RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zareagował insty nktownie, bez namy słu.Szy bki strzał z grzy wki posłał tamtego na ceglanąpodłogę.Przy sporej różnicy wzrostu uderzenie sięgnęło nie czoła ani nasady nosa, ty lkopodbródka i szczęk, a że by ło niespodziewane i mocne& Nawet o ty m nie my śl!  Pamiętający podniósł ostrzegawczo rękę, widząc, że pilnującydrugiego przejścia chłopak sięga do pasa po nóż.To wy starczy ło. Luzik  mruknął tamten, cofając dłoń i prostując plecy.Dry blas wciąż zwijał się na ziemi, trzy mając obie dłonie przy zakrwawiony ch ustach.Jęczał,jakby miał zaraz urodzić.Nauczy ciel pochy lił się nad nim, odciągnął jedną z rąk.Ochroniarzskulił się, jakby przeczuwał, że zaraz dostanie kolejne baty.My lił się, jego przeciwnik chciał ty lkoocenić skutki uderzenia.W na wpół rozchy lony ch ustach, pomiędzy opuchnięty mi, popękany miwargami zobaczy ł dziurę po górnej lewej jedy nce i ułomek prawej.Dwójki za to by ły mocnoprzekrzy wione; wątpliwe, aby zdołały się utrzy mać w dziąśle, gdy właściciel spróbuje jewy prostować.  Starzeję się  stwierdził Nauczy ciel, celowo podnosząc głos, by ten drugi także go usły szał. Kiedy ś wy bijałem takim strzałem co najmniej sześć, a by wało, że i nawet osiem zębów.Gdy podniósł nogę, leżący znowu się skulił, ale nie poczuł kolejnego ciosu, bo ten nienadszedł.Człowiek, który go powalił, ruszy ł dalej, pogwizdując melodię dobiegającą zza kolejnejkotary.Iry tacja przeradzała się niemal naty chmiast w trudny do pohamowania gniew, potrzebęwy ładowania złości na ty m, kto się pierwszy nawinie.Tak Nauczy ciel  a w zasadzie jeszczeDuch  reagował dawno temu, w czasach, kiedy razem z podobny mi sobie by ły mi żołnierzamipacy fikował enklawy należące do Pasów i Dresów.Potem na niemal piętnaście lat stał sięprzy kładny m ojcem i wzorowy m oby watelem enklawy leżącej trzy kilometry za napisem Koniec Zwiata.Wiodąc spokojny ży wot, miał nadzieję, że tamten okres ży cia to już przeszłość,ale wy starczy ło zaledwie kilka nerwowy ch ty godni, by tłumione latami insty nkty znów wzięłynad nim górę, jakby by ł na nie skazany, jakby to by ł jedy ny prawdziwy on.Iskra miała rację, kiedy mówiła na Bazarze, że Nauczy ciel niczy m się dzisiaj nie różni oddegeneratów, który mi tak pogardza.Ta my śl ziry towała go jeszcze bardziej.Bły skawiczniedoprowadziła do wy buchu ślepej furii, nad który m z trudem zapanował.Przeprosił wprawdzie zaswoje zachowanie, ale gniew w nim pozostał; ukry ty, przy czajony, czekający ty lko na okazję, a tanadarzy ła się nader szy bko.Ten biedny dureń robił ty lko to, co mu kazano.Pilnował szefa i nie dopuszczał w jego pobliżeobcy ch.Nic więc dziwnego, że zareagował jak każdy gory l powinien: waląc pięściami w wy piętąklatę i ry cząc najgłośniej, jak się da, próbował odegnać potencjalnego przeciwnika.Problemw ty m, że trafił pod zły adres, a w ty m bezwzględny m świecie takie pomy łki rzadko miałyszczęśliwe zakończenie.Pamiętający zatrzy mał się przed kotarą, obrócił wolno i obrzucił wzrokiem stojącego namiękkich nogach ochroniarza.Tamten znieruchomiał, to