[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Myślałem, że pierwowzór walkmana.- Jak wyrzucisz czapkę, może być- oceniła Kirsty.- Bo w niej dopiero zaczynasz się od nosa.Yo-less, co ty, na litość boską, masz na sobie?- Obaj z Bigmakiem poszliśmy do tego sklepu na Wallace Street, gdzie sprzedają kostiumy teatralne.-Yo-less nieco nerwowo przestąpił z nogi na nogę.- No i to żeśmy wybrali.Yo-less miał szerokoskrzydły kapelusz, buty, na których zmieściłaby się opona samochodowa, i ciasne spodnie.Przynajmniej to, co z nich było widoczne, było ciasne.- A to na wierzchu, to co? - spytał Johnny, nie ukrywając niesmaku.- Płaszcz, a co ma być?! - zaniepokoił się Yo-less.- Może i płaszcz, ale dlaczego czerwony? - spytała ze zgrozą Kirsty.- Jako kolor maskujący jest wręcz idealny: na pewno nikt cię nie zauważy.A te spodnie wkładałeś na mokro czy na tłuszcz?- Sprzedawca twierdził, że to strój z tego okresu - zaprotestował Yo-less.- Dla saksofonisty albo innego handlarza żywym towarem - mruknął Johnny.- Fakt, że nigdy cię w czymś podobnym nie widziałem.- Dlatego to jest przebranie - poinformował go radośnie Yo-less.Kirsty przyjrzała się dokładniej ostatniemu uczestnikowi wycieczki i słowa uwięzły jej w gardle.- Bigmac, możesz mi powiedzieć, dlaczego mam wrażenie, że czegoś nie zrozumiałeś? - spytał niezwykle spokojnie Johnny.- Mówiłem mu! - jęknął Yo-less.- Ale nie słuchał.- Ten w sklepie zaklinał się, że nosili to w czasie całej wojny - oburzył się Bigmac.- No to w czterdziestym pierwszym też, nie?- Owszem.- Kirsty odzyskała zdolność mowy.- Ale nie sądzisz, że ludzie mogą zauważyć, że to niemiecki mundur?- Naprawdę? - Bigmac był wstrząśnięty.- Myślałem, że Yo-less sobie jaja robi.Przecież oni mieli swastyki i inne takie.- To gestapo.A ty sobie wybrałeś najpopularniejszy uniform szeregowego Wehrmachtu.To była ich armia i co jak co, ale ten mundur wszyscy znają!- To co miałem zrobić? Poza tym były tylko kolczugi!- Zostaw kurtkę i hełm, reszta wygląda jak w każdym innym mundurze, może nie zauważą.- A tak w ogóle dlaczego założyłaś futro? - zdziwił się Johnny.- Jeszcze jest całkiem ciepło, a poza tym zawsze twierdziłaś, że noszenie skór martwych zwierząt to odmiana morderstwa.- No, ale ona zawsze to mówi tylko starym babom w kosztownych futrach - mruknął Bigmac.- Żadnemu motocykliście jeszcze uwagi nie zwróciła, a łażą w skórach, no nie?- Dokładnie sprawdziłam.- Kirsty zignorowała go, poprawiając torebkę i kapelusz.- To strój z epoki.- A te wypchane bary jak u zapaśnika?- Tak wypchane ramiona były wtedy szczytem mody.- W drzwiach się mieścisz czy musisz przechodzić bokiem? - zainteresował się Yo-less.- Może skończylibyśmy już z tymi złośliwościami?- Spokoju mi nie daje to, co powiedział stary Wobbler o tym, że żeby go zabrać z powrotem, musimy coś właściwie zrobić - powiedział Yo-less.- Co zrobić?! I co to jest „właściwie”?- Będziemy musieli się dowiedzieć - stwierdził rozsądnie Johnny.- Nie mówił, że to będzie łatwe.- Dobra, może byśmy się już wzięli do roboty? -zaproponował Bigmac, otwierając drzwi.- Brakuje mi Wobblera.- Dlaczego? - zainteresowała się Kirsty.- Bo nie umiem pluć prosto - warknął zły nagle Bigmac.Zziajam amatorzy kondycji w wieku emerytalnym dawno już wytoczyli się do domów, toteż bez problemów ustawili wózek na środku podłogi.Śpiący na workach Guilty nawet nie otworzył oka.- Hmm.to nie są czary? - upewnił się Yo-less.- Wątpię.To pewnie tylko bardzo, bardzo dziwna nauka - odparł Johnny.- To dobrze.eee, a jaka jest różnica?- Yo-less, kogo to obchodzi? - jęknęła Kirsty.- Do roboty!Guilty zaczął mruczeć.Johnny ujął worek, który zdawał się drgać w jego uchwycie, i ostrożnie go rozwiązał.Skoncentrował się.Tym razem było łatwiej - poprzednio został po prostu wciągnięty niczym korek płynący z prądem w rurę kanalizacyjną.Teraz wiedział, dokąd się udaje, i czuł czas.Umysły bowiem przesuwały się w czasie, worki zaś były niezbędne, by umożliwić ten ruch ciałom.Właśnie tak, jak mówiła pani Tachyon.Lata wpadły do worka niczym woda po wyjęciu zatyczki ze zlewu.Z pomieszczenia - można by rzec -wyssało czas.a potem były w nim ławki i zapach wypastowanej świętości.I Wobbler obracający się z otwartą gębą.-.co?!- W porządku, to my - uspokoił go Johnny.- Dobrze się czujesz? - spytał równocześnie Yo-less.Wobbler może nie był najbystrzejszy w okolicy, ale przyglądając im się, natychmiast nabrał dziwnych podejrzeń, co było wyraźnie widać po jego minie.- Co jest? - spytał równie podejrzliwym tonem.-Co mi się przyglądacie, jakby mi róg na czole wyrósł? I po coście się tak poprzebierali? Dlaczego Bigmac się wystawił w niemiecki mundur?- Widzisz? - ucieszył się Yo-less.- Mówiłem ci, to nie chciałeś słuchać!- Wróciliśmy po ciebie - odezwał się Johnny.- Poza tym wszystko w porządku.- Jasne, że w porządku - zawtórował mu Bigmac.- Słuchaj: nie czujesz się przypadkiem.stary?- Po pięciu minutach? - zdziwił się Wobbler.- Coś ci przyniosłem.- Bigmac wyjął z kieszeni coś prostokątnego, w miarę płaskiego i zdecydowanie sfatygowanego.Niemniej było to jedyne aktualnie istniejące na ziemi pudełko ze styropianu.Wewnątrz zaś był big Wob.ze wszystkim.- Rąbnąłeś go? - zainteresował się Yo-less.- Nie, zaoszczędziłem.Ten stary mówił, że nie będzie go jadł, to by się zmarnowało, nie? A poza tym to w końcu jego, nie? Czyli można powiedzieć, że.- Chyba nie zamierzasz tego zjeść? - spytała pospiesznie Kirsty.- Jest zimny, tłusty i był u Bigmaca w kieszeni kurtki, diabli wiedzą jak długo i w jakim towarzystwie.Wobbler uniósł wieko.- Zjadłbym go, nawet gdyby go żyrafa oblizała-oznajmił stanowczo.I ugryzł.- Niezłe! Skąd to? - Obejrzał pudełko i sprecyzował: - Co to za stary pryk z brodą?- A, jakiś tam pryk - zbagatelizował Johnny.- Taak, nic o nim nie wiemy.Zupełnie - zawtórował mu Bigmac.Wobbler przyjrzał się im podejrzliwie.- O co tu chodzi? - spytał równie podejrzliwie.- Nie mogę ci teraz wytłumaczyć - westchnął Johnny.- Chwilowo zablokowało cię tutaj.hmm, no, coś poszło nie tak.no.jest jakiś hak.- Jaki hak?- Hmm.duży.Wobbler przestał jeść: sprawa była poważna [ Pobierz całość w formacie PDF ]