[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mogłabym ją uratować, mówiła sobie.Jeśli byłabym Kroganką, dotarłabym do niej na czas i żyłaby teraz.Kiedy tylko poczucie winy odchodziło, zaczynała zaraz drżeć ze strachu o męża.Drugiego dnia, o zmroku, mężczyźni powrócili.Z trudem dawało się poznać, że są Kroganami.Ich twarze i szyje były brązowe od brudu, czyste pozostały tylko te części ciała, które płynąc zanurzali w wodzie.Uginali się pod ciężarem trzech ciał, które przynieśli ze sobą.Anatella była pewna, że jedno z nich okaże się zwłokami Omali.Podbiegła do pierwszych noszy, później do drugich, ale nawet ciało leżące na trzecich noszach było zbyt duże, by mogło należeć do jej ukochanej córeczki.— S'Olcarias! — krzyknęła, kiedy zobaczyła twarz trupa.Jego włócznia była złamana, tak jak i włócznie dwóch pozostałych mężczyzn.Kora z drzewa korkowego została owinięta wokół dwóch jej połówek, tworząc nosze, będące zarazem tratwą Anatella uklękła przy nim.Oddarła skrawek spódnicy i spróbowała zetrzeć brud i wodę z jego nieruchomej twarzy, która wydawała się niemal pogodna.Centymetr po centymetrze wędrowała wzrokiem po jego ciele, modląc się, by nie znalazła żadnej rany, by okazało się, że po prostu śpi.Kiedy jednak jej oczy dotarły do pachwiny, zobaczyła ślad ropiejący od trucizny ze szponów Thasa.Zanim jednak trucizna zaczęła działać, S'Olcarias zdążył już umrzeć, gdyż miał przeciętą arterię.— Zrób coś! Potrafisz czynić cuda! Ratuj go! — błagała uzdrowicielkę.Ale ta pokręciła głową i odwróciła się.Matka S'Olcariasa wzięła Anatellę za rękę i zabrała ją stamtąd.Ojciec i córka położeni zostali razem na brzegu wyspy, choć po Omali nie było śladu.Wykonano jednak z trawy i gliny jej podobiznę.Wyspiarze opłakiwali śmierć tych dwojga przez trzy noce.Potem delikatnie odciągnęli Anatellę od ciał i pochowali je w podwodnym grobowcu.Odkąd odeszły dwie osoby, które darzyła największą miłością, Anatella nie mogła znieść widoku wodnych ludzi.Każde spojrzenie na srebrne włosy lub błyszczące w wodzie ciało budziło w niej wspomnienia i ból.W końcu zdecydowała się na wyjazd.Zabrała swych trzech synów i wyruszyła przez góry do kraju ojca.Tamtejsi ludzie pamiętali Anatellę i pomogli jej rozpocząć nowe życie.Dali jej dom oraz trochę żywności i zaproponowali dwóm starszym chłopcom terminowanie u kowala.Wieść o jej powrocie szybko się rozeszła i myśliwi z okolic zaczęli przynosić futra i skóry do garbowania.Dla chłopców życie w wiosce było trudne i dziwne.Anatella musiała przyzwyczaić ich do nowych słów, potraw i zwyczajów.Chociaż tęsknili za domem i przyjaciółmi, bez słowa skargi usiłowali się przystosować.Po prawie dwóch tygodniach pobytu w wiosce Anatella zauważyła w chłopcach zastanawiającą zmianę.Wydawali się szczuplejsi i mniej aktywni.Jedli, ale wcale nie przybywało im na wadze.Spali, lecz budzili się bardziej zmęczeni niż gdy się kładli.Niedługo później zachorował najstarszy syn.Z godziny na godzinę życie umykało z niego, dosłownie usychał i kurczył się w oczach.Anatella wypróbowała każdy lek, jaki znała, jednak bez skutku.Nawet miejscowa Mądra Kobieta nie mogła pomóc.Wkrótce również pozostali chłopcy stali się zbyt chorzy, by się poruszać.Wieśniacy zaczęli unikać Anatelli, bojąc się, że choroba może być zaraźliwa.Nie mając nic do stracenia, załadowała chłopców na wóz i pojechała w kierunku najbliższej rzeki, modląc się w duchu, by udało jej się stamtąd trafić do wodnych ludzi, którzy teraz byli jej jedyną nadzieją.Kiedy zbliżyli się do rzeki, najstarszy chłopiec zakwilił.Anatella ustawiła wóz w cieniu drzewa i podniosła klapę, by wpuścić do środka trochę świeżego powietrza.Najmłodszy dostał drgawek i wypadł z wozu na ziemię z głuchym odgłosem.Anatella próbowała mu pomóc, ale odepchnął ją.Leżał kilka minut, po czym centymetr po centymetrze zaczął zbliżać się do rzeki.Początkowo unosił się na powierzchni zimnej, błękitnej wody.Anatella patrzyła, zdziwiona, jak opuszcza go słabość i wracają mu kolory.Ostrożnie zaczął się ruszać, potem pływać.— Matko! — zawołał.— Woda!Wyszła mu na spotkanie, po czym objęła go, odgarnęła mokre włosy z jego twarzy i całego obcałowała.Syn odwzajemnił się zapierającym dech uściskiem.Śmiejąc się wyszli na brzeg i pobiegli do wozu.Razem przenieśli pozostałych chłopców do życiodajnej wody.Anatella uświadomiła sobie, że jej synowie odziedziczyli po ojcu nie tylko kolor włosów i oczu.Wodni ludzie nie mogli żyć bez wody dłużej niż kilka godzin.Chłopcy — dłużej niż kilka tygodni.Rodzina przeprowadziła się bliżej rzeki, ale wiosną, gdy słońce odbijało się w wodzie i przypływali Dontowie, Anatellę zaczęły dręczyć wyrzuty sumienia, gdyż wciąż nie była w stanie uwierzyć, że już na zawsze utraciła męża i tak drogie jej dziecko.Chłopcy, żywiąc nadzieję, że im dalej będą od domu na wyspie, tym lepiej będzie się czuła ich matka, każdego roku zarządzali przeprowadzki wzdłuż koryta rzeki.Patrzyli jak Anatella podupada na zdrowiu, a jej uroda przemija, gdy wiedzie życie rozdarta pomiędzy swymi straconymi ukochanymi i żyjącymi synami.W końcu, po dziesięciu latach uciekania od wspomnień, nie mogli już przeprowadzać się dalej.Znaleźli się nad brzegiem morza.— Widzieliście Dontów? — spytała matka pewnego wieczoru.— Widzieliście, jak wracają?Przez lata widok Dontów przepełniał jej serce bólem.Teraz zaczęła z ochotą o nich rozprawiać.Jej synowie popatrzyli na siebie zdziwieni, nim odpowiedzieli twierdząco na jej pytanie.— W waszych żyłach płynie krew waszego ojca — powiedziała im.—I pewnego dnia możecie się znaleźć tam, tańcząc w falach.— Jeśli ta opowieść jest prawdziwa.— Jeśli? JEŚLI? — spytała.— Spójrzcie tam tylko.Spójrzcie na Dontów.Nie dostrzegacie ich? Tam, w falach! Nie widzicie dużego z małą zawsze u boku? Nie widzicie jak dokazują razem, zupełnie jak.zupełnie jak.Chłopcy wymienili spojrzenia, po czym najmłodszy chwycił ją za dłonie.— Tak, mamo, widzimy.Oni są wciąż z nami.— Czy nie rozumiecie? — wyszeptała.— Nie dostrzegacie tego? Byłam wyrzutkiem.Nie mogłam stać się jedną z nich nawet poprzez małżeństwo.Nie umiałam nawet uratować swojej własnej córki [ Pobierz całość w formacie PDF ]