znaczy spróbował zamrzeć na ty le, na ileuginające się wciąż kolana mu pozwalały.Zaraz też rozłoży ł ręce, szeroko, otwarty mi dłońmi donapastnika, żeby pokazać, iż nie ma zły ch zamiarów.Nauczy ciel wskazał palcem na tatuaż. Wiesz, co to jest?  zapy tał.Zakrwawiony chłopak pokręcił wolno głową. W takim razie pogadaj z kumplami, może oni ci powiedzą, z kim miałeś przy jemność.Spojrzał znacząco na drugiego ochroniarza. To Czarny Skorpion, chłopie.Gdy by jebana Zmierć chciała przy brać ludzką postać,nosiłaby taką dziarę  wy bąkał tamten z niekłamany m podziwem w głosie, a gdy przeniósł wzrokna Nauczy ciela, dodał jeszcze:  My ślałem do tej pory, że to ty lko taka lokalna miejska legenda. Teraz już wiesz, jak się sprawy mają  odparł Pamiętający. A ty, szczerbaty  wskazałpobitego  ciesz się, że miałem dziś dobry humor. Mówiąc to, pogładził czule rękojeść maczety. I na przy szłość uważaj, jak chodzisz, bo znowu się potkniesz o własną nogę&Ochroniarz skinął pośpiesznie głową na znak, że zrozumiał aluzję, i na ty m zakończy ła się rozmowa.* * * Schudłeś, melomanie. Freja powitała go szerokim uśmiechem, jak starego znajomego,a gdy usiadł na jedny m ze stołków przy barze i schował chustkę, którą ocierał obolałe czoło,skrzy wiła się, jakby zobaczy ła coś brzy dkiego.My ślał, że chodzi o opatrunek chroniący kikutypalców, ale ona patrzy ła gdzie indziej, wy żej. Pochy l się  dodała po kilku sekundach milczenia.Zrobił, o co prosiła, i sy knął głośno, gdy dotknęła jego czoła w miejscu, w który m czułwcześniej pieczenie.Moment pózniej zabolało mocniej, ale nie wzdry gnął się ani nie cofnąłgłowy.Zrobił za to wielkie oczy, gdy na blacie wy lądowało z grzechotem coś niewielkiego, aletwardego. A niech mnie  mruknął, biorąc w palce ułomek zakrwawionej kości. Mutujesz, przy jacielu?  zażartowała właścicielka Klatki. Nic mi o ty m nie wiadomo  odparł, ocierając ponownie czoło, jak my ślał do tej pory :z potu, chociaż gdy teraz spojrzał na palce, zobaczy ł na nich też krew. A to ciekawe.Zawsze my ślałam, że ludziom zęby rosną ty lko w dziąsłach  rzuciłarozbawiona jego niewy razną miną. Za stary jestem na mleczaki  powiedział. Przy dupas jednego z twoich klientów miał miza złe, że słucham Metalliki, więc& Ten z prawej czy z lewej?  spoważniała w ułamku sekundy. Ten wy ższy. Nie powinieneś zadzierać z takimi ludzmi, przy jacielu  rzuciła z wy razną ulgą w głosie. Nie ja zacząłem  skontrował naty chmiast. Ale ty skończy łeś. Nie przekonał jej. Bardzo go poturbowałeś? Dostał raz, padł, ale zaraz wstał.Prócz tego ułomka stracił jeszcze dwa, może trzy zęby.Tendrugi wy tłumaczy ł mu kilkoma ciekawie dobrany mi słowami, że zadarł z chodzącą legendą.Topowinno załatwić sprawę. Twoje szczęście, że to ty lko ochroniarz mojego dostawcy skrzy żaków. Wskazała głowąpiekące się pajęczaki. Gdy by ś załatwił tego drugiego& Drugi by ł mądrzejszy, nie próbował nawet. Miałeś zły dzień?  zmieniła temat. Dlaczego py tasz? Ludzie na ogół nie wy płacają z czapki każdemu, kto nastąpi im na odcisk [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl