[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cel skręca w lewo.- Doskonale - odparł Szkot Claggett.- Panie Pitney, proszę przejąć centralę.- Tak jest! Przejmuję centralę - odpowiedział mu nawigator.Pierwszy oficer przeszedł do przedziału hydrolokatora.Ożywiła się też ekipa namiaru, gotowa zrewidować swoje obliczenia.- O, dokładnie tutaj.- Operator postukał ołówkiem w ekran.- Poszerzyła się sylwetka echa.Centrala, tu sonar, nowy kurs jeden siedem zero, cel zakręca w lewo.Emisja akustyczna bez zmian, przypuszczalna prędkość celu bez zmian.- Dobrze, dziękuję.Śledzony okręt robił już trzeci zwrot z rzędu.Obliczenia Claggetta sprawdziły się: Rosjanin rzeczywiście przeszukiwał cały akwen, metodycznie, starannie i bardzo przemyślnie.Dokładnie w ten sam sposób okręty typu 688 poszukiwały podwodnych jednostek radzieckich.Odstęp między każdym kolejnym schodkiem wynosił każdorazowo trzydzieści siedem tysięcy metrów.- Panie pierwszy, ta ich nowa pompa reaktora to cudo! - zauważył operator.- Maszyna chodzi teraz tak cichutko, że nie wiem, a przecież namiar mówi, że skubaniec sunie dziesięć węzłów.- Jeszcze parę lat i będziemy mieli z nimi kłopot- Echo, echo! Mechaniczne echo od Sierra-16, nowy kurs jeden sześć cztery, cel nadal skręca w lewo.Prędkość be-zet.- Bosman zakreślił punkt na ekranie, oznaczający nowy dźwięk.- Muszą się dużo nauczyć, zanim nam zaczną wchodzić w paradę.- Nowa odległość od celu czterdzieści trzy tysiące metrów.- Panie Pitney, trzeba się trochę odsądzić.Zróbmy zwrot w prawo - rozkazał pierwszy oficer.- Tak jest.Sternik, ster pięć stopni w lewo, docelowy kurs dwa zero cztery.- Zaczynają następny schodek? - zapytał komandor Ricks, wchodząc do pomieszczenia hydroakustyków.- Właśnie.Regularnie jak w zegarku, komandorze.- Metodyczne skurwysyny, co?- Zrobili zwrot z dwuminutowym odchyleniem od naszych obliczeń -odpowiedział tylko Claggett.- Dałem rozkaz, żeby trzymać odległość.- I bardzo dobrze - skwitował rzecz Ricks, który zasmakował już w łowach.Na pokładzie podwodnego niszczyciela nie był od czasu swojego pierwszego rejsu, gdzie płynął w charakterze zastępcy szefa sekcji, toteż od piętnastu lat nie bawił się w berka z Rosjanami.Dotychczas, ilekroć wykrył pod wodą obecność radzieckiego okrętu, nieodmiennie zwalniał na tyle, by obliczyć kurs przeciwnika, po czym robił od tego kursu prostopadły zwrot i odrywał się do chwili, kiedy echo na ekranie hydrolokatora nie zmieniło się na powrót w szum.Podwodne łowy z biegiem czasu zmieniły, oczywiście, charakter.Przede wszystkim gra nie była już taka łatwa.Rosjanie nauczyli się budować cichsze okręty, co jeszcze kilka lat temu mogło tylko denerwować, lecz obecnie przeradzało się w poważne zagrożenie.Kto wie, czy nie okaże się konieczna zasadnicza zmiana założeń.- Panie pierwszy! Wie pan, co będzie, jeżeli nasza taktyka zacznie obowiązywać w całej flocie?- Co pan przez to rozumie, komandorze?- Rozumiem tyle, że ponieważ Iwan robi się coraz cichszy, nasz sposób może się okazać lepszy niż inne.- Że jak? - Claggett nadal ni w ząb nie pojmował myśli Ricksa.- Jeżeli usiądzie się komuś takiemu na ogonie, przynajmniej wiadomo, gdzie jest.Można nawet wypuścić boję radionawigacyjną i wezwać na pomoc samoloty, żeby go wykończyły.Niech się pan sam nad tym zastanowi.Rosjanie będą pływać coraz ciszej.Jeżeli odrywamy się natychmiast po wykryciu przeciwnika, skąd wiadomo, że znowu się na niego nie natkniemy? Wynika z tego, że lepiej popłynąć za nim i mieć go na oku, rozumie się, z bezpiecznej odległości.- Bo ja wiem, komandorze? Wszystko niby się zgadza, ale co będzie, jeżeli faceci zorientują się, gdzie jesteśmy, albo zwyczajnie zawrócą i ruszą na nas całym pędem?- Słuszna uwaga.Powiedzmy, że będziemy ciągnąć nie bezpośrednio za nimi, tylko trochę z boku.W ten sposób uniknie się przypadkowych spotkań.Logiczne jest, że w obronie robi się zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, ale ile można macać dookoła na ślepo?Chryste Panie, ten człowiek zaraz spisze na kolanie cały regulamin wojny podwodnej.- Sir, proszę mnie powiadomić, jeżeli OP-02 kupi taki pomyśl.- Zamiast wlec się tuż za rufą, będę sunął za nim od północnej ćwiartki.W ten sposób polepszymy sobie nasłuch, a poza tym tak będzie bezpieczniej.Claggett pomyślał, że przynajmniej ta ostatnia decyzja ma sens.- Jak pan rozkaże.Mam się trzymać na czterdziestu ośmiu tysiącach metrów?- Tak, ostrożność nie zawadzi.Zgodnie z przewidywaniami, druga śnieżyca okazała się niegroźna.Przyprószyła tylko śnieżnym puchem (Hosni dowiedział się już, jak nazywa się taki opad) samochody i parking.Nie było się czym przejmować, choć w Libanie o podobnej zawiei opowiadano by przez całe lata.- Może byśmy coś zjedli? - zaproponował Marvin.- Nie znoszę pracować, jak mi burczy w brzuchu.Indianin znów zaimponował Ibrahimowi.Ani śladu nerwowego napięcia.Albo taki dzielny, albo.to drugie.Hosni zastanowił się głęboko.Russell bez mrugnięcia okiem zabił greckiego policjanta, porachował kości instruktorowi walki wręcz, udowodnił, jak celnie strzela, a kiedy odkopywali izraelską bombę, nie okazywał cienia strachu.Arab doszedł do wniosku, że w Russellu tkwi jakaś skaza.Indianin nie wiedział, co to strach, tacy zaś ludzie nie są normalni.Zamiast powściągać własny lęk, jak uczą się tego żołnierze, Russell po prostu się nie bał.Czy udawał brak lęku, by zaimponować innym? Czy też rzeczywiście nie wiedział, czym jest strach? Chyba naprawdę nie wiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]