[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.7Nazajutrz Hank Peters obudził się wcześnie rano.Śniły mu się ogromne szczury wyłażące z rozkopanego grobu, w którym spoczywało zielone, rozkładające się ciało Huberta Marstena z zadzierzgniętym na szyi zmurszałym kawałkiem konopnej liny.Zlany potem Peters przez kilka minut leżał podparty na łokciu i ciężko dyszał, a kiedy żona dotknęła jego ramienia, wrzasnął przeraźliwie ze strachu.8Sklep spożywczy Milta Crossena znajdował się na rogu Jointer Avenue i Railroad Street, stanowiąc w dżdżyste dni, kiedy nie można było siedzieć w parku, przystań dla lekko zdziwaczałych staruszków nie mających co robić z czasem.Podczas długich zim byli oni tu codziennymi gośćmi.Kiedy Straker zatrzymał przed sklepem swego packarda rocznik 1939 - a może 1940? - padał drobny kapuśniaczek, a Milt Crossen i Pat Middler prowadzili chaotyczną dyskusję na temat, czy nosząca imię Judy córka Freddy'ego Overlocka uciekła z domu w 1957, czy raczej w 1959 roku.Obydwaj byli pewni tego, że uciekła z komiwojażerem z Vermouth oraz że zarówno on, jak i ona nie byli wiele warci, lecz na tym kończyła się zgodność ich opinii.W chwili, kiedy do sklepu wszedł Straker, wszystkie rozmowy ucichły.Potoczył spojrzeniem po twarzach obecnych - byli tam jeszcze Joe Crane, Vinnie Upshaw i Clyde Corliss - i uśmiechnął się bez śladu wesołości.- Dzień dobry panom - powiedział.Milt Crossen wyprostował się i obciągnął fartuch.- Czym mogę służyć?- Chciałbym nabyć coś z mięs - odparł Straker.Kupił befsztyki, hamburgery, trochę żeberek i funt cielęcej wątroby, do tego cukier, mąkę, fasolę i kilka bochenków świeżego chleba.Wszystko -odbywało się w całkowitej ciszy.Stali bywalcy sklepu siedzieli wokół starego węglowego pieca, który ojciec Milta przystosował do oleju, palili papierosy, obserwowali z zainteresowaniem sufit i rzucali na obcego ukradkowe spojrzenia.Kiedy Milt zapakował wszystko do dużego kartonowego pudła, Straker zapłacił gotówką - położył obok kasy dwudziestkę i dziesiątkę - po czym wziął pudło pod pachę i rozejrzał się z tym samym ponurym uśmiechem na ustach.- Życzę panom miłego dnia - powiedział i wyszedł.Joe Crane zaczął wpychać do swojej fajki podwójną porcję tytoniu, Clyde Corliss splunął z rozmachem do poobijanego wiadra stojącego obok pieca, Vinnie Upshaw zaś wydobył z kieszeni kamizelki swoją antyczną maszynkę do skręcania papierosów i palcami powykręcanymi artretyzmem wsunął do niej bibułkę.Przyglądali się, jak obcy wkłada pudło do bagażnika.Nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że musiało ważyć co najmniej trzydzieści funtów, a mimo to Straker wziął je pod pachę niczym piórko.Zatrzasnąwszy bagażnik usiadł za kierownicą, uruchomił silnik i ruszył w górę Jointer Avenue, po czym skręcił w lewo w Brooks Road.W chwilę po tym samochód zniknął im z oczu, żeby pojawić się za jakiś czas, zmniejszony odległością do rozmiarów dziecięcej zabawki.Skręcił na podjazd prowadzący do Domu Marstenów i tym razem zniknął na dobre.- Dziwny facet - powiedział Vinnie.Wetknął gotowego papierosa do ust, strząsnął kilka wystających z końca źdźbeł tytoniu i wyjął pudełko kuchennych zapałek.- To chyba jeden z tych, co kupili starą pralnię - zauważył Joe Crane.- I Dom Marstenów - dodał Vinnie.Clyde Corliss wypuścił gazy.Pat Middler z wielkim zainteresowaniem zaczął oglądać odcisk na swojej lewej dłoni.Minęło pięć minut.- Myślisz, że wyjdą na swoje? - zapytał nie bardzo wiadomo kogo Clyde.- Możliwe - odparł Vinnie.- Teraz, latem, mogą trafić trochę jeleni.W dzisiejszych czasach nic nie wiadomo.Odpowiedział mu twierdzący pomruk.- Mocny facet - zauważył Joe.- No - kiwnął głową Vinnie.- Widzieliście tego packarda? Rocznik 1939 i ani śladu rdzy.- To był rocznik 1940 - poprawił go Clyde.- W czterdziestym nie robili już wystających progów - odparł Vinnie.- Mówię ci, że 1939.- Mylisz się - powiedział Clyde.Minęło kolejne pięć minut.Milt przyglądał się bacznie dwudziestce którą dostał od Strakera.- Fałszywa? - zapytał Pat.- Dał ci fałszywą forsę, Milt?- Nie, ale popatrzcie.- Milt podał ją im przez ladę.Była znacznie większa od powszechnie spotykanych banknotów.Pat uniósł ją do światła i dokładnie obejrzał ze wszystkich stron.- To chyba seria E dwadzieścia, nie, Milt?- Aha - potwierdził Milt.- Przestali je robić jakieś czterdzieści pięć albo pięćdziesiąt lat temu.Założę się, że w antykwariacie w Portland można zgarnąć za nią sporo forsy.Wszyscy po kolei przyglądali się banknotowi, w zależności od rodzaju wady wzroku trzymając go blisko lub daleko od oczu.Kiedy Joe Crane zwrócił go Miltowi, ten schował go na dno kasy, razem z czekami.- Dziwny facet - mruknął z zastanowieniem Clyde.- Aha - potwierdził leniwie Vinnie.- Mówię wam, że to był rocznik 1939.Mój przyrodni brat Vic miał takiego.Jego pierwszy samochód w życiu.Kupił używany wóz w 1944.Któregoś dnia wyciekł cały olej i silnik diabli wzięli.- Chyba jednak 1940 - odparł Clyde - bo pamiętam faceta, który jeździł po domach i naprawiał krzesła, i ten facet.W ten sposób dyskusja toczyła się dalej, -posuwając się naprzód bardziej w chwilach milczenia niż dzięki wypowiedziom jej uczestników, niczym rozgrywana korespondencyjnie partia szachów.Wydawało się, że czas stanął w miejscu, zamieniając się w wieczność.Vinnie Upshaw sięgnął po bibułkę i z cudowną, artretyczną powolnością zaczął skręcać kolejnego papierosa.9Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, Ben był zajęty pisaniem.Właśnie minęła trzecia po południu w środę, 24 września.Deszcz uniemożliwił dalsze prowadzenie poszukiwań Danny'ego Glicka; powszechnie panowało przekonanie, że wznawianie ich nie ma już najmniejszego sensu.Chłopiec zniknął na dobre [ Pobierz całość w formacie PDF ]