[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No dobrze.- Znowu zajrzał do notatek, a potem na swoich ludzi.Ludzi.akurat!Poruszył ustami, licząc w myślach.O tam, między Nobbym i funkcjonariuszem Cuddym, siedział niski, obszarpany człowieczek z brodą i włosami tak zapuszczonymi i splątanymi, że przypominał fretkę wyglądającą zza krzaka.-.mi dopo-móż na-wias kwadratowy wy-żej wymie-ni-one bós-two zamk-nąć na-wias kro-pka.- Nie, nie! - jęknął Colon.- Co tu robisz, Tuiteraz? Dziękuję, Detrytus.nie salutuj! Możesz usiąść.- Pan Marchewa mnie przyprowadził - wyjaśnił Tuiteraz.- Areszt zapobiegawczy, sierżancie - dodał Marchewa.- Znowu? - Z gwoździa nad biurkiem Colon zdjął pęk kluczy i rzucił je złodziejowi.- Niech tam.Cela numer trzy.Weź klucze.Zawołamy, gdyby były potrzebne.- Niezły z pana gość, sierżancie - rzucił jeszcze Tuiteraz, po czym ruszył po schodach do celi.Colon pokręcił głową.- Najgorszy złodziej na świecie - mruknął.- Nie wyglądał na takiego sprytnego - zauważyła Angua.- Nie, on jest najgorszy.Znaczy: niedobry w tym, co robi.- Pamiętacie, kiedyś chciał się wspiąć aż do Dunmainfestin, żeby wykraść bogom Tajemnicę Ognia? - przypomniał Nobby.- Powiedziałem mu wtedy: „Przecież ją mamy, Tuiteraz, mamy od tysięcy lat” - dodał Marchewa.- A on mi na to: „I dobrze, ma wartość muzealną”* [przyp.: Palcy-Mazda, pierwszy złodziej na świecie, wykradł bogom ogień.Ale nie mógł go sprzedać, bo towar był zbyt gorący.* [przyp.: Mocno się sparzył na tym interesie.]].- Biedaczysko - westchnął Colon.- W porządku.Co tam jeszcze mamy.Słucham, Marchewa?- Teraz powinni wziąć Królewskiego Szylinga, sierżancie - podpowiedział Marchewa.- A tak, rzeczywiście.- Colon pogrzebał w kieszeni i wyjął trzy ankhmorporskie dolary rozmiaru cekinów, mające zawartość złota mniej więcej równą morskiej wodzie.Rzucił je po jednym w stronę rekrutów.- To się nazywa Królewski Szyling - poinformował, zerkając na Marchewę.- Nie wiem czemu.Musicie takiego dostać, jak wstępujecie do straży.Regulamin, znaczy.Pokazuje, że wstąpiliście.- Przez moment był wyraźnie zakłopotany.Odchrząknął.- No to do rzeczy.Kupa kamul.grupa trolli - poprawił się szybko - urządza jakiś marsz ulicą Krótką.Młodszy funkcjonariusz Detrytus.Nie pozwólcie mu salutować! Dobrze.O co tam chodzi?- Trollowy Nowy Rok - wyjaśnił Detrytus.- Naprawdę? Musimy to zapamiętać.Mam tu jeszcze zapisane, że banda żwiroja.że odbywa się jakieś zgromadzenie krasnoludów czy coś w tym rodzaju.- Rocznica bitwy w dolinie Koom - oznajmił funkcjonariusz Cuddy.- Wielkie zwycięstwo nad trollami.- Wyglądał na zadowolonego z siebie, o ile w ogóle można było coś dostrzec pod gęstą brodą.- Tak? Ale z zasadzki - burknął Detrytus, spoglądając na niego ponuro.- Jak to? Przecież to trolle.* [przyp.: Bitwa w dolinie Koom jest jedyną znaną w historii, gdzie obie strony zwabiły przeciwnika w zasadzkę.] - zaczął Cuddy.- Cisza! - przerwał im Colon.- Tu stoi.tu stoi, że maszerują.stoi, że maszerują też ulicą Krótką.- Przewrócił kartkę.- Zgadza się?- Trolle w jedną stronę, a krasnoludy w drugą - domyślił się Marchewa.- Takiej parady nie wolno przegapić - mruknął Nobby.- Coś z nią nie tak? - zdziwiła się Angua.Marchewa zamachał rękami.- Ojej.Będzie strasznie.Musimy coś zrobić.- Krasnoludy i trolle dogadują się jak drzewo i ogień - wtrącił Nobby.- Byłaś kiedyś w pożarze, panienko?Czerwona zwykle twarz Golona przybrała barwę bladoróżową.Pospiesznie zapiął pas z mieczem i sięgnął po pałkę.- Pamiętajcie - powiedział jeszcze.- Zachowajcie szczególną ostrożność.- Akurat - burknął Nobby.- Szczególna ostrożność byłaby, gdybyśmy się nie ruszali z komendy.***Żeby zrozumieć, dlaczego krasnoludy i trolle tak się nie lubią, należy się cofnąć daleko w mroki historii.Można ich porównać do kredy i sera.To bardzo dobre porównanie -jedno jest organiczne, drugie nie, ale też trochę pachnie serem.Krasnoludy żyją z tego, że rozbijają kamienie zawierające cenne minerały, a oparte na krzemie formy życia, znane jako trolle, to w zasadzie kamienie zawierające cenne minerały.W warunkach naturalnych godziny dnia spędzają w uśpieniu, nieruchomo - a nie tak powinien się zachowywać kamień zawierający cenne minerały, kiedy w pobliżu są krasnoludy.Krasnoludy zaś nienawidzą trolli, ponieważ kiedy już się znajdzie interesującą żyłę cennego minerału, nie chciałoby się, żeby kamień nagle wstawał i wyrywał komuś rękę tylko dlatego, że ten ktoś akurat walnął go kilofem w ucho.Między krasnoludami a trollami trwała permanentna międzygatunkowa wendeta i jak wszystkie porządne wendety nie potrzebowała już żadnych dodatkowych powodów.Wystarczy, że trwała od zawsze.Krasnoludy nienawidziły trolli, bo trolle nienawidziły krasnoludów.I odwrotnie.Strażnicy przyczaili się w Zaułku Trzech Lamp, mniej więcej w połowie ulicy Krótkiej.Z dala dobiegały trzaski sztucznych ogni.Krasnoludy wystrzeliwały je, żeby odpędzić złe duchy kopalń.Trolle wypuszczały je, bo miały przyjemny smak.- Nie rozumiem, czemu nie pozwolimy im rozstrzygnąć tego między sobą, a potem aresztować przegranych - odezwał się kapral Nobbs.- Zawsze tak robiliśmy.- Patrycjusz się denerwuje z powodu rozruchów etnicznych -wyjaśnił smętnie sierżant Colon.- I robi się sarkastyczny.Wpadła mu do głowy pewna myśl.Uśmiechnął się.- Masz jakiś pomysł, Marchewa?I zaraz wpadła mu do głowy inna myśl.Marchewa był prostym chłopakiem.- Kapralu Marchewa!- Słucham, sierżancie.- Załatwcie tę sprawę, dobrze?Marchewa wyjrzał zza rogu na zbliżające się ściany trolli i krasnoludów [ Pobierz całość w formacie PDF ]