[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślał o tym z nadzieją.Kiedy zbliży się do bramy, na pewno znajdzie jakiś sposób, aby przedostać się na drugą stronę.- Podejdź tu, Żydzie! - usłyszał nagle wołanie strażnika.W ciemności nie widział jego twarzy, ale rozpoznał głos, który należał do.Arama.- Pośpiesz się! - ponaglał go olbrzym.- Panie, pozwól, że ci wytłumaczę.- Samuel czuł, jak ze strachu żołądek podchodzi mu do gardła.- W drodze pękło mi koło i.Aram nie pozwolił mu dokończyć.Chwycił go mocno za kołnierz i uniósł do góry.- Ty żydowski bękarcie! - ryknął.- Guzik mnie obchodzi, że pękło ci koło! O tej porze powinieneś być po tamtej stronie, zrozumiałeś? Czy wiesz, co się teraz z tobą stanie?Samuel potrząsnął przecząco głową.- Pojedziesz na Śląsk.Czeka cię dziesięć lat ciężkich robót w tamtejszych kopalniach.Jesteś zadowolony?- Przecież ja nie zrobiłem niczego złego.- To się okaże - odparł strażnik i uderzył go mocno w twarz.- Idziemy, Żydzie!- Dokąd, panie?- Do policyjnych baraków.Jutro z samego rana zostaniesz przewieziony na Śląsk, z całą resztą swoich zapchlonych ziomków.- Niech mi pan choć pozwoli pożegnać się z ojcem - błagał Samuel, nie mogąc powstrzymać łez.- Szkoda czasu, stary na pewno nie będzie za tobą tęsknił.- Ależ proszę!- Jeszcze jedno słowo, a obedrę cię ze skóry tu, na miejscu.- Ścisnął ramię chłopca i popchnął go w kierunku baraków.“Dziesięć lat ciężkich robót na Śląsku! - myślał przerażony Samuel.- Już nigdy nie ujrzę ojca ani ciotki!”- Niech mnie pan puści!- Lubię, jak zapchlony Żyd błaga mnie o litość - Aram jeszcze mocniej ścisnął jego ramię.- Słyszałeś o Śląsku? Zdążysz dojechać tam jeszcze tej zimy.Ale nie martw się, chłopcze.Głęboko pod ziemią będzie ci ciepło.Dopiero kiedy twoje płuca napełnią się węglowym pyłem, wyrzucą cię na śnieg, żebyś zdechł.Samuel był tak przerażony, że nawet nie zauważył, kiedy zaczął padać deszcz.- Szybciej - ponaglał go strażnik.Krwawa liniaWeszli właśnie na drewniany most.Samuel myślał o Tereni, o swojej rodzinie i umierającym ojcu Izaaka.Narastała w nim złość.Nikt nie miał prawa decydować o jego życiu.Postanowił, że za wszelką cenę musi stąd uciec.Pod ich stopami z szumem płynęła rzeka.Samuel czuł, że natychmiast powinien coś zrobić.Kiedy dotrą do baraków, będzie już za późno.Nie było to jednak takie proste.Strażnik miał broń, a i bez niej mógł z łatwością skręcić mu kark.Z dala, z budynków policyjnych, dobiegały głosy i śmiech.- Szybciej przebieraj nogami, nędzniku - ryknął Aram i chwycił go za kołnierz, ciągnąc brutalnie po wybrukowanej drodze.Samuelowi pozostało zaledwie kilka sekund na podjęcie decyzji.Sięgnął ręką do kieszeni i wyjął garść guldenów, które dyskretnie rozsypał na drogę.Ich brzęczenie przyciągnęło uwagę Arama.- Co to było? - zapytał.- Nic, panie.Strażnik, nie puszczając chłopca, nachyli} się, aby przyjrzeć się leżącym na ziemi metalowym krążkom.- Słusznie robisz, chłopcze, pozbywając się pieniędzy.Tam, gdzie jedziesz, nie będą ci potrzebne.Aram pochylił się jeszcze bardziej i zaczął zbierać połyskujące guldeny.Samuel w jednej chwili znalazł się tuż przy strażniku i chwycił spory kamień, którym zaczął uderzać go w głowę.Aram zawył z bólu, chwiejąc się pod kolejnymi razami.Głowa zaczynała przypominać krwisty befsztyk.Nagle olbrzym wyprostował się i, otwierając szeroko usta, runął na ziemię.Samuel patrzył na leżące ciało Arama, próbując odzyskać równowagę.Musiał uciekać.Groziło mu niebezpieczeństwo dużo większe niż roboty na Śląsku.Za zabicie strażnika torturowano by go, a następnie powieszono na centralnym placu getta.Gorączkowo rozważał możliwość ucieczki gdzieś za granicę.Jednak rozesłano by za nim listy gończe i musiałby się ukrywać do końca życia.Postanowił zrobić inaczej.Z kieszeni spodni Arama wyjął duży klucz, którym otwierano bramę.Potem chwycił strażnika za nogę i, sapiąc z wysiłku, zaciągnął jego ciało na brzeg rzeki.Patrzył, jak ciało powoli stacza się po stromym brzegu i zanurza w kipiącej toni.Chłopiec stał jak zahipnotyzowany, póki ciało nie zniknęło za najbliższym zakrętem.Potem podniósł z ziemi kamień, którym zabił strażnika, i również wrzucił go do rzeki.Nie zwlekając ani chwili dłużej, zawrócił i pobiegł w stronę bramy.Szybko umieścił klucz w zaniku i nie bez wysiłku otworzył ją.Potem wepchnął wóz do środka i zatrzasnął za sobą wrota.Po kilku minutach był już w domu.W pokoju gościnnym zgromadzili się wszyscy mieszkańcy.- Strażnicy puścili cię wolno? - zapytali, przyglądając mu się, jakby był duchem.- Myśleliśmy już, że.- mówił, jąkając się, ojciec.Samuel opowiedział im.co się stało.- O mój Boże - jęknęła ciotka.- Powiesza nas wszystkich [ Pobierz całość w formacie PDF ]