RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był nim Symonia.- Myślałem.- Nie działało — stwierdził z goryczą Symonia.- Czy na pewno.- Zrobiliśmy wszystko, jak należy.Coś musiało się zepsuć.- To pewnie ta stal, którą tu robią - domyślił się Urn.- Ośki przekładni.- Nie ma to już znaczenia.Smętny ton głosu sprawił, że Urn podążył wzrokiem za spoj­rzeniami gapiów.Przed świątynią stał inny żelazny żółw - prawdziwy model żół­wia, ustawiony na czymś w rodzaju otwartej kratownicy z metalo­wych prętów.Dwóch inkwizytorów rozpalało na niej ogień.A do skorupy żółwia leżał przykuty.- Kto to?- Brutha.-Co?- Nie wiem, jak do tego doszło.Uderzył Vorbisa albo go nie uderzył.Albo coś.W każdym razie go rozwścieczył.Vorbis natych­miast przerwał ceremonię.Urn przyjrzał się Vorbisowi z daleka.Diakon nie został jeszcze cenobiarchą, więc nie był ukoronowany.Między iamami i biskupa­mi, stojącymi niepewnie na otwartej przestrzeni, błyszczała w świe­tle poranka jego łysa głowa.- No to ruszajmy - powiedział Urn.- Ruszajmy gdzie?- Możemy wbiec na schody i go uratować.- Ich jest więcej niż nas - zauważył Symonia.- A czy nie zawsze tak było? Przecież to nie jest tak, że magicz­nie zrobiło się ich więcej niż nas, ponieważ złapali Bruthę.Prawda? Symonia chwycił go za ramię.- Pomyśl logicznie, dobrze? - rzekł z naciskiem.-Jesteś prze­cież filozofem.Spójrz na ten tłum! Urn spojrzał na tłum.- I co?- No, to im się nie podoba.- Symonia odwrócił się.— Posłu­chaj.Brutha i tak umrze.Ale w ten sposób coś przez to osiągnie.Ludzie nie rozumieją tak naprawdę, o co chodzi z kształtem świa­ta i całą resztą.Ale zapamiętają, co Vorbis zrobił człowiekowi.Zga­dza się? Możemy ze śmierci Bruthy uczynić symbol dla ludu.Nie rozumiesz?Urn patrzył na daleką postać rozciągniętą na żółwiu.Brutha był nagi, tylko w przepasce biodrowej.- Symbol? - powtórzył Urn.W gardle mu zaschło.- Musi nim być.Urn przypomniał sobie, jak Didactylos twierdził, że świat jest zabawny.I rzeczywiście, pomyślał odruchowo.Naprawdę jest zabaw­ny.Tu ludzie zamierzają usmażyć kogoś żywcem, ale pozostawiają mu opaskę biodrową - dla przyzwoitości.Trzeba się śmiać.Inaczej człowiek by zwariował.- Wiesz co? - powiedział, odwracając się do Symonii.- Teraz nabrałem pewności, że Vorbis jest zły.Spalił moje miasto.No cóż,Tsortianie też to robią od czasu do czasu, a my palimy ich miasta.To po prostu wojna.Element historii.Vorbis kłamie, oszukuje i zgar­nia władzę dla siebie, lecz wielu ludzi także to robi.Ale wiesz, co w nim jest wyjątkowego? Wiesz, co takiego?- Oczywiście - odparł Symonia.- To, co robi z.- To, co zrobił z tobą.- Co takiego?- Zmienia innych ludzi na swój obraz.Uścisk Symonii był jak imadło.- Sugerujesz, że jestem taki jak on?- Kiedyś mówiłeś, że chętnie byś go zabił - powiedział Urn.-A teraz myślisz jak on.- Więc mamy zaatakować? - spytał Symonia.-Jestem pewien.no, może czterystu ludzi jest po naszej stronie.Daję sygnał i kilka setek naszych rusza do ataku na ich tysiące? On ginie i tak, a my też giniemy? Jaka to różnica?Twarz Urna aż poszarzała z grozy.- Chcesz powiedzieć, że nie wiesz? - wyszeptał.Kilka osób z tłumu obejrzało się na nich z zaciekawieniem.- Nie wiesz? — powtórzył Urn.***Niebo było niebieskie.Słońce nie wzeszło jeszcze dosta­tecznie wysoko, by zmienić się w typową dla Omni mie­dzianą misę.Brutha znowu odwrócił głowę w stronę słońca.Wyszło o swoją szerokość ponad horyzont, chociaż - jeśli teorie Didactylosa o pręd­kości światła były poprawne - słońce naprawdę zachodziło tysiące lat w przyszłości.Przesłoniła je głowa Vorbisa.- Gorąco ci już, Brutho? - zapytał diakon.- Ciepło.- Będzie cieplej.W tłumie nastąpiło jakieś zamieszanie.Ktoś krzyczał.Vorbis nie zwrócił na to uwagi.- Nic nie masz do powiedzenia? - zapytał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl