[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Natychmiast nasmarowano jej ręce migdałowymkremem, zawinięto włosy w pierścienie, na szyi zawieszono perły, aramiona obrzucono koronkami.Dziewczynka, przejrzawszy się wzwierciadle, nie mogła się poznać, od pierwszego jednak dnia domyśli-ła się przyszłości i starała się dostosować do swojej sytuacji.Tymczasem Laura miała rówienniczki i rówienników.którzy niewiedząc, co się z nią stało, mocno się o nią niepokoili.Najzawziętszym w odszukaniu jej był Cecco Boscone, czternastoletni chłopiec, syn tra-garza, niezwykle jak na swój wiek silny i na zabój zakochany w małej przekupce pomarańcz, którą często widywał bądź na ulicy, bądź też u nas w domu, był bowiem naszym dalekim krewnym.Mówię naszym,gdyż także nazywam się Cerelli i mam zaszczyt być stryjeczną siostrą mojej pani.Tym więcej niepokoiliśmy się o naszą kuzynkę, że nic tylko nigdynam o niej nie wspominano, ale nawet zakazano nam wymawiać jejimię.Ja trudniłam się zwykle szyciem grubej bielizny, Cecco zaś biegałz posyłkami po porcie, gdzie w przyszłości miał trudnić się przenoszeniem towarów.Skończywszy dzienną pracę, chodziłam do niego podprzysionek jednego z kościołów i tam gorzkimi łzami, we dwoje opła-kiwaliśmy los biednej Laury.Pewnego wieczora Cecco rzekł do mnie:– Przychodzi mi wyborna myśl.Przez ostatnie dni padał ulewnydeszcz i pani Cerelli na krok nie wychodziła z domu; jestem jednakprzekonany, że jak tylko nastanie pogoda, nie wytrzyma i jeżeli Laura znajduje się w Genui, pójdzie ją odwiedzić.Wtedy z daleka pobiegnę za nią i tak dowiemy się, gdzie Laurę schowano.Pochwaliłam ten zamiar.Nazajutrz wypogodziło się, poszłam więcdo pani Cerelli.Spostrzegłam, jak wyciągała ze starej szafy jeszcze starszą mantylę, porozmawiałam z nią przez chwilę i czym prędzej po-śpieszyłam uprzedzić Cecca.Zaczailiśmy się i wkrótce ujrzeliśmy wychodzącą panią Cerelli.Cichaczem postępowaliśmy za nią na drugikoniec miasta i widząc, że wchodzi do jakiegoś domu, skryliśmy się znowu.Po niejakim czasie pani Cerelli wyszła i udała się do siebie.Wchodzimy do domu, wbiegamy na schody, skacząc jedno przez dru-gie, otwieramy drzwi przepysznego mieszkania i na środku pokoju spostrzegamy Laurę.Rzucam się jej na szyję, ale Cecco wyrywa mnie z jej NASK IFPUG428Ze zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UGobjęć i zawisa jej na ustach.W tej chwili otwierają się drzwi od przyległego pokoju i wchodzi Ricardi.Dostałam tuzin policzków, a Ceccotyleż kopniaków.Nadbiegła służba i w mgnieniu oka znaleźliśmy sięna ulicy, zbici, sponiewierani i nauczeni, że powinniśmy przestać interesować się losem naszej kuzynki.Cecco zaciągnął się jako chłopiec okrętowy na okręt maltańskich korsarzy i już więcej o nim nie słysza-łam, ja jednak nie porzuciłam wcale chęci złączenia się z Laurą, ale przeciwnie, chęć ta we mnie coraz bardziej wzrastała.Służyłam w kilku domach, nareszcie dostałam się do margrabiegoRicardi, który jest starszym bratem prałata.Mówiono tam wiele o pani Paduli, nie pojmując, gdzie prałat wynalazł tę krewną.Długo cała rodzina nie mogła się niczego wywiedzieć, nareszcie, czego panowie nie potrafili, tego dokonała ciekawość służących.Zaczęliśmy z naszej strony czynić poszukiwania i niebawem odkryliśmy, że mniemana margra-bina jest po prostu Laurą Cerelli.Margrabia przykazał nam dochować tajemnicy i posłał mnie do swego