[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wypiłem tyle wina, że posłałem Kaptaha, żeby postarał się dla nas o lektykę i umówił się o zapłatę z tragarzami, podczas gdy Horemheb pił dalej, by nabrać odwagi.Tragarze zanieśli nas do świątyni Bastet, a gdy zobaczyli, że przed domem, do którego mieliśmy wejść, płoną pochodnie i lampy, zaczęli głośno kłócić się o zapłatę, aż wreszcie Horemheb uderzył ich parę razy biczem, wtedy umilkli urażeni.Przy wrotach świątyni stały młode kobiety, które uśmiechały się do nas, lecz nie nosiły one królewskiego płótna i miały swoje własne włosy, toteż nie zwracaliśmy na nie uwagi.Weszliśmy do rzęsiście oświetlonego domu.Szedłem pierwszy i nikt nie dziwił się naszemu przybyciu, a uśmiechnięci słudzy lali nam wodę na ręce.Aż na werandę dochodziły wonie gorących potraw, olejków do namaszczania i kwiatów.Niewolnicy przybrali nas kwiatami i weszliśmy do sali, gdyż wino dodawało nam odwagi.Lecz kiedy znalazłem się na sali, nie widziałem nikogo prócz kobiety, która wyszła nam na spotkanie.Była odziana w najcieńsze płótno, tak że członki jej widać było poprzez materiał, jak członki bogów, gdy tak szła ku nam.Na głowie miała ciężką niebieską perukę, a na sobie wiele czerwonych klejnotów.Brwi jej farbowane były na czarno, a pod oczyma miała zieloną szminkę.Lecz jeszcze bardziej zielone były jej oczy, podobne do wód Nilu w letnie upały, i serce moje utonęło w nich, gdyż była to Nefernefernefer, którą ongiś spotkałem w krużganku wielkiej świątyni Amona.Nie poznała mnie, tylko popatrzyła na nas pytająco i uśmiechnęła się do Horemheba, który podniósł swój bicz na znak powitania.Także ów młodzieniec Kefta, Kreteńczyk, spostrzegł Horemheba i podbiegł do niego, potykając się o stołki i objął go nazywając swoim przyjacielem.Na mnie natomiast nikt nie zwracał uwagi i miałem czas przypatrzeć się siostrze mojego serca.Była starsza niż ta, którą nosiłem w pamięci, i oczy jej nie śmiały się już, lecz były twarde jak zielone kamyczki.Oczy jej nie śmiały się, choć śmiały się jej wargi i przede wszystkim patrzyła na złoty łańcuch na szyi Horemheba.Mimo to jednak kolana drżały pode mną, gdy na nią patrzyłem.Ściany sali malowane były przez najlepszych artystów, a pułap wspierał się na kolorowych kolumnach w kształcie lilii.Byli tam jeszcze inni goście.Kobiety mężatki i niezamężne, a wszystkie odziane w królewskie płótno, w perukach i zdobne wielu klejnotami.Śmiały się do mężczyzn, którzy je otaczali, młodych i starych, pięknych i brzydkich, a ci mężczyźni także nosili złote ozdoby i kołnierze ich ciężkie były od złota i drogich kamieni.Nawoływali się i chichotali, a na podłodze walały się poprzewracane dzbany od wina, puchary i podeptane kwiaty.A syryjscy muzykanci grali na swych dźwięcznych instrumentach tak, że nie słychać było tego, co mówiono.Widać wypito tam niemało wina, bo jedna z kobiet poczuła się nagle niedobrze, sługa podał jej naczynie za późno, tak że poplamiła sobie szaty i wszyscy się z niej śmieli.Kefta, Kreteńczyk, uściskał także mnie, smarując mi twarz olejkiem i nazywając mnie swoim przyjacielem.A Nefernefernefer spojrzała na mnie i rzekła:– Sinuhe? Znałam kiedyś pewnego Sinuhe.I on chciał być lekarzem.– Jestem tym samym Sinuhe – powiedziałem patrząc jej w oczy i zadrżałem, gdym spotkał jej spojrzenie.– Nie, nie jesteś tym samym Sinuhe – odparła z gestem zaprzeczenia.– Ten Sinuhe, którego znałam, był młodym chłopcem i oczy jego były czyste jak oczy gazeli.Ty zaś jesteś już mężczyzną i masz męskie obyczaje, a między twoimi brwiami widać dwie zmarszczki i twarz twoja nie jest tak gładka jak jego.Pokazałem jej pierścień z zielonym kamieniem, który nosiłem na palcu, lecz ona potrząsnęła tylko głową, udając zdziwienie, i powiedziała:– Rabuś dostał się do mego domu, gdyż pewnie zabiłeś tego Sinuhe i skradłeś mu pierścień, który kiedyś zdjęłam z palca i dałam mu na pamiątkę naszej przyjaźni.Także imię jego ukradłeś mu, lecz ten Sinuhe, który mi się podobał, już nie istnieje.– Podniosła ręce na znak żałoby.Wtedy gorycz przepełniła mi serce i smutek rozlał się po moich członkach.Zdjąłem pierścień z palca, wręczyłem go jej i rzekłem:– Zabierz więc z powrotem swój pierścień.Zgadzam się na to, aby nie zakłócać twej radości, bo nie chcę cię zranić.Lecz ona powiedziała:– Nie odchodź! – Położyła mi rękę lekko na ramieniu, jak niegdyś, i powiedziała jeszcze raz cicho: – Nie odchodź!A gdy to zrobiła, wiedziałem, że łono jej będzie palić mnie gorzej niż ogień i że nigdy już nie potrafię być szczęśliwy bez niej.Słudzy nalali nam wina i piliśmy, aby rozradować nasze serca, a wino nigdy nie było smakowitsze w moich ustach.Kobieta, której zrobiło się niedobrze, wypłukała usta i napiła się wina.Potem zdjęła z siebie i odrzuciła poplamione szaty, odłożyła też perukę, tak że została całkiem naga.Ścisnęła rękami piersi i kazała sługom lać pomiędzy nie wino i dawała pić każdemu, kto chciał.Chwiejnymi kroki szła przez salę i śmiała się głośno.Była piękna i młoda, i rozpasana.Zatrzymała się także przed Horemhebem podając mu wino z kielicha swych piersi.On zaś schylił głowę i pił, a gdy znowu ją podniósł, twarz jego była mroczna i patrzył kobiecie w oczy, a potem chwycił jej głowę w obie dłonie i pocałował ją.Wszyscy śmiali się nie wyłączając owej kobiety, która jednak nagle zawstydziła się i zażądała nowej szaty.Słudzy odziali ją, a ona włożyła z powrotem perukę na głowę, usiadła obok Horemheba i nie piła już wina.Syryjscy muzykanci grali na swych instrumentach, a ja czułem we krwi gorączkę Teb i wiedziałem, żem się urodził, aby żyć u zachodu świata, i że nic nie ma już znaczenia, bylebym tylko mógł siedzieć obok siostry mego serca i oglądać zieloność jej oczu i czerwień jej warg.W ten sposób z powodu Horemheba spotkałem znowu Nefernefernefer, moją ukochaną, lecz byłoby dla mnie stokroć lepiej, gdybym jej nigdy nie spotkał.Rozdział 5– Czy to twój dom? – spytałem ją, gdy tak siedziała obok mnie i przypatrywała mi się uważnie zielonymi, obojętnymi oczyma.– To mój dom – odrzekła.– A także i goście są moimi gośćmi i co wieczór bywają u mnie, gdyż nie chcę być sama.– Z pewnością jesteś bardzo bogata – powiedziałem i ogarnęło mnie przygnębienie, bo zląkłem się, że nie jestem jej wart.Ale ona zakpiła ze mnie, jakbym był dzieckiem, i odpowiedziała drwiąco słowami z bajki:– Jestem kapłanką, a nie jakąś nędzną kobietą.Czego chcesz ode mnie?Ja jednak nie zrozumiałem, co chciała przez to wyrazić.– A Metufer? – zapytałem, gdyż chciałem wiedzieć wszystko, nawet gdyby mi to miało sprawić ból.Spojrzała na mnie badawczo i lekko zmarszczyła malowane brwi.– Nie wiesz, że Metufer nie żyje? – spytała.– Umarł, bo sprzeniewierzył fundusze, które faraon dał jego ojcu na budowę świątyni.Metufer umarł, a ojciec jego nie jest już królewskim budowniczym.Czyżbyś o tym nie wiedział?– Jeśli to prawda – odparłem i uśmiechnąłem się – mógłbym niemal uwierzyć, że to Amon go ukarał, gdyż urągał jego imieniu.– A potem opowiedziałem jej, jak to kapłan i Metufer pluli posągowi Amona w twarz i myli go śliną, a sami nacierali się świętymi olejkami Amona.I ona też się uśmiechnęła, lecz oczy jej były nadal zimne, a wzrok błądził gdzieś w przestrzeni.I nagle powiedziała:– Dlaczego więc nie przyszedłeś do mnie, Sinuhe? Gdybyś mnie szukał, znalazłbyś mnie na pewno [ Pobierz całość w formacie PDF ]