RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy to było przesłanie? - spytał drżącym głosem.- Tak, to było przesłanie.Nie wiem, od kogo, od Pani Wyspy czy od Króla Snów, ale to nie był mój sen, to było coś, co napłynęło do mojej świadomości z zewnątrz.Widziałam ciebie, panie.- Przestań mnie tak nazywać.-.na szczycie Góry Zamkowej, a twoja twarz była twarzą innego Koronala, ciemnowłosego, tego, przed którym żonglowaliśmy w Pidruid, a potem zszedłeś na dół, aby odbyć wielką podróż po wszyst­kich lądach, a kiedy znalazłeś się na południu, w moim rodzinnym mieście Tilomon, oni pojmali cię podczas snu, czymś cię napoili, da­li ci nowe ciało, to, które masz teraz, i wyrzucili potajemnie, aby nikt się nie dowiedział, że pozbawiono cię królewskiej władzy.A ja dotyka­łam ciebie, panie, dzieliłam z tobą łoże i spędzałam z tobą dni, więc w jaki sposób mogłabym teraz uzyskać przebaczenie?- Carabello.?Dziewczyna nadal zakrywała twarz, drżąc na całym ciele.- Popatrz, Carabello! Popatrz na mnie.Potrząsnęła przecząco głową.Wtedy ukląkł przed nią i dotknął ręką jej policzka.Drgnęła, jakby upadła tam kropla żrącego kwasu.Ponowił dotknięcie.- Podnieś głowę - powiedział łagodnie.- Spójrz na mnie.Powoli, nieśmiało spojrzała w jego twarz, tak jak się patrzy w ośle­piające słońce.- Mam na imię Valentine, ale jestem żonglerem, nikim innym.- Nie, panie.- Koronal jest mężczyzną o ciemnych włosach, a moje włosy są złote.- Proszę cię, panie, zostaw mnie w spokoju, boję się ciebie.- Boisz się wędrownego żonglera?- Boję się nie tego, kim jesteś.Jesteś moim przyjacielem i przy­szłam do ciebie, żeby się z tobą kochać.Chodzi mi o to, kim byłeś, pa­nie.Zajmowałeś miejsce w pobliżu Pontifexa i piłeś królewskie wino.Przechadzałeś się po szczycie Góry Zamkowej.Panowałeś nad całym światem.To był prawdziwy sen, panie, bardziej oczywisty i realny niż cokolwiek, co do tej pory widziałam; nie wątpię, że było to przesłanie.Jesteś Koronalem, a ja dotykałam twojego ciała i byliśmy ze sobą bar­dzo blisko.Popełniłam świętokradztwo po tysiąckroć.Teraz czeka mnie śmierć.Valentine uśmiechnął się.- Jeśli nawet byłem Koronalem, to miałem inne ciało, ukochana, a w tym, które obejmowałaś tej nocy, nie ma niczego świętego.Lecz ja nigdy nie byłem Koronalem.Wreszcie spojrzała na niego, a kiedy się odezwała, w jej głosie nie było poprzedniego drżenia.- Nie pamiętasz niczego ze swojego życia przed Pidruid.Nie po­wiedziałeś mi nawet, jak miał na imię twój ojciec, a w to, co mówiłeś o dzieciństwie spędzonym w Ni-moya, sam nie wierzyłeś.Wymyśliłeś też imię swojej matki, prawda?Valentine skinął głową.- Shanamir powiedział mi, że nosisz w sakiewce mnóstwo pienię­dzy, tylko że nie masz pojęcia o ich wartości i próbowałeś zapłacić Liimenowi pięćdziesięciorojalową monetą.Czy to prawda?Znów skinął głową.- Czy nie jest zatem tak, że całe życie spędziłeś na królewskim dworze i nigdy nie brałeś do ręki pieniędzy? Tak mało wiesz, Valentine! Trzeba cię wszystkiego uczyć, tak jak się uczy małe dziecko.- To prawda, z moją pamięcią coś się stało.Ale brak pamięci z ni­kogo nie czyni Koronala.-To, jak żonglujesz, tak naturalnie, jak gdybyś wszystko potrafił, twój krok, twoja postawa, jasność bijąca z twojej twarzy, no i to uczu­cie, którego doświadcza każdy, kto się z tobą styka, że urodziłeś się po to, aby władać.- Naprawdę?- Od czasu, gdy zjawiłeś się pośród nas, o niczym innym nie mó­wiliśmy jak tylko o tym, że musisz być pozbawionym władzy księciem albo diukiem na wygnaniu.No a teraz mój sen nie pozostawia żad­nych wątpliwości, panie.Twarz zbielała jej z napięcia.Na krótką chwilę przezwyciężyła strach, ale teraz drżała ponownie.Ten strach musiał być zaraźliwy, gdyż Valentine sam zaczął się bać.Przemknął go nagły chłód.Czy w tym, co mówiła Carabella, była jakaś prawda? Czy był Koronalem, pomazańcem, którego dotknęły ręce Tyeverasa w samym sercu Labi­ryntu i na szczycie Góry Zamkowej?Usłyszał głos wieszczki Tisany: SPADŁEŚ Z BARDZO WYSOKIE­GO MIEJSCA I TERAZ MUSISZ WSPIĄĆ SIĘ NA NIE Z POWRO­TEM.Niemożliwe.Nie do pomyślenia.A JEDNAK, LORDZIE VALENTINE, WSPINACZKA CIĘ NIE OMINIE I TO WCALE NIE JA KAŻĘ CI TAM WCHODZIĆ.Niemożliwe.I te sny: brat, który chciał go zamordować, a którego on sam zabił, i tamci Koronalowie i Pontifexowie poruszający się w zakamarkach jego duszy, i cała reszta.Czy to możliwe? Niemożliwe.Niemożliwe.- Nie musisz się mnie obawiać, Carabello - rzekł.Zadrżała.Wyciągnął do niej rękę, ale znów odskoczyła, krzycząc: - Nie! Nie dotykaj mnie! Panie.- Carabello, nawet jeśli byłem kiedyś Koronalem - choć brzmi to bardzo dziwnie i niemądrze - nawet jeśli, Carabello, to już nim nie je­stem.Moja dusza nie znajduje się w ciele, na które nałożył ręce Pontifex, i wobec tego to, co zaszło między nami, nie jest świętokradztwem.Kim­kolwiek byłem w życiu poprzednim, teraz jestem żonglerem Valentinem.- Ty nic nie rozumiesz, panie.- Rozumiem tyle, że Koronal jest człowiekiem jak każdy inny, tyl­ko że na nim spoczywa więcej odpowiedzialności niż na każdym innym.Nie posiada jednak cech nadprzyrodzonych i nie można się bać nicze­go poza jego władzą, a tej ja nie posiadam.Jeśli w ogóle kiedykolwiek ją posiadałem.- Nie - zaprzeczyła.- Koronal jest dotknięty najwyższą łaską, raz na zawsze.- Każdy może zostać Koronalem, jeśli ma odpowiednie wykształ­cenie i odpowiedni charakter.Nikt nie jest do takiej władzy specjal­nie stworzony.Koronalowie pochodzą z różnych rejonów Majipooru i z różnych warstw społecznych.- Panie, ty wciąż nie rozumiesz.Być Koronalem oznacza być dotkniętym łaską.Ty rządziłeś, ty przechadzałeś się po Górze Zamkowej, ty zostałeś sukcesorem Lorda Stiamota i Lorda Dekkereta, i Lorda Prestimiona, to twoim bratem był Lord Voriax, to ty jesteś synem Pa­ni Wyspy.A ja mam myśleć o tobie jak o zwykłym mężczyźnie? I mam się ciebie nie bać?Patrzył na nią wstrząśnięty.Przypomniał sobie, co przemknęło mu przez myśl, kiedy stojąc na ulicy ujrzał w pochodzie Lorda Valentine'a, Koronala, i poczuł bi­jącą od niego potęgę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl