[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim uniosły się do końca, Earl wrzucił wsteczny bieg i ruszył tyłem ze sporym przyspieszeniem, chociaż miał ledwie parę cali luzu.Laura spodziewała się, że uderzą w drzwi, ale samochód gładko wyśliznął się z garażu i odjechał od domu na wstecznym biegu z dużą szybkością.Zwolnił na styku podjazdu z ulicą, ale niewiele.Earl skręcił kierownicę mocno w prawo, żeby ustawić się przodem do długiego zjazdu ze wzgórza.FBI w swojej fałszywej telefonicznej furgonetce jeszcze nie zareagowało.Earl przydepnął hamulce, wrzucił przedni bieg i docisnął gaz.Opony zapiszczały i samochód jakby przykleił się do jezdni, ale zaraz skoczył naprzód po ciemnej, spadzistej ulicy.Dwie przecznice dalej Earl zerknął we wsteczne lusterko 1 oznajmił:- Jadą.Laura spojrzała przez tylną szybę i zobaczyła, że furgonetka właśnie rusza od krawężnika.Earl przydusił hamulce, obrócił kierownicę ostro w prawo i honda z poślizgiem skręciła za róg.Na następnym skrzyżowaniu skręcił w lewo, potem znowu w prawo, kluczył i lawirował przez spokojną willową dzielnicę, wreszcie wyjechał z Sherman Oaks na krawędź doliny, przez grań do kanionu Benedict, po zalesionych zboczach, przez ciemność w stronę odległych świateł Beverly Hills i Los Angeles.- Zgubiliśmy ich - rzucił uszczęśliwiony.Laura nie doznała ulgi.Nie wierzyła, że mogą zgubić swojego nieludzkiego wroga - niewidzialne To - równie łatwo jak furgonetkę FBI.25Dan uważnie obserwował Reginę i próbował wymyślić, w jaki sposób zmusić ją do mówienia.Wydawała się tak uległa, że z pewnością mógł ją nagiąć do swoich celów, gdyby tylko wiedział, gdzie i jak nacisnąć.Regina przestała już obgryzać kostki dłoni.Teraz wsadziła kciuk do ust i ssała go delikatnie.Przybrała pozę tak prowokacyjną - niewinność oczekująca sprofanowania - że Dan miał pewność, iż nauczył ją tego Hoffritz.Zaprogramował ją do tego? Lecz ssanie kciuka wyraźnie przynosiło jej ulgę; rozdzierająca duchowa udręka kazała jej szukać pociechy w najprostszych, najbardziej infantylnych rytuałach uspokojenia.Odkąd włożyła kciuk do ust, przestała siedzieć wyprostowana jak dama.Teraz skuliła się w kącie sofy.Dekolt peniuaru rozchylił się, ukazując głęboki, gładki, ocieniony rowek między piersiami.Dan doskonale wiedział, jak nakłonić ją do mówienia, ale nie miał ochoty robić takich rzeczy.Wyjęła na chwilę kciuk z ust i powiedziała:- Nie mogę panu pomóc.Naprawdę nie mogę.Pójdzie pan teraz? Proszę.Nie odpowiedział.Wstał z fotela, podszedł do stolika i stanął nad Reginą, mierząc ją surowym wzrokiem.Nie podniosła głowy.Ostro, niemal szorstko rozkazał:- Spójrz na mnie.Spojrzała na niego.Drżącym głosem, jakby nie spodziewała się spełnienia prośby, powtórzyła:- Pójdzie pan teraz? Proszę.Pójdzie pan?- Odpowiesz na moje pytania, Regino - oświadczył Dan z groźbą w głosie.- Nie będziesz kłamać.Jeśli nie odpowiesz albo jeśli mnie okłamiesz.- Uderzysz mnie? - zapytała.Nie miał już do czynienia z kobietą, tylko z chorą, żałosną, zagubioną istotą.Ale nie przerażoną.Perspektywa bicia nie wzbudziła w niej strachu.Wręcz przeciwnie.Regina była chora, żałosna, zagubiona - i głodna.Głodna podniecającego bicia, spragniona rozkosznego bólu.Dan stłumił odrazę i postarał się przybrać jak najzimniejszy ton głosu.- Nie uderzę cię.Nie dotknę cię.Ale powiesz mi, co chcę wiedzieć, ponieważ teraz tylko po to istniejesz.Oczy jej zabłysły dziwnym światłem, jak u zwierzęcia napotkanego nocą.- Zawsze robisz to, czego od ciebie żądają, prawda? Spełniasz oczekiwania innych.Oczekuję, że będziesz ze mną współpracowała, Regino.Chcę, żebyś odpowiedziała na moje pytania, i odpowiesz, ponieważ tylko do tego się nadajesz.do udzielania cholernych odpowiedzi.Spojrzała na niego wyczekująco.- Spotkałaś kiedyś Ernesta Andrew Coopera? -Nie.- Kłamiesz.- Czyżby?Powściągając narastające współczucie i litość, jakie wobec niej odczuwał, Dan przybrał jeszcze bardziej lodowaty ton i wzniósł pięść nad jej głową, chociaż nie zamierzał jej uderzyć.- Czy znasz Coopera?Nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się w wielką pięść z perwersyjnym uwielbieniem, którego nie mógł wytrzymać.Pod wpływem nagłej inspiracji udał gniew, którego nie odczuwał.- Odpowiadaj, ty dziwko!Drgnęła na tę obelgę, ale nie wydawała się zdziwiona ani urażona.Drgnęła tak, jakby przeszedł ją dreszcz rozkoszy.Nawet drobna słowna zniewaga stanowiła klucz, który ją otwierał.Przywierając wzrokiem do jego pięści, powiedziała:- Proszę.- Może.- Spodoba się panu.- Może.jeśli mi powiesz, co chcę wiedzieć.Cooper.- Nie mówią mi nazwisk.Znałam jednego Erniego, ale nie wiem, czy to był Cooper.Dan opisał nieżyjącego milionera.- Tak - potwierdziła, wpatrując się na zmianę w jego pięść i w oczy.- To był on.- Willy cię z nim poznał? -Tak.- A Joseph Scaldone?- Willy.przedstawił mnie mężczyźnie imieniem Joe, ale jego nazwiska też nie znałam.Dan opisał Josepha Scałdonego.Kiwnęła głową.- To on.- A Ned Rink?- Chyba nigdy go nie spotkałam.- Niski, przysadzisty, raczej brzydki.W trakcie tego opisu zaczęła kręcić głową.- Nie.Nigdy go nie spotkałam.- Widziałaś szary pokój?- Tak.Śni mi się czasami [ Pobierz całość w formacie PDF ]