potem Józef siada na stołku przy stole, naprzeciw Maryi.Jest pięknym mężem w sile wieku.Może mieć najwyżej trzydzieści pięć lat.Ma ciemnokasztanowe włosy i brodę, która okala twarz o regularnych rysach, łagodne, kasztanowe, prawie czarne oczy.Czoło ma wysokie i gładkie, nos – mały, lekko zgięty.Policzki raczej okrągłe, brunatne, ale nie śniade.Ma lekkie rumieńce na policzkach.Nie jest bardzo wysoki, lecz silny i dobrze zbudowany.Zanim usiadł, zdjął płaszcz.(To pierwszy, jaki widzę tak uszyty u Hebrajczyka).Jest skrojony z klosza i zapięty pod szyją pewnym rodzajem haftki.Ma kaptur.Jest koloru jasnokasztanowego.Wydaje się, że został zrobiony z tkaniny nieprzemakalnej, z surowej wełny.Wygląda jak góralski płaszcz, chroniący przed zmianami pogody.Józef daje Maryi dwa jajka i kiść winogron, nieco przywiędłych, lecz dobrze zachowanych.Potem siada.Z uśmiechem mówi: «Przyniesiono mi je z Kany.Jajka dał mi setnik za naprawę wozu.Miał uszkodzone koło, a jego pracownik jest chory.Są świeże, wziął je prosto z kurnika.Wypij je.To Ci dobrze zrobi.»«Jutro, Józefie.Dziś już jadłam.»«Ale winogrona możesz zjeść.Są dobre.Słodkie jak miód.Niosąc je bardzo uważałem, żeby ich nie uszkodzić.Zjedz.Mam więcej.Przyniosę Ci jutro pełny koszyk.Nie mogłem przynieść ich dziś wieczór, bo idę wprost z domu setnika [ Pobierz całość w formacie PDF ]