brata, uprzedzając go, aby podwoiłostrożność, jeżeli nie chce ściągnąć na siebie nader nieprzyjemnych kłopotów.Wszelako nie obiecywałam ci rozpowiadać własnych przygód i niepowinnam mówić ci jeszcze o margrabinie Paduli, kiedy dotąd znasztylko Laurę Cerelli, umieszczoną na wychowanie u klienta Ricardiego.Niedługo tam zabawiła; wkrótce przeniesiono ją do pobliskiego małego miasteczka, gdzie Ricardi często ją odwiedzał, a po każdej bytności powracał coraz więcej zadowolony ze swego dzieła.Po dwóch latach Ricardi wyjechał do Londynu.Podróżował podprzybranym nazwiskiem i podawał się za kupca włoskiego.Laura mutowarzyszyła i uchodziła za jego żonę.Zawiózł ją do Paryża i do innych wielkich miast, gdzie łatwiej było zachować incognito.Laura z każdym dniem stawała się milsza, ubóstwiała swego dobroczyńcę iczyniła go najszczęśliwszym z ludzi.Tak minęło trzy lata z szybkością błyskawicy.Wuj Ricardiego miał otrzymać kapelusz i naglił do jaknajśpieszniejszego powrotu do Rzymu.Ricardi zawiózł swoją lubą dowłości, które pogadał niedaleko Gorycji.Nazajutrz po przybyciu rzekłdo niej:– Muszę pani oznajmić nowinę, jak sądzę, dość przyjemną.Jesteśwdową po margrabim Paduli, który przed niedawnymi czasy umarł wsłużbie cesarskiej.Oto są papiery potwierdzające moje słowa.Paduli był naszym krewnym.Spodziewam się, że nie odrzucisz, pani.moichpróśb, że raczysz pojechać do Rzymu i przyjąć schronienie w moimNASK IFPUGZe zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UG429domu.W kilka dni potem Ricardi wyjechał.Nowa margrabina, zosta-wiona swoim własnym myślom, zaczęła zastanawiać się nad charakte-rem Ricardiego, nad swymi z nim stosunkami i nad dalszym swoimpostępowaniem.Po upływie trzech miesięcy rzekomy wuj zawezwał jądo siebie.Jaśniał całym blaskiem nowego urzędu; pewna część tegoblasku spadła także i na Laurę i zewsząd ciśnięto się do niej z hołdami.Ricardi oznajmił rodzinie, że przyjął do siebie wdowę po margrabimPaduli, krewnym Ricardich po kądzieli.Margrabia Ricardi nigdy nie słyszał, żeby Paduli był żonaty.Roz-począł więc w tym względzie poszukiwania, o których ci wspomina-łam, i wysłał mnie do nowej margrabiny dla zalecenia jej jak największej ostrożności.Odbyłam podróż morzem, wylądowałam w Civitavec-chia i udałam się do Rzymu.Stanęłam przed margrabiną, która wypra-wiła służących i padła w moje objęcia.Zaczęłyśmy przypominać sobie nasze dziecinne lata, moją matkę, jej matkę, kasztany, które jadałyśmy razem, nie zapomniałyśmy też o małym Cecco; opowiedziałam, jakbiedny chłopiec zaciągnął się na okręt korsarski i przepadł bez wieści.Laura, rozczulona, zalała się łzami, tak że zaledwie zdołałam ją uspokoić.Prosiła mnie, żebym nie dała poznać się prałatowi i żebym uda-wała jej garderobianą.Gdyby mnie miała zdradzić moja wymowa, topowinnam utrzymywać, że pochodzę spod Genui, a nie z samego mia-sta.Laura miała już ułożony plan działania.Przez dwa tygodnie ciąglebyła równie wesoła i rozmowna, ale potem stała się ponura, zamyślona, kapryśna i zniechęcona do wszystkiego.Ricardi usiłował podobać się jej wszelkimi sposobami, nie mógł jednak powrócić jej dawnej wesoło-ści.– Kochana Lauro – rzekł pewnego dnia – powiedz, czego ci tu bra-kuje? Porównaj twój teraźniejszy stan z tym, z jakiego cię wydobyłem.– Któż cię prosił, abyś mnie z niego wydobywał? – odparła Laura znajwiększą gwałtownością [ Pobierz całość w formacie PDF ]