RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zauważył bladą twarz, dostatnią odzieżi niezwykłą osobowość, przywodzącą na myśl ściśniętą sprężynę. Będę szczery  rzekł. Mógłbym wskazać ci drogę do wielkiego zamtuza. Dziękuję, jestem po obiedzie  odparł niepewnie Mort. Ale mógłby mi panpowiedzieć, czy daleko stąd do.To się chyba nazywało Sto Lat. Jakieś dwadzieścia mil na Oś, ale nie ma tam nic ciekawego dla młodego człowie-ka o takim temperamencie  stwierdził pospiesznie handlarz. Wiem dobrze.Maszczas dla siebie, szukasz nowych przeżyć, przygód, romansu.Mort tymczasem otworzył torbę, którą dostał na pożegnanie od Zmierci.Była pełnadrobnych, złotych monet mniej więcej wielkości cekinów.W jego myślach pojawił się wizerunek młodej, bladej twarzy pod falą rudych wło-sów.Ona jakoś wiedziała, że on tam jest.Nieokreślone emocje, które dręczyły go przezostatnie dni, nagle zogniskowały się w jeden wyrazny cel. Chcę szybkiego konia  oznajmił stanowczo.* * *Pięć minut pózniej Mort się zgubił.Ta dzielnica Ankh-Morpork znana była jako Mroki, wewnętrzny obszar miastagwałtownie potrzebujący rządowego wsparcia, albo jeszcze lepiej miotacza ognia.Trud-no by go nazwać zaniedbanym, gdyż wymagałoby to rozciągnięcia znaczenia tego słowa38 do granic wytrzymałości.Mroki przeszły granicę zaniedbania i znalazły się daleko podrugiej stronie, gdzie po czymś w rodzaju Einsteinowskiej przemiany osiągnęły wspa-niałość okropieństwa, którym pyszniły się niczym nagrodą w konkursie architektury.Dzielnica była hałaśliwa, duszna i cuchnęła jak klepisko obory.Miała nie tyle sąsiedztwo, co raczej ekologię, niby ogromna, lądowa rafa koralowa.Owszem, żyli tu ludzie  ludzkie odpowiedniki homarów, głowonogów, mięczakówi tak dalej.I rekiny.Mort wlókł się smętnie po krętych uliczkach.Gdyby jakiś obserwator szybował nawysokości dachów, musiałby dostrzec wyrazny wzorzec w ruchu tłumu za jego plecami,sugerujący pewną liczbę ludzi dążących nonszalancko do jednego celu.Ten ktoś szybkodoszedłby do słusznego wniosku, że przewidywalna długość życia Morta jest mnie wię-cej taka, jak kulawego jeżozwierza na sześciopasmowej autostradzie.Jest już zapewne całkiem jasne, że Mroki nie były miejscem, które ma stałych miesz-kańców.Miało sublokatorów.Od czasu do czasu Mort próbował nawiązać rozmowęz którymś z nich, usiłując dowiedzieć się o drogę do handlarza końmi.Sublokator zwy-kle mruczał coś niewyraznie i oddalał się pospiesznie, gdyż każdy, kto chciał w Mro-kach przeżyć dłużej niż  powiedzmy  trzy godziny, wytwarzał sobie bardzo wyspe-cjalizowany zestaw zmysłów.Ktoś taki wolał nie znalezć się zbyt blisko Morta, tak jakwieśniak woli nie stawać pod wysokim drzewem podczas burzy.I tak Mort dotarł w końcu do Ankh, największej z rzek.Zanim jeszcze wpłynęła domiasta, była powolna i ciężka od mułu niesionego z równin, a zanim dotarła do Mro-ków, nawet agnostyk mógłby przejść po niej pieszo.Trudno byłoby utonąć w Ankh, zato łatwo byłoby się udusić.Mort z powątpiewaniem przyjrzał się powierzchni.Zdawała się przesuwać.Pojawia-ły się na niej bąble.Czyli musiała to być woda.Westchnął i odwrócił się.Trzej ludzie pojawili się za nim tak nagle, jakby wyłonili się z muru.Wyglądali solid-nie i ciężko, wzorem wszystkich bandytów, których przybycie w każdej opowieści ozna-cza, że nadeszła pora, by zagrozić głównemu bohaterowi.Nie za bardzo wszakże, gdyżjest rzeczą równie oczywistą, że bandytów czeka przykra niespodzianka.Uśmiechali się złośliwie.I świetnie im to wychodziło.Jeden z nich wydobył nóż i kreślił ostrzem w powietrzu małe kręgi.Zbliżał się wolnodo Morta.Dwaj pozostali trzymali się z tyłu, oferując mu wsparcie niemoralne. Dawaj pieniądze  wychrypiał przywódca.Mort sięgnął do sakiewki u pasa. Chwileczkę  powiedział. A co będzie potem? Co? Chciałbym się dowiedzieć, czy chodzi o układ: pieniądze albo życie  wyjaśnił39 Mort [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl