[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ania bowiem zaczęła znowu snuć najcudniejsze marzenia, mimo że tuż obok dniem i nocą kroczyła obawa zaciemniająca te sny.Gilbert miał zwyczaj nazywać siebie starym mężem, na Anię jednak spoglądał zawsze niepewnymi oczami zakochanego młodzieńca.Wciąż jeszcze nie mógł w całej pełni uwierzyć, że należała do niego.Rozmyślał, że może to rzeczywiście tylko sen, cząstka tego cudnego marzenia, jakim był ich domek? Dusza jego wciąż jeszcze na palcach starała się stąpać przed nią, aby, broń Boże, nie spłoszyć cudnego widoku i nie rozwiać marzenia.— Aniu — powiedział z wolna — posłuchaj mnie.Chcę z tobą o czymś pomówić.Ania zwróciła ku niemu swój wzrok, przez ciemnawy, tylko ogniem kominka oświetlony pokój.— O co ci chodzi? — zapytała wesoło.— Wyglądasz ogromnie uroczyście, Gilbercie.Przysięgam, że dziś nic złego nie zrobiłam, spytaj Zuzanny, jeśli nie wierzysz.— To nie o tobie ani o naszych sprawach chcę dziś pomówić.To dotyczy Ryszarda Moore.— Ryszarda Moore? — jak echo powtórzyła Ania, nadsłuchując uważnie.— Dlaczego? Co, na miły Bóg, masz do powiedzenia o Ryszardzie Moore?— W ostatnich czasach bardzo dużo o nim myślałem.Czy przypominasz sobie, jak zeszłego lata leczyłem go z powodu wrzodów na szyi?— Tak, owszem.— Przy tej sposobności zbadałem dokładnie szramy na jego głowie.Zawsze byłem zdania, że choroba Ryszarda jest interesująca z lekarskiego punktu widzenia.Niedawno studiowałem rozprawę o trepanacji czaszki i o wypadkach, w których ona może mieć zastosowanie.Aniu, doszedłem do przekonania, że gdyby Ryszarda umieszczono w porządnym szpitalu i gdyby mu trepanację zrobiono w kilku punktach czaszki, mógłby odzyskać pamięć i zdrowie.— Gilbercie — Ani głos brzmiał nutą protestu — ty nie myślisz o tym na serio?— Ależ naturalnie, że na serio.Zdecydowałem sprawę tę przedstawić Ewie.— Gilbercie Blythe, nie wolno ci tego robić! — gwałtownie krzyknęła Ania.— Ty tego nie zrobisz, nie zrobisz, nie będziesz taki bez serca, przyrzeknij mi, że tego nie zrobisz!— Aniu, dziecko, ależ dlaczego? Nie przypuszczałem, że przyjmiesz w ten sposób moje słowa; bądźże rozsądna!— Nie chcę być rozsądna, nie mogę być rozsądna! Ja… ja właśnie jestem rozsądna! To ty nie zdajesz sobie sprawy ze wszystkiego, Gilbercie.Czy ty pomyślałeś o tym, co by to znaczyło dla Ewy, gdyby Ryszard miał odzyskać rozum? Zastanów się tylko trochę.Ona już teraz dość jest nieszczęśliwa.Ale być opiekunką i pielęgniarką Ryszarda jest tysiąckroć łatwiej dla niej niż być jego żoną.Ja wiem, ja wszystko rozumiem, ale to jest nie do pomyślenia! Nie mieszaj się, proszę cię, do tych spraw — zostaw je, jak są.— I tę stronę zagadnienia gruntownie przemyślałem.Jestem jednak tego zdania, że obowiązkiem lekarza jest stawiać ponad wszystko sprawę zdrowia pacjenta i nie zważać na ewentualne następstwa.Jestem przeświadczony, że lekarz powinien starać się dopomóc Ryszardowi do odzyskania zdrowia ciała i umysłu, o ile istnieje choćby najmniejsza iskra nadziei.— Ale przecież Ryszard nie jest wcale twoim pacjentem!—zawołała Ania starając się inaczej go przekonać.— Gdyby Ewa spytała cię, czy można coś zrobić dla Ryszarda, wówczas miałbyś obowiązek powiedzieć jej, co o tym myślisz, ale mieszać się nie masz prawa.— Wcale nie uważam tego za mieszanie się.Wuj Tomasz dziesięć lat temu powiedział Ewie, że nic nie można zrobić,i ona w to wierzy do dziś.— A czy wuj Tomasz powiedziałby to, gdyby nie był przekonany, że mówi prawdę?! — z triumfem krzyknęła Ania.— Czy on nie wie o tym tyle samo co ty?— Mam wrażenie, że nie, chociaż brzmi to może trochę przesadnie i zarozumiale, ale ty wiesz tak samo jak i ja, że on jest mocno uprzedzony do tych, jak się wyraża, „nowomodnych tendencji wycinania i krajania”.On jest nawet przeciwny operacji ślepej kiszki.— Ma zupełną rację! — zawołała Ania zmieniając front [ Pobierz całość w formacie PDF ]