[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Luthien uśmiechnął się na myśl o tym, jakich to niecnych czynów dopuścił siępierwszy Karmazynowy Cień na terenie Montfort. Robi się pózno zauważyła kobieta stojąca w dalszej części zaułka. Musimy iść, a ty zwróciła się do Siobhan musisz wrócić do domu swego pana.Siobhan kiwnęła głową. Nie wszyscy wywodzimy się z elfów Wysokiego Rodu powtórzyła Luthienowi. Czy to jest zaproszenie? zagadnął Oliver.Siobhan popatrzyła na swych kompanów, którzy po chwili skinęli potakująco głowami. Traktuj to jak zaproszenie powiedziała, patrząc wprost na Luthiena, co pozwoliło mumieć nadzieję, że zaproszenie dotyczy nie tylko przyłączenia się do złodziejskiej szajki. Dlaciebie i dla szanownego Olivera deBurrowsa dodała, chociaż ton jej głosu sugerował, żezaproszenie niziołka, choć uprzejmie sformułowane, przyszło jej do głowy w ostatniej chwili.Luthien spojrzał przez ramię na przyjaciela, który lekko potrząsnął głową. Rozważ to Siobhan powiedziała do Luthiena. Posiadanie wpływowych znajomych dajeliczne korzyści. Po raz ostatni posłała mu roztapiający serce uśmiech, jakby chciała utwierdzićzakochanego młodzieńca w przekonaniu, że chodzi o coś więcej niż tylko złodziejski pakt.Potem, kiwnąwszy głową w stronę odchodzących towarzyszy, ruszyła w kierunkuzaimprowizowanej liny.Luthien nawet nie mrugnął, obserwując jej pełne wdzięku ruchy, Oliver zaś tylko pokręciłgłową i westchnął.Rozdział 19W UZWICONYCH SALACHUdając zainteresowanie, książę Morkney przechylił się do przodu na swym drewnianymkrześle.Z jego pofałdowanej czerwonej szaty wystawały chude łokcie, dłonie zaś spoczywały napotężnym pulpicie.Kilkunastu handlarzy stojących przed władzą mówiło jednocześnie, a w ichchaotycznych wypowiedziach najczęściej pojawiały się dwa słowa: kradzież i KarmazynowyCień.Od kilku tygodni książę Morkney wysłuchiwał tych samych ludzi i ich opowieści naprawdęzaczynały go męczyć. A najgorsze jest to zawołał jeden z kupców, skutecznie zagłuszając resztę że nie mogęzetrzeć tej przeklętej, cienistej plamy z okna! Jak mam reagować na parskanie tych, którzy jąwidzą? Mówię im, że to znak firmowy! Dobrze gada! zgodziło się z nim kilkunastu handlarzy.Morkney uniósł guzowatą rękęi przygryzł wargi, usiłując powstrzymać się od śmiechu. To tylko złodziej i nikt więcej zapewnił kupców. %7łyjemy ze złodziejami od tak dawna,że nie możemy sobie pozwolić, aby denerwowało nas zjawienie się nowego: złodzieja, któryzostawia po sobie ślad. Nie rozumiesz, panie! zaczął błagalnym tonem jakiś kupiec, ale natychmiast zbladłi umilkł, albowiem Morkney zwrócił ku niemu pomarszczoną twarz i spojrzał na niego groznieprzekrwionymi, bursztynowymi oczami. Być może pomagają mu prości ludzie dodał inny kupiec, próbując złagodzić gniewniegodziwego księcia. W czym mu pomagają? odparł sceptycznie Morkney. W kradzieży paru drobiazgów?Sami przyznaliście, że ten złodziej nie jest aktywniejszy od wielu innych, którzy ostatnio waszłupili.A może chodzi tylko o to, że jego wizytówka, jego cienisty wizerunek, rani wasząchorobliwą dumę? Ten krzat na placu. zaczął mężczyzna. Poniesie zasłużoną karę dokończył za niego Morkney.Zauważył spojrzenie kupca z bokupulpitu i skrzywił się. Przecież zależy nam na jak największej liczbie krzatów do pracy,nieprawdaż? zapytał chytrze.Ten argument chyba nieco uspokoił gromadę oskarżycieli. Wracajcie do swoich sklepików nakazał wszystkim Morkney.Odchylił się do tyłui z emfazą wymachiwał swymi kościstymi rękami. Król Greensparrow napomknął, że nieprodukujemy wystarczająco dużo.Moim zdaniem to bardziej palący problem niż jakiśzłodziejaszek albo niedorzeczne cienie, których, jak powiadacie, nie można usunąć. Wyślizgnął się z naszej pułapki usiłował wytłumaczyć jeden z handlarzy.Trzej inni,którzy brali udział w zasadzce przy Alei Rzemieślników, kiwnęli głowami. To zastawcie następną, skoro jest taka potrzeba! warknął Morkney, a jego błyszczące,bursztynowe oczy sprawiły, że czterej sprzymierzeńcy cofnęli się o krok.Ostatecznie kontyngent handlarzy opuścił gabinet księcia, mocno utyskując. Karmazynowy Cień, też mi coś burknął stary czarnoksiężnik, grzebiąc w zwojach, żebyznalezć najnowsze pismo od Greensparrowa.Morkney należał do prastarego bractwaczarnoksiężników, żył w czasach, gdy pierwszy Karmazynowy Cień wywoływał lęk w sercachhandlarzy całego Eriadoru, a nawet Princetown i innych miast północnej Avon.W tej jakżeodległej epoce wiele dowiedziano się o owym mężczyznie, który nigdy nie został schwytany.I teraz miałby powrócić? Morkney uważał takie przekonanie za całkowitą niedorzeczność.Karmazynowy Cień był człowiekiem, i to człowiekiem od dawna nieżyjącym.Bardziejprawdopodobne było to, że jakiś łotrzyk przypadkiem natknął się na magiczną pelerynęlegendarnego złodzieja.Wizytówka mogła być ta sama, ale nie znaczyło to, że używał jej ten samczłowiek. Złodziejaszek mruknął Morkney i parsknął głośnym śmiechem na myśl o torturach, jakiemusiałby znieść ten nowy Karmazynowy Cień, gdyby handlarze w końcu dobrali mu się doskóry. Pracuję sam upierał się Oliver.Luthien patrzył na niego oczami pozbawionymi wyrazu. Sam z tobą! sprecyzował Oliver gniewnym tonem.Stał wyprostowany, w swoimnajlepszym wyjściowym stroju, który uzupełniał ozdobiony piórkiem kapelusz, jakby zawadiakaOliver deBurrows szykował się na przedstawienie. Przynależność do gildii to coś zupełnieinnego ciągnął z kwaśną miną. Czasami musisz oddawać ponad połowę swojego łupui możesz iść tylko tam, gdzie każą ci iść.Ja nie lubię, gdy ktoś mi mówi, dokąd mam pójść!Luthien nie znalazł żadnych przekonujących argumentów.Nawet nie był pewien, czy chcedołączyć do Przecinaczy, nie miał konkretnego wyobrażenia o ewentualnej współpracy.Alewiedział, że chce częściej widywać Siobhan, a jeśli dołączenie do złodziejskiej szajki pomogłobyosiągnąć ów cel, młody Bedwyr był gotowy na takie poświęcenie. Wiem, o czym myślisz rzekł Oliver oskarżycielskim tonem.Luthien westchnął głęboko. W życiu liczy się nie tylko złodziejski fach, Oliverze próbował tłumaczyć. I nie tylkokorzyść materialna.Nie będę się spierał, że dołączenie do Siobhan i jej przyjaciół możezmniejszyć nasze zyski i ograniczyć naszą wolność, ale kto wie, czy nie przyniosłoby to namodrobiny bezpieczeństwa.Widziałeś pułapkę, którą zastawili na nas handlarze. I właśnie dlatego nie powinniśmy się przyłączać do żadnej szajki warknął na niegoOliver.Luthien nie zrozumiał jego argumentu. Dlaczego miałbyś tak strasznie rozczarować swoich wielbicieli? zapytał Oliver. Wielbicieli? Słyszałeś ich odparł niziołek. Wiecznie gadają o Karmazynowym Cieniu i, gdy tylkowymieniają to imię, buzie same im się śmieją [ Pobierz całość w formacie PDF ]