[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakby to wszystko działo się rzeczywiście, jej zdradzieckie ciałoogarnęło gorąco i tęsknota za czymś więcej.Rozpaczliwie pożądałaczułości.- Nie - szepnęła chrapliwie.- Nie wezmę udziału w tej grze.- Dla mnie to nie gra, Jayne.Traktuję prośbę Walforta poważnie.- Nie powinien pan.To żałosne.Niesmaczne.Okropne.- Chce, żebyś była szczęśliwa.- Zatem nie powinien mieć ciebie za przyjaciela.- Skoczyła na równenogi, wiedząc, że jej słowa są krzywdzące, ale nie chciała jego bliskości,zmysłowego głosu, miękkiego dotyku.Płaszcz spadł na ziemię inatychmiast przejęło ją zimno.Ale nie zamierzała go podnosić.Rozejrzała się wokół.- Skąd będziemy wiedzieć, że dzik sobie poszedł?- Biorąc pod uwagę porę, przypuszczam, że wrócił już do żony.Nigdynie pozwala mu przebywać poza domem po północy.Nawet w klubach.Odwróciła się gwałtownie.Siedział na ławce w swobodnej pozie, znogami w ciemnych bryczesach, opinających jego silne uda,wyciągniętymi przed siebie.Dlaczego musiała tak wyraznie widzieć, jakdoskonałe jest jego ciało?- Słucham?- Sądzę, że lord Sheffield udał się już do swojej sypialni i do swojejżony.- Lord Sheffield? Podobno uciekał pan przed dzikiem.- Tak.Owszem.Lord Sheffield to dziki nudziarz.Rozmowa z nim todużo mniej interesujące zajęcie niż przyglądanie się, jak trawa rośnie.- Myślałam.Chciał pan, żebym.- Zmrużyła oczy.- Myślałam, żemówi pan o zwierzęciu.- Zmiem twierdzić, że byłby dużo ciekawszym tematem rozmowy odlorda Sheffielda.Och, mężczyzni! Miała ochotę tupać nogami, potrząsnąć nim.Alewyraziła swoje niezadowolenie tylko słowami.- Wiedział pan, co myślę, i to panu odpowiadało.Chciał mnie panuwieść.- Podejrzliwa z ciebie kobieta, Jayne.- Dla pana lady Walfort.Dobranoc, Wasza Wysokość.Odwróciła sięna pięcie i pomaszerowała w stronę domu.Tenczłowiek był nieznośny.A jednak, przez ulotną chwilę, kiedy patrzyła w jego oczy, czuła dotykjego palców, tęskniła za.za czym dokładnie, do tego sama przed sobąnie chciała się przyznać.Ale dużo czasu upłynęło, odkąd tęskniła zaczymś, co choćby w przybliżeniu nazwać można było marzeniem.Ainsley siedział długo na ławce w ogrodzie, pozwalając, żeby chłodnepowietrze przeniknęło go aż do kości, żeby ostudziło żar, jaki w nimpłonął.Rozpalała go jej bliskość, jej cudowny zapach, jej obraz, kiedycałował ją w wyobrazni.Nie myliła się.Wprowadził ją w błąd i niesprostował tego.Podejrzewał, że wyszłaby z ogrodu, wiedząc, iż nie maw pobliżu żadnego dzika, a jemu zależało na spędzeniu z nią kilku chwilna osobności.On i Walfort spoglądali przez okno w pokoju bilardowym na ogród,popijając brandy i czekając na swoją kolejkę przy stole, i wtedyzauważyli Jayne na ogrodowej ścieżce.- Powinieneś skorzystać z okazji, żeby być z nią sam na sam-powiedział Walfort, wpatrując się w ciemność.- Nikt wam nie będzieprzeszkadzał.- Nie zamierzam uwodzić twojej żony, Walfort.- W porządku.Więc postaram się o kogoś innego.- Obrócił się lekko.- Może Braverton.Ainsleyowi ścisnął się żołądek na dzwięk nazwiska człowieka,któremu tytuł otwierał drzwi, jakich nie otworzyłoby mu jegozachowanie.- Jest odrażający.- Spłodził z żoną czworo dzieci i troje z kochanką, więc z pewnościąnadaje się do tego zadania.- To nie tajemnica, że dba przede wszystkim o własną przyjemność.- To, że postępujesz z kobietami inaczej niż Braverton, stanowiłoby dlaJayne dodatkową korzyść, ale celem jest dać jej dziecko.Ainsley z trudem panował nad sobą, kiedy patrzył, jak Walfortprzesuwa wzrokiem po dżentelmenach pijących jego trunki, palącychjego cygara, rozmawiających o polowaniu, czekających na swoją kolej dostołu bilardowego.- Może Langford.- Miałem nieprzyjemność oglądać go bez koszuli.Czy naprawdęchcesz obarczyć to dziecko wyglądem mogącym świadczyć, że któryś zjego przodków skrzyżował się z małpą?Walfort zachichotał cicho.- A zatem kogo proponujesz? Jeśli nie ty, to kto? Stratsbury? Który wkażdej sytuacji zachowywał się sztywno jak trup.- Fitzhugh? Wydaje się niezłym okazem, w istocie pięknym.Bez małpw rodowodzie.Kobiety go uwielbiają.Ponieważ mają podobne zainteresowania.Mężczyzn.- To jałowa wyliczanka - burknął Ainsley.- A więc połóż temu kres i idz wypróbować swoje czary na Jayne.Tak też uczynił.Nie spodziewał się wiele.Nie włożył serca w toprzedsięwzięcie, ponieważ wiedział, że chcąc ją uwieść, musi jąprzekonać, żeby zdradziła męża, wiarę w świętość sakramentumałżeństwa i, co najgorsze, samą siebie.Tego wszystkiego, jak podejrzewał, mogła mu nigdy nie wybaczyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]