RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Coś się zda­rzyło, a dojście do ładu z tym czymś i tak kosztowało go wiele wysiłku.Coś doprowadziło go do wielebnego Martina, a wielebny Martin, pijany czy nie, przekazywał mu konieczną wiedzę i stawiał przed nim cele, które trzeba było osiągnąć.Kiedy podczas jednego z ich niedzielnych spotkań (w telewizji pokazywano ubezdźwięcznioną koszykówkę) David spytał go, co właściwie powinien robić, wielebny Martin odparł po prostu:“Zadaniem nowego chrześcijanina jest spotkać Boga, poznać Boga, zaufać Bogu i kochać Boga.I to nie tak, jak szło się do sklepu z listą zakupów, a potem wrzucało paczki do koszyka.Tu ważna jest kolejność, postęp, jak od arytmetyki do matematyki.Spotkałeś się z Bogiem, i to w sposób dość widowiskowy.Teraz musisz go poznać”.“No, przecież na ten temat rozmawiam” - powiedział David.“Tak.I rozmawiasz z Bogiem.Nadal rozmawiasz z Bogiem, prawda? Nie zrezygnowałeś z modlitwy?”“Nie zrezygnowałem.Ale Bóg rzadko mi odpowiada”.Wielebny Martin roześmiał się i popił z kubka.“Bóg nie jest szczególnie rozmowny, to prawda, ale przynaj­mniej zostawił nam instrukcję obsługi.Moim zdaniem powinieneś do niej zajrzeć”.“Co?”“Biblia” - wyjaśnił wielebny Martin, patrząc na niego znad krawędzi kubka mocno przekrwionymi oczami.Więc David zabrał się do lektury Biblii.Zaczął w marcu, a Apokalipsę (“Łaska Pana Jezusa ze wszystkimi.Amen”.) skoń­czył czytać jakiś tydzień przed wyjazdem z Ohio na wakacje.Pracował nad Biblią, jakby odrabiał lekcje.Co wieczór (wyłącza­jąc soboty i niedziele) czytał dwadzieścia stron, robił notatki, próbował zapamiętać to, co wydawało mu się ważne, omijając tylko te fragmenty, które wielebny Martin radził mu ominąć, przeważnie drzewa genealogiczne.Teraz, kiedy, drżący, stał w celi oblewając się zimną wodą, najżywiej wspominał opowieść o Da­nielu w jaskini lwów.Król Dariusz wcale nie chciał wrzucić tam Daniela, ale jego doradcy jakoś go do tego zmusili.Zawsze zdumiewało go, że w Biblii jest tak dużo polityki.- Masz przestać! - krzyknął Ralph, wyrywając syna z zamyś­lenia.David obejrzał się.W zapadającym szybko zmroku twarz ojca była maską strachu.Oczy miał czerwone od łez.Był tak zdenerwo­wany, że wrzeszczał głosem jedenastolatka w napadzie dziecięcej wściekłości.- Masz przestać! Natychmiast! Słyszysz, co mówię?David bez słowa wrócił do umywalki, by spryskać wodą twarz i włosy.Pamiętał, co poradził Danielowi król Dariusz, kiedy Daniela odprowadzano: “Twój Bóg, któremu tak wytrwale służysz, uratuje cię”.I było coś jeszcze, Daniel powiedział coś następnego dnia, coś o tym, jak Bóg zamknął paszcze lwom.- David! David!Nie obejrzy się.Nie wolno mu się obejrzeć.Nie potrafi znieść widoku płaczącego ojca, ale jeszcze nigdy nie widział (i nie słyszał) go płaczącego w ten sposób.Czuł się strasznie, czuł się tak, jakby ktoś przeciął mu serce na połowy.- Davidzie, masz mi odpowiedzieć! Natychmiast!- Daj sobie spokój, przyjacielu - poradził Marinville.- To ty daj sobie spokój - wtrąciła Mary.- Chłopak drażni kojota.Puściła jego słowa mimo uszu.- Davidzie, co robisz? - spytała.David milczał.Nie była to sprawa z rodzaju tych, które można sobie racjonalnie przedyskutować, nawet gdyby mieli czas na dyskusje, bo wiara nie jest racjonalna.Wielebny Martin powtarzał mu to raz za razem, wbijał mu to do głowy jak jakąś szczególnie ważną regułę ortograficzną, “ó” kiedy w innych formach tego wyrazu lub w wyrazach pokrewnych “ó” wymienia się z “o” lub “e” jak “pióro” - “pierze”, ale nie na początkach wyrazu, z wyjąt­kami, z których najpopularniejszym jest “ósemka”, i ludzie roz­sądni nie wierzą w Boga, to zasada bez wyjątków.“Nie możesz powiedzieć tego z ambony, bo wierni wygnaliby cię z miasta, ale taka jest prawda.Bóg nie ma nic wspólnego z rozsądkiem, wszys­tko z wiarą, zaufaniem.Bóg mówi: »Jasne, zabierz siatkę, a jak już zabierzesz siatkę, możesz równie dobrze zabrać trapez«”.David jeszcze raz nabrał wody w złożone dłonie.Ochlapał sobie twarz i włosy.Głowa.Od głowy zależy, czy uda mu się, czy nie, co do tego nie miał najmniejszych wątpliwości.Głowę miał szerszą niż resztę ciała, a czaszka chyba nie zdoła się ugiąć.Zaczął nacierać się mydłem.Nogom nie poświęcił najmniejszej nawet uwagi, nogi to nie problem.Problem zaczynał się od podbrzusza w górę; David mocno nacierał się mydłem, tak by powstało jak najwięcej piany.Ojciec krzyczał coś, ale nie miał już czasu, by go słuchać.Nie ma wyboru, musi się spieszyć.i nie tylko dlatego, że może stracić ducha, jeśli tylko zawaha się, zacznie myśleć o siedzą­cym pośrodku aresztu kojocie, nie.Chodzi o to, że jeśli mydło wyschnie, nie będzie śliskie i zamiast pomóc, zacznie przeszkadzać.Posmarował sobie szyję, potem twarz i włosy.Z zamkniętymi oczami, nadal ściskając w dłoni kostkę irish spring, podszedł do kraty.Poziomy pręt krzyżował się z pionowymi jakiś metr nad podłogą.Odstęp między poziomymi prętami wynosił co najmniej dziesięć, a być może nawet dwanaście centymetrów.Cele aresztu budowano z myślą o mężczyznach - przede wszystkim z myślą o wielkich górnikach - a nie chudych jedenastolatkach.David nie spodziewał się szczególnych problemów przy próbie wydo­stania się z tej klatki.jeśli nie liczyć głowy.Już, pospiesz się, nie myśl, zaufaj Bogu.Uklęknął, drżący i pokryty zieloną mazią od bioder w górę, i zaczął nacierać mydłem pomalowane na biało pionowe pręty celi, najpierw jeden, potem drugi.Siedzący niedaleko biurka kojot poderwał się na równe nogi.Cichy do tej pory warkot stał się głośniejszy, wyraźnie słyszalny.Żółte ślepia bydlak wlepił w Davida Carvera.Górne wargi pod­winął, obnażając kły w wyrazie nieprzyjemnie przypominającym uśmiech.- Davidzie, nie! Nie rób tego, synku! Oszalałeś?- On ma rację, mały.Ten Marinville stał teraz tuż przy kracie.Mary też.Było to trochę żenujące, lecz pewnie całkiem zrozumiałe, jeśli wziąć pod uwagę, jak zachowywał się ojciec.Nic nie da się na to poradzić.Musi spróbować i musi spróbować już.W celi nie było ciepłej wody; miał wrażenie, że zimna spowoduje szybsze wysychanie mydła.Jeszcze raz przypomniał sobie opowieść o Danielu i lwach.Przyklęknął na kolano, zbierając siły.Niezbyt zaskakujące, biorąc pod uwagę okoliczności.Kiedy król Dariusz przybył następnego dnia, Daniel kwitł.“Mój Bóg posłał swego anioła i on zamknął paszczę lwom - powiedział królowi - nie wyrządziły mi krzywdy, ponieważ On uznał mnie za niewinnego”.Nie był to dokładny cytat, David jednak pamiętał z niego słowo “niewinność”, bo słowo to go fascynowało, brzmiało mu w duszy głośnym echem.Teraz wypowiedział je do istoty, której głos czasami słyszał, tej, której głos nazywał “innym głosem”.- Dostrzeż we mnie niewinność, Boże.Dostrzeż we mnie niewinność i zamknij paszczę tej cholery.Modlę się do Ciebie w imię Jezusa, amen.Odwrócił się bokiem i podparł na ręce, jak Jack Palance robiący pompki na ceremonii wręczenia Oscarów.W ten sposób zdołał przełożyć przez kraty obie stopy jednocześnie.Cofał się teraz, przesunął przez kraty kostki.Kolana, uda.i w tym momencie po raz pierwszy poczuł na skórze ucisk śliskiego od mydła metalu.- Nie! - krzyknęła Mary.- Odczep się od niego, ty cholero! Won, już!Rozległ się stuk, a zaraz po nim brzęk.David obejrzał się; dostrzegł Mary wyciągającą dłonie poza kraty celi